Rozdział szesnasty

922 105 30
                                    

Telefon zawibrował, wybudzając mnie z niespokojnego snu. Spojrzałam na wyświetlacz - była godzina 3:57.
Nieznazny numer: Śpisz, święyodzku?
Nie miałam wątpliwości, co do autora SMSa.
Ja: Już nie. Coś się stało?
W między czasie czekając na odpowiedź, zapisałam numer jako Oliver.
Oliver: Noe. Po proatu chcuałem do vebie napysać.
Albo zwykle pisał tak niedbale, albo...
Ja: Jesteś pijany?
Oliver: Nie.
Oliver: No możw trpche.
Nie odpisałam. Bo po co? Dlaczego pisał do mnie w tym stanie, skoro wiedział, że nie cierpię pijaństwa? Albo alkohol zupełnie odebrał mu umysł, albo chciał mnie wkurzyć z premedytacją.
Oliver: Em?
Odłożyłam telefon i nie reagowałam na kolejne wibracje. Gdy zadzwonił, odrzuciłam połączenie. Prościej było zwyczajnie wyłączyć telefon - ale próżna część mnie, ta, która pragnęła uwagi, podświadomie chciała, by się do mnie dobijał.
Po trzecim sygnale w końcu się ugięłam i odebrałam.
- Daj mi wytłumaczyć. - bełkotał do słuchawki.
- To, że się uchlałeś? Po tym, jak się przed tobą otworzyłam? Po tym, jak pomagałeś wnosić mi moją zarzyganą matkę do mieszkania? Naprawdę, daruj sobie. - już chciałam się rozłączać, gdy zatrzymał mnie jego błagalny ton.
- Em, kurwa, proszę. Posłuchaj mnie. Proszę.
Westchnęłam ciężko. Jego naturalnie niedbały styl mówienia w połączeniu z alkoholem sprawiały, że ciężko było go zrozumieć.
- Mogę przyjechać? - zapytał po chwili ciszy.
- Nie! Jesteś pijany, poza tym wiesz, która jest godzina?
- Niewaaażne, zaraz będę misia. I tak już nie śpisz. - przeciągał samogłoski, słychać było, że nie poprzestał na dwóch drinkach. Ale słowo "misia" rozczuliło mnie w niewyjaśniony sposób i już nie potrafiłam się na niego gniewać.
- Oliver, proszę nie jedź. Jeśli przyjedziesz, nie otworzę ci. Spotkamy się za kilka godzin, prawda?
- Prawda, ale ja chcę teraz...
- Oli, błagam, zostań tam gdzie jesteś.
- Ale ja chcę do ciebie. - brzmiał jak małe dziecko i miałam w tamtym momencie ogromną ochotę go przytulić. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Obiecuję, że kiedy się zobaczymy, nie odstąpię cię na krok. A teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego piłeś? - zapytałam ostrożnie, bawiąc się skrawkiem kołdry.

- O Jeeezu, nie chcę teraz o tym gadać. A jak tobie minął dzień, misiu?

Zarumieniłam się, a serce zaczęło mi mocniej bić - to porąbane, że jedno proste słowo, pieszczotliwe przezwisko potrafiło wywołać u mnie taką reakcję. A może chodziło raczej o tego, kto je wypowiadał?

- Misiu? - zapytałam podejrzliwie.

- Misiu. - potwierdził i nie musiałam go widzieć, by wiedzieć, że się uśmiecha.

- Przecież spędziliśmy go razem. - wypaliłam, nie wiedząc dlaczego o to pyta. Być może chciał po prostu zmienić temat, a ja łatwo dałam się temu zwieźć.

- No wiem, ale chciałem tylko usłyszeć, jak fantastycznie się ze mną bawiłaś.

- Och, a skąd ta pewność, że bawiłam się fantastycznie? - uśmiechnęłam się pod nosem.

- Kochanie, takie rzeczy się widzi. Cieszyłaś się jak... Jak mała dziewczynka na widok szczeniaczka. - zachichotał.

Tak. Był totalnie zalany. A mimo to dałam się wkręcić w jego głupie gierki.

Ani trochę nie było mi z tym źle.

- Mhm, szczególnie w momencie kiedy zdjąłeś koszulkę...

Kiedy teraz o tym myślę, to był najśmielszy tekst, jaki kiedykolwiek opuścił moje usta. Ale godzina była późna, mój rozmówca pijany - nie było przeciwwskazań, by trochę poszaleć.

Zaśmiał się krótko, a potem wymruczał wprost do słuchawki, aż przeszły mnie dreszcze.

- Nawet nie wiesz, jak mój szczeniaczek cieszył się na widok ciebie w bieliźnie.

Nie. Nie powiedział tego. Słodki Jezu. Serce zaraz mi stanie.

- Przesadziłem? - zapytał, gdy nie odpowiedziałam.

- Nie, nie. Po prostu wyglądam ci na dziewczynę, która leci na słodkie szczeniaczki? - wypaliłam pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy.

- Nie, ale nie miałbym nic przeciwko, gdybyś zajęła się moim.

Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam śmiechem.

- Oliver, to się robi chore. - powiedziałam między urywanym śmiechem. Przyłączył się do mnie i razem chichotaliśmy do telefonu, jak para wariatów.

- Dobra, dobra, przepraszam. To znaczy nie kłamałem, w żadnej kwestii, ale i tak przepraszam.

- Wybaczam. - otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku od zbyt natarczywego śmiechu. - Idziemy spać? - zapytałam, gdy poczułam, że moje oczy już nie potrafią pozostać otwarte na dłużej niż trzy sekundy.

- Tak razem? - zapytał i chyba usiadł, bo usłyszałam pisk odsuwanego krzesła.

- Prawie razem.

- Ale ja chciałbym tak całkowicie razem.

- Na razie to nie jest możliwe.

- Dlaczego?

- Musisz tak drążyć? - przewróciłam się na bok i potarłam oczy pięścią.

- Okej, okej. W takim razie wyobraź sobie, że właśnie kładę się koło ciebie. Powiedzmy, że będziemy spać na łyżeczkę.

- Na łyżeczkę? - zdziwiłam się, bo pierwszy raz słyszałam takie określenie.

- Eh, kiedyś ci pokażę, misiu. No więc kładziemy się i...

- Oli?

- Tak?

- Naprawdę, chodźmy już spać. - ziewnęłam. Mogłabym słuchać jego głosu godzinami, ale moje biologiczne potrzeby mimo wszystko wygrywały z tą chęcią.

- No dobrze. To dobranoc, Em.

- Dobranoc, Oli.

- Słodkich snów. - rozłączył się, a mnie przygniotła nagła cisza. Zasnęłam z uśmiechem, a tej nocy śniły mi się same słodkie sny. Wiele było w nich tatuażów i wielkich, zielonych oczu.


___________________________

Okeeej, okeej, rozdział nie był aż tak gorący jak chciałam, bo i wyszło mi totalnie co innego, niż chciałam, ale chyba nie było tak źle :D Mam nadzieję, że się podobało i życzę Wam miłego dnia/nocy ^^



She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz