Rozdział czwarty

786 86 17
                                    

Oliver
Policja przyjechała szybko choć szczerze - nie wiem po co. Gościa ani nie zamknęli, ani nie skuli w kajdanki. Po krótkim przesłuchaniu odjechali.
Wpierdol zadziałałby zupełnie tak samo, a nawet i lepiej. A zdecydowanie mu się to należało.
Nie potrafię sobie wyobrazić, jak czuła się w tym wszystkim Emma. Nawet przez chwilę nie wziąłem w rozważanie wersji tego całego Quentina, czy jak tam go matka pokarała imieniem.
Jedno było pewne - nie zamierzałem godzić się na współpracę z tą wytwórnią. Kto wie ile było w niej takich Quentinków? Może zaczęliby dobierać się do nas?
Wróciliśmy do hotelu i zjedliśmy kolację, której nie mieliśmy okazji dokończyć w restauracji. Emma nadal była trochę roztrzęsiona, ale nawet zaczęła śmiać się z nami z całej tej sytuacji.
- Czekaj, czekaj, bo nie rozumiem. Autentycznie wyjebałaś mu prosto w jaja? - Matt aka Kleszcz, chichotał jak opętany.
- Nawet dwa razy. - odpowiedziała Em, bez cienia dumy ze swojego czynu.
- Dozgonny szacunek. - uścisnął jej dłoń teatralnie. - Epicki wyczyn.
- Dobrze wiedzieć, że moja dziewczyna to taka wojowniczka. - pocałowałem ją w skroń, a ona uśmiechnęła się do mnie uroczo.
- Tylko nie wykorzystuj tego tricku w sypialni. Oluś by tego nie przeżył. - zajojczał Matt, a ja zastanawiałem się czy mu zajebać, czy może jednak zajebać.
- Kurwa, mam nadzieję, że teraz nie będzie mógł mieć już dzieci. - zaśmiał się Jordan.
- Całe społeczeństwo żywi taką nadzieję. - stwierdził Kleszcz. - Ej! A znacie ten kawał? - zmienił nagle temat. Emma tylko śmiała się cicho, poza tym nie odzywała się. Odgarnąłem jej włosy z czoła i podczas gdy chłopaki byli zajęci rozmową, zapytałem ją cicho: - Hej, co jest?
Wzruszyła lekko ramionami.
- Jestem chyba zmęczona. Pójdę się położyć.
- Pójdę z tobą.
- Chciałabym zadzwonić jeszcze do Alis. Zapytać, co z mamą. Poradzę sobie sama. - zapewniła, jednocześnie gryząc się w wargę. Była zdenerwowana perspektywą rozmowy z siostrą i, tak między nami, też bym się denerwował gdybym miał rozmawiać z kimś tak niedojebanym mózgowo.
Pokiwałem głową i przez chwilę patrzyłem, jak odchodzi.
- Myślicie, że coś jej zrobił? - zapytał Jordan.
- W sensie?
- No wiecie, włożył rękę pod spódnicę czy coś...
- Nawet Oli jeszcze tego nie zrobił. - zaczął żartować Matt.
- Serio? Założę się, że ciągle to robią. - wtrącił Kleszcz.
- Och, Oliver, och! - zapiszczał damskim głosem Jordan.
- A może byście się, kurwa, zamknęli? - burknąłem. Nigdy nie wziąłem sobie za punkt honoru "przelecenia" Emmy (Jezu, to określenie nawet brzmi ohydnie w odniesieniu do Em). To chyba jasne, że mnie pociągała, ale nie chciałem robić nic wbrew jej woli.
Zaczęli dalej naśmiewać się z moich "podbojów" łóżkowych, ale ja się wyłączyłem i myślałem tylko o Emmie - jak pięknie dziś wyglądała i jak świetnie poradziła sobie w tej okropnej sytuacji. Była dziś kimś więcej niż tylko osiemnastoletnią dziewczyną. Tego dnia była prawdziwą kobietą. Nagle zapragnąłem znaleźć się przy niej - przytulić i powiedzieć, jak bardzo ją kocham i że nie przeżyłbym, gdyby coś jej się wtedy stało.
Wstałem, ściągając na siebie spojrzenia chłopaków.
- A ty dokąd?
- Do mojej dziewczyny. - oznajmiłem i odwróciłem się na pięcie.
- Kutas go zaswędział. - usłyszałem za plecami, ale nie pofatygowałem się żeby zobaczyć, który z nich był taki mądry. W pięć minut znalazłem się pod drzwiami naszego pokoju. Klucz miała Emma, więc zapukałem, a po chwili drzwi się uchyliły. To był już zły znak - dlaczego ich nie otworzyła, nie stanęła w nich i uśmiechnęła do mnie, tak jak zawsze to robiła? Wszedłem do pokoju - panował w nim półmrok, bo Emma zapaliła tylko jedną lampkę. Od progu poczułem lekki zapach papierosów, co było dość zaskakujące. Zauważyłem ją dopiero po chwili, w otwartych drzwiach balkonowych. Stała odwrócona do mnie tyłem, w dresowych krótkich spodenkach i mojej czarnej koszulce. Była na nią o dwa rozmiary za duża i zwisała do połowy jej pośladków.
Podszedłem do niej cicho. I od razu wyjaśniło się źródło zapachu fajek - w jej dłoni tlił się na wpół zapalony papieros.
- Palisz? - zapytałem, zdając sobie sprawę, że to bardzo głupie pytanie.
Wzruszyła ramionami. Dopiero teraz zauważyłem, że miała mokre policzki.
- Skąd masz papierosy?
- Zamówiłam. To zabawne, że można tutaj zamówić wszystko. Gdybym poprosiła o podpaski pewnie też by mi je przynieśli. - uśmiechnęła się smutno.
- Co się stało? Rozmawiałaś z Alis? - dotknąłem jej wilgotnego policzka, ale odsunęła się - nieznacznie, ale wystarczająco, by zabolało.
- Nie. Nie odebrała.
- Więc czemu płaczesz? - ściągnąłem brwi, patrząc na nią zmartwiony. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ona nie spojrzała na mnie ani razu.
- Wow, zauważyłeś...
- Jezu, o co ci chodzi? - zaczęła mnie irytować ta cała "tajemniczość".
- O co MI chodzi? O co TOBIE chodzi? Tobie i tej twojej Sranie?
Przez chwilę patrzyłem na nią nic nierozumiejącym wzrokiem. Ona tylko raz po raz zaciągała się papierosem. Nie patrzyła na mnie. Do czasu, aż nie złapałem za filtr papierosa, gdy był w połowie drogi do jej ust i nie zabrałem jej go, wyrzucając za barierkę balkonu. W jej ciemnych oczach czaił się gniew.
- Jakiej Sranie?
- Ty mi powiedz. "Spotkajmy się o 13:00, bez nikogo. Musimy być sami." I jeszcze ta pieprzona mrugająca minka. A ty ochoczo się zgodziłeś. Mógłbyś być bardziej dyskretny w kontaktowaniu się ze swoimi dziwkami. - wyjęła kolejnego papierosa i zapaliła go.
- Co? - tylko tyle byłem w stanie wykrztusić.
- Gówno. Jutro wracam do domu.
- Ale dlaczego?
- Pierdolę, jaki ty jesteś czasem przytępiony. - obróciła się w moją stronę i obrzuciła zdegustowanym spojrzeniem. - Lana. Lana Bloom. "Mam nadzieję, że wiesz co robisz." - wypowiedziała piskliwym tonem.

- Lana? Jezu, Em. Skąd o niej wiesz?

- Nie zmieniaj tematu! Powiedz mi kto to jest, to może powiem ci skąd wiem. - przez chwilę tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Jak mogła podejrzewać mnie o zdradę? I to z Laną! A przecież Lana to...

- Nasza przyszła stylistka i menadżerka w jednym. Przejmuje nas dopiero za trzy dni. Omawialiśmy szczegóły spotkania kwalifikacyjnego . - Emma uśmiechnęła się krzywo, jakby mi nie wierzyła.

- Jasne, i dlatego miałeś pójść sam?

- A tu już nie wiem o co jej chodziło. Może jest moją fanką?

- Oby nie, bo może zachce jej się chodzić nie tylko na rozmowy sam na sam.

- Boże, Em, błagam cię... - złapałem ją za nadgarstek. - Nie możesