Zadzwoniłam do Toma i po kilku minutach on i Alis siedzieli już razem ze mną w poczekalni.
Byłam bardzo roztrzęsiona - fizycznie i emocjonalnie. Miałam dreszcze na całym ciele, trzęsły mi się dłonie, a myśli kłębiły się w głowie, jedna przez drugą.
Alis objęła mnie ramieniem, co było dziwne i uspokajające zarazem.
Po godzinie napiętej ciszy i wyczekiwania, na środek sali wyszedł lekarz i zawołał: - Sykes?
Od razu podnieśliśmy się z siedzeń. Lekarz widząc nas, podszedł pewnym krokiem.- Są państwo rodziną?
- Jestem narzeczoną, a to jest brat. - powiedziałam szybko, wskazując na Toma. Zignorowałam jego piorunujące spojrzenie na słowo "narzeczona".
- Dobrze, proszę za mną. Pani tu zostanie. - zwrócił się do Alis, która kiwnęła tylko głową.
Dreptaliśmy krok w krok za lekarzem, mijając zabiegane pielęgniarki i pacjentów.
- Nastawiliśmy kość. To było złamanie otwarte, ale na szczęście niewielkie, nie doszło do uszkodzenia tętnicy udowej. Z głową było gorzej. - z początku nie wiedzieliśmy czy mówi do nas, czy do kogoś przed nami, bo nie zaszczycił nas ani jednym spojrzeniem. Miał rzeczowy ton, zupełnie wyprany z emocji. - Doznał wstrząsu, do mózgu wylała się krew. Dlatego jest w śpiączce i myślę, że to jedyny skutek tego wylewu, który nie był wcale duży. Ale nie wiemy ile spędzi czasu w śpiączce ani czy w ogóle się wybudzi.
Wzięłam głęboki oddech.
Śpiączka. Niby nie tak źle, jeśli poza tym nic mu miało nie dolegać. A z drugiej strony nie miałam pojęcia, jak długo czasu będę musiała wytrzymać bez niego, jak długo będzie wegetował i co będzie potem. Nie umarł, nadal żył i to było najważniejsze. Ale co mi po jego żywym ciele, skoro mogłam już nigdy nie usłyszeć jego głosu? Nie porozmawiać z nim, poczuć, jak jego ramiona oplatają się wokół mnie. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.- Jest stabilny, na razie nic mu nie zagraża. Dziś i jutro poleży jeszcze na sali obserwacyjnej, a potem przeniesiemy go do pokoju z innymi pacjentami w śpiączce. Jesteśmy. - wskazał na duże, przeszklone drzwi na końcu korytarza. - Możecie do niego wejść na chwilę, ale tylko na chwilę. Za dwa dni wasza obecność będzie wręcz wskazana, musi dostawać jak najwięcej bodźców z otoczenia żeby mózg mógł powoli się stabilizować. Na razie jednak jest dość słaby. - otworzył drzwi i wpuścił nas do środka.
Niemal od razu zauważyłam Olivera. Leżał na drugim łóżku od wejścia, pod ścianą. Nadal miał na sobie kołnierz i maskę tlenową, ale zniknęła cała krew, a jego ubranie było zmienione na białą koszulę. Żołądek zawiązał mi się w supeł na jego widok. Cała miłość jaką do niego czułam, dała o sobie znać z wielką siłą w jednym momencie. Zagryzłam drżącą wargę, nie dając łzom wypłynąć z moich oczu. Przysiadłam na krześle obok łóżka Olivera i patrzyłam na niego w milczeniu. Czułam, że Tom stał za mną, ale trzymał się na dystans, jakby nie chciał przeszkadzać w spotkaniu dwóm kochankom. Położyłam dłoń na dłoni Olivera, która leżała bezwładnie na kołdrze. Miał zimne palce, co było dla mnie nowością. To zawsze on ogrzewał moje zimne dłonie. Na jego nadgarstek założono opaskę z imieniem i nazwiskiem. Nie poruszał się, nie mrugał, nie uśmiechał się. Gdyby nie to, że jego klatka piersiowa unosiła się miarowo można by pomyśleć, że leżał tam manekin. Był też blady, jego tatuaże wyglądały przez to na intensywniejsze, a zarazem bardziej upiorne. Zacisnęłam powieki żeby się nie rozpłakać, a i tak nie dałam rady powstrzymać szlochu. Tom położył rękę na moim ramieniu. Nigdy nie przypuszczałabym, że znajdę się w takiej sytuacji - leżąc nad nieruchomym ciałem Olivera w szpitalu. Zastanawiałam się co czuje, jeśli w ogóle coś czuje. Czy myśli? Jest świadomy? Raczej nie był... Dałby choćby najmniejszy znak, jego ciało zareagowałoby na mnie tak, jak zawsze, a tym czasem nie działo się nic.
