Rozdział drugi

1K 122 4
                                    

Wypadłam z kabiny i chwilę mi zajęło ogarnięcie całej sytuacji. Pierwsze, co zobaczyłam to dwie zszokowane twarze skierowane w moim kierunku.
Mężczyzna o wielkich, szarych oczach, trzymał w dłoni łyżkę z płynem, a w drugiej zapalniczkę. Natomiast na dłoni drugiego spoczywał kawałek papieru z białym proszkiem. Miał zielonkawe oczy, wytatuowaną szyję i dłonie.
- Co do kurwy? - odezwał się Jordan, jak poznałam po głosie.
- Pomóc w czymś? - zapytał tym razem Oli, który nie wyglądał już na zszokowanego, a wręcz rozbawionego.
Przybrałam hardą maskę.
- Nie wydaje mi się, żeby narkomani byli mi w stanie pomóc.
- No proszę, proszę. Przebiegłość naszych fanek nie zna granic... Czego chcesz? Autografu? Zdjęcia? - Jordan wyglądał na wyniosłego dupka. I zapewne nim właśnie był.
- Niby dlaczego miałabym brać od ciebie autograf? - zapytałam, zdezorientowana.
- Ach, no racja, zapomniałem, że wy wszystkie lecicie na wokalistów. - przewrócił oczami i wrócił do rozpuszczania heroiny na łyżce.
- Zostaw to! - krzyknęłam, nim zdążyłam pomyśleć. Jordan zaśmiał się krótko.
- Bo? - zapytał, na chwilę przerywając.
- Bo wszystko wygada prasie, Jordan. Będziemy mieli niezłą jazdę, jeśli to zrobi. Czego chcesz za milczenie? Możemy dać ci pieniądze, dużo pieniędzy. - odezwał się Oli.
- Chrzanię twoje pieniądze... Kim ty jesteś, żeby płacić mi za milczenie. - odparowałam.
- Przyszłaś na koncert i nawet nie poznajesz frontmana zespołu? I kto tu się naćpał? Poza tym, to męski kibel, więc nie wiem co tu do chuja robisz... - Jordan uniósł brew i patrzył na mnie z rozbawieniem.
Co za idiota!
Spojrzałam szybko na Oliego. Nikogo mi nie przypominał, z nikim mi się nie kojarzył.
To jasne, jest totalnie nie w moim guście.
Miał na sobie czerwoną koszulę w kratę i obcisłe, czarne spodnie. Choć był przystojny, to tatuaże nigdy mi się nie podobały. A on był w nich cały.
- Nie przyszłam na wasz koncert, kimkolwiek jesteście. I chyba wiem, co możecie zrobić, żebym na was nie doniosła. - w mojej głowie zaczął kiełkować pomysł tak genialny, że aż chciałam sama sobie przybić piątkę.
- Mianowicie? - Oli spojrzał na mnie spod pół przymkniętych powiek i było w tym coś tak dzikiego, że przeszedł mnie dreszcz.
- Cały towar, jaki macie, spuścicie teraz w toalecie.
Odpowiedział mi gromki śmiech, głównie Jordana.
- Dziewczynko, nie baw się w zbawicielkę świata. Co z tego, że spuszczę to w kiblu, jeśli za jednym telefonem będę miał dwa razy więcej? - w jego niebieskich oczach błyszczały iskierki rozbawienia.
- Będę miała czyste sumienie, że was powstrzymałam. - odparłam dumnie.
- I co, to wszystko? - zapytał tym razem Oli.
Kiwnęłam głową.
- Masz do wyboru wszystko, nawet ruchańsko z Oliverem Sykesem, a ty każesz nam wyrzucić narkotyki... Głupia dziewczynka.
Odrzuciłam swoje brązowe włosy do tyłu i założyłam ręce na piersi.
- Najwidoczniej nie odczuwam potrzeby "ruchańska" z żadnym cholernym Oliverem. - cały czas starałam się grać pewniejszą siebie, niż w rzeczywistości byłam.
- Ta? A myślałem, że laska bez bolca dostaje pierdolca. - rzucił Jordan, wyciągając z kieszeni woreczek z szarawym proszkiem.
Oliver zaśmiał się pod nosem, al nadal stał oparty o umywalkę.
Jordan podszedł do toalety i wysypał zawartość woreczka, a także łyżki.
- Zadowolona?
Nie odpowiedziałam tylko zwróciłam się do Olivera.
- A ty?
- Ja nic nie mam. - wzruszył ramionami.
- Jasne... - odparłam z powątpieniem. Mój wzrok napotkał jego i znów przeszedł mnie ten niewyjaśniomy dreszcz.
- Jaką mamy pewność, że na pewno nie doniesiesz na nas do prasy? - zapytał Jordan.
- Nawet nie wiem kim jesteście... Poza tym, nie mam żadnych dowodów.
- Brzmi sensownie. - powiedział Oliver i przeczesał ciemne włosy palcami.
- Więc jeśli już pozbawiłaś nas, o wybawicielko, ze wszelkich narkotyków możemy iść na swój koncert? - zapytał Jordan, chowając ręce do kieszeni.
Pokiwałam głową i po raz ostatni im się przyjrzałam.
Wyszli, mijając mnie bez słowa. Po chwilo dobiegły mnie piski i krzyki, domyśliłam się, że z powodu pojawienia się gwiazdorów między tłumem.
Ja za to cieszyłam się, że mogłam choć w ten sposób pozbawić kogoś tego śmiertelnego gówna.
Narkoryki nie niszczą tylko i wyłącznie osoby, która ich zażywa. Niszczą też jego rodzinę i ich życie. Zatruwają, zabijają, rozbijają. To nie samobójcza śmierć. To morderstwo.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz