Rozdział dwudziesty drugi

607 75 27
                                    

Oliver
- Poważnie? - usłyszałem głos. Otworzyłem oczy, a Emma odsunęła się ode mnie.
Tom stał na środku pokoju. Całując się, w ogóle nie słyszeliśmy, jak wchodził.
- Poważnie, Emma? - powtórzył. - Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia.
Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Samo to, że nazwał Emmę głupią sprawiło, że we mnie też coś się zagotowało.
- O co ci chodzi? - zapytała nim zdążyłem mu odpyskować.
- O co mi chodzi? Spójrz co ty robisz!
- Tom, to nie twoja sprawa. - starała się mówić spokojnie, ale wiedziałem, że jest wkurzona. Zacisnęła dłonie na mojej koszulce.
- Nie, zupełnie nie moja sprawa. - powiedział sarkastycznie. - Tylko że to jest mój brat, a to jesteś ta sama ty, która płakała mi ostatnio w rękaw. A ja... Jestem w tobie... - urwał, odwracając głowę na moment. - Jestem tobą zauroczony. - mówiąc to, spojrzał wprost na nią. To było dziwne, wyglądalj jakby doskonale się zrozumieli.
- Co kurwa? - nie wytrzymałem. Zdjąłem z siebie Emmę i wstałem. Na darmo próbowała chwycić moją koszulkę i mnie zatrzymać. Stanąłem przed Tom'em, patrząc w jego oczy, równie rozwścieczone, co moje. - Co to ma znaczyć?
- To, co słyszałeś. - był ode mnie nieco niższy, ale bardziej umięśniony. Gdybyśmy zaczęli się bić, pewnie by wygrał.
- Żarty sobie robisz? To moja dziewczyna, nie możesz się w niej zakochać.
- Bo? Mógłbym ją nawet przelecieć, gdyby naszła mnie taka ochota. - parsknął. To było za wiele.
Moja pięść wylądowała idealnie w jego szczękę. Wydawał się zdziwiony. Zatoczył się o krok do tyłu i przyłożył rękę do miejsca, gdzie go uderzyłem. Emma prawie od razu się przy nim znalazła.
- Jesteś, kurwa, normalny? Przecież żartowałem!
- To sobie tak, kurwa, nie żartuj, bo cię zabiję. - oddychałem ciężko ze złości i adrenaliny. - A ty co? - zwróciłem się do Emmy. - Zostaw go, zasłużył sobie.
- Nie, wcale nie, Oliver. Nie powinieneś go za to bić. - jej oczy zaszły warstwą łez.
- Że co? - zmarszczyłem brwi. - Czemu go bronisz?
- Bo najwidoczniej miał cholerną rację! Ty jeszcze nie dojrzałeś, Oliver. Bijesz go, bo co? Bo ma uczucia? Nie to co ty! - teraz już rozpłakała się na dobre. Jej słowa zabolały. Poczułem, jakby na dno mojego żołądka opadła ciężka, ołowiowa kula. I właśnie ten ból mnie ocucił. Spojrzałem na nich tak jak wcześnien nie patrzyłem - na jej zatroskany wzrok, a jego maślane oczy mimo czerwonego śladu po mojej pięści na twarzy.
- Czy wy... Czy między wami coś... - nie potrafiłem wypowiedzieć tej myśli na głos, bo stałaby się zbyt realna.
Żadne z nich się nie odezwało. Jednak spojrzenia, które wymienili były na tyle znaczące, że sam mogłem sobie odpowiedzieć.
- Nie... - wyszeptałem, chociaż już wiedziałem, że to prawda. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? - Nie, nie, nie. Em, powiedz, że sobie wymyślam, że oszalałem. Kurwa, odpowiedz mi! - krzyknąłem na nią, a z jej oczu popłynęły kolejne łzy. Wyglądała na przerażoną.
- Oliver, to nie tak... Nie robiliśmy nic z tych rzeczy. To był tylko... Tylko głupi pocałunek. Nic więcej.
- Z moim bratem? Czy was pojebło? - spojrzałem to na jedno to na drugie. Nie odzywali się. Wyglądali jak zbite pieski, a to mnie przypierdolono prawdą w twarz. Pokręciłem głową z niedowierzeniem. Nie potrafiłem już stać w ich towarzystwie ani sekundy dłużej. Wyszedłem na korytarz.
- Oliver! - Emma złapała mnie za nadgarstek. - Oliver, posłuchaj. Przecież sam nie jesteś święty. Zrobiłeś coś gorszego. Ty się przespałeś z tamtą dziewczyną! - załkała. Wypominanie tamtej sprawy rozzłościło mnie jeszcze bardziej.
- Tak, kurwa, zrobiłem to! A wiesz jaka jest różnica? - obróciłem się i spojrzałem z góry prosto w jej czerwone od płaczu oczy. - Zrobiłem to będąc zalanym w trupa i do tego na dragach. To nie byłem ja. A ty byłaś trzeźwa! Przecież wiem, że nie pijesz. - kiedy mówiłem, ona coraz bardziej się garbiła i zapadała w sobie. - Jakbyś się poczuła, gdybym teraz pocałował Alis? - gestykulując wskazałem bliżej nieokreślone miejsce na końcu korytarza. Emma spojrzała na mnie zranionym wzrokiem.
- Oliver, proszę... Pogadajmy o tym.
- Nie mam o czym z tobą gadać. - wyrwałem się z jej uścisku i zbiegłem po schodach. Słyszałem, że za mną biegnie więc przyspieszyłem. Byłem wyższy i miałem dłuższe nogi, to oczywiste, że nie miała szans mnie dogonić, a jednak upracie za mną podążała.
- Oliver! Oliver, błagam!
Nie słuchałem jej, a powinienem. Byłem tak zaślepiony wściekłością i wizją ich razem, że mogłem eksplodować.
Różnica między mną a nią była taka, że ja nic nie czułem robiąc to z tamtą dziewczyną. Kurwa, ledwo to pamiętałem. A nie wiedziałem przecież, czy ona nie poczuła czegoś do Toma, całując go. Myślała kiedy to robiła, była wszystkiego świadoma. Chyba wolałbym być martwy niż żyć w świecie, gdzie Tom i Emma są razem.
Na przejściu dla pieszych paliło się czerwone światło.
- Kurwa... - zakląłem pod nosem. Nie chciałem z nią rozmawiać w takim stanie. Musiałem ochłonąć, przemyśleć, uspkoić się.
Odwróciłem się. Była już bardzo blisko. Pomyślałem wtedy - pieprzyć to. I wszedłem na jezdnie.
Może gdybym się wtedy rozejrzał i nie miał przed oczami tylko Emmy i Toma, uniknąłbym tego, co się stało. Rozmowa z Emmą mogłaby - dosłownie - uratować mi życie. Ale ja zatraciłem się w byciu zapatrzonym w siebie idiotą.
Poczułem uderzenie, nim zobaczyłem, co sprawiło mi taki potworny ból. A potem z ogromną siłą odrzuciło mnie na plecy. Wielka, biała plama rozbłysła mi przed oczami, a ból był tak wielki, że aż nierealny. Kiedy straciłem przytomność nie czułem już niczego.

***
Emma
Wszystko działo się jak w filmie, klatka po klatce mogłabym odtworzyć w pamięci tamten moment.
Krzyknęłam jego imię, kiedy wyszedł na pasy, by go ostrzec. Osobowy samochód jechał z dużą prędkością, starając się zdąrzyć na ostatnie sekundy zielonego światła. I pewnie by mu się udało gdyby nie wytatuowany chłopak pojawiający się znikąd. Odleciał jak kukła, jakby nic nie ważył kiedy maska samochodu podcięła mu nogi. Widziałam, jak jego głowa uderza o asfalt. Widziałam krew, sporo krwi, szczególnie z jego lewej nogi.
Moja podświadomość wiedziała co się stało, ale umysł i ciało były opoźnione. Nie mogłam się ruszyć. Ugieły się pode mną kolana - upadłam. Wstałam dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam karetkę. Usztywnili szyję Olivera kołnierzem, potem przenieśli go na nosze. Podeszłam powoli na miękkich nogach, czując jak po moich policzkach płyną łzy.
Ratownicy szybko załadowali go do karetki. Wokół nich zebrało się sporo ludzi. Miałam ochotę krzyczeć - to mój ranny chłopak, a nie pieprzona sensacja, cholerni debile! ale się powstrzymałam, to nie było ważne, w niczym by nie pomogło.
- Czy on żyje? - zapytałam jednego z ratowników. - Jestem jego narzeczoną. - dodałam szybko, wiedząc, że dziewczynie mogliby nie udzielić informacji i nie pozwolić mi jechać razem z nimi.
- Żyje, ale musimy szybko przewieźć go do szpitala, nie wiadomo jakie są uszkodzenia.
- Czy mogę jechać z panami? Nie mam samochodu, a... A muszę tam być. - głos mi się łamał od szlochu. Ratownik zastanowił się tylko przez jedną sekundę, bardzo zależało mu na czasie.
- Ok, wsiadaj, ale nie przeszkadzaj ratownikom. Tu chodzi o jego życie, rozumiesz? Wsiadaj, szybko. - nie czekając na moje potwierdzenie, wskoczył do karetki.
Weszłam za nim. Nigdy nie byłam w takim samochodzie. Ale nie bardzo interesowało mnie jego wnętrze - całą uwagę skupiłam na Oliverze. Miał zamknięte oczy, a ranę na jego głowie już opatrzał jeden z mężczyzn. Wyglądał jakby spał i może gdby nie ta krew i fakt, że jego noga była wygięta pod dziwnym kątem, byłabym w stanie w to uwierzyć. Chciałabym chwycić go za rękę, jakoś pokazać mu, że jestem i czuwam. Ale nie mogłam - siedziałam w kącie karetki, szlochając i starając się zobaczyć choć kawałek Olivera znad poruszających się nerwowo ratowników.