Nie pozostało mi nic innego jak nie tracić nadziei na jego powrót, który przecież musiał nastąpić. Po prostu musiał.
***
Oliver
Ja pierdole, jak boli. Nigdy nic mnie tak nie bolało, Jezu. Co się dzieje? Co się dzieje do chuja? Jebło to jebło, przecież żyję, zostawcie mnie. Muszę do Emmy, muszę z nią porozmawiać. Co za dupki, nic mi nie jest, macie mnie postawić! Kurwa, dlaczego nie mogę nic powiedzieć? ZOSTAWCIE MNIE! Co jest? Może... Nie, ręce też nie. Ale bym mu zajebał. Emma! Emma, Jezu, dobrze, że jesteś. O ja pierdole, moja głowa. Emma... Moja maleńka. Przepraszam, Em. Przepraszam.
Szpital? Jezu, nawet ta noga nie boli tak, jak głowa. Zróbcie coś... Emma, muszę do Emmy. Muszę... Emma. KURWA, ZRÓBCIE COŚ. Chyba... Co ty mi... Ałć. Nie lubię igieł. Jest... Jest lepiej... Okej, już tak nie boli.
Kurwa, kurwa, kurwa, Jezu, wróciło. Nawet nie mogę krzyknąć do kogoś żeby znów mi to wstrzyknęli. Co tam mówisz? Gdybym tylko mógł otworzyć oczy... To chyba lekarz. Co? Nie, to nie możliwe. Przecież tu jestem, wszystko czuję, słyszę. Nie jestem w śpiączce, chyba wiedziałbym gdybym był w śpiączce. Nie jestem. Coś mu się pojebało. Kto mu dał uprawnienia do bycia lekarzem?
Poziomki... Ktoś ma perfumy jak Emma. Emma? To chyba ona. Dotknęła mnie. Jezu, to na pewno ona. Emma, kochana... Muszę coś powiedzieć. Musimy pogadać. No dalej, ja pierdolę. Zaraz sam sobie zajebię. Gdybym tylko mógł ruszyć tą pieprzoną ręką. Czy to... Jezu, tylko nie to, nie płacz. Jestem tu, zaraz ci pokażę. Przecież jestem, Emma! Nie płacz... Nie! Nie! Wracaj! Proszę! Emma...
A jeśli naprawdę jestem w śpiączce? Nie, nie jestem. Ale ona tak myśli, ten gnojek musiał jej tak powiedzieć. Muszę jej udowodnić, że nie jestem. Jutro... Jutro się obudzę i będzie w porządku, a kiedy ona przyjdzie, bo przyjdzie na pewno, będę się do niej uśmiechał. I aż się łyso zrobi temu pseudo-kurwa-lekarzowi. Ale tu jutro... Teraz chyba się zdrzemnę.
___________
Wybaczcie, że wczoraj nie było rozdziału, ale zawsze jak któregoś dnia nie będzie, następnego wstawię dwa;) Więc dzisiaj też pojawi się kolejny.
Miłego! <3
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...