Co ja zrobiłam... To wszystko przeze mnie, pomyślałam, ale szybko się zganiłam za tą myśl. Nie chodziło o to przez kogo to się stało. Oliver musiał przeżyć i to liczyło się najbardziej, nic poza tym. Jeśli by tego nie przeżył to ja też nie.
Zacisnęłam dłoń na łańcuszku od niego, którego nie zdjęłam ani razu, odkąd mi go podarował.

To wszystko było takie nie realistyczne, choć bolało zbyt bardzo by mógł być to tylko senny koszmar.
Szpital nie był daleko, po kilku minutach jazdy zatrzymaliśmy się, a trzech ratowników wyniosło Olivera na łóżku. Z maską tlenową, kołnierzem i bandażem na głowie wyglądał zupełnie jak nie on. A jednak tatuaże i jego sylwetka boleśnie dawały znać tej części mnie, która nadal nie potrafiła uwierzyć, że to się wydarzyło i naprawdę stałam w szpitalnej poczekalni wśród wielu innych, zmartwionych osób.
Jeszcze dwadzieścia minut temu było tak pięknie. Cieszyłam się, że go widzę, całowaliśmy się i rozmawialiśmy. A teraz? Teraz wszystko się rozsypało. Znowu.
Po naszej rozłące los postanowił mi znów go zabrać. Tylko że ten rodzaj rozłąki był o wiele gorszy, bo nie miałam świadomości, że wszystko z nim w porządku, że nie walczył właśnie o życie.

Nic, zupełnie nic nie było w porządku.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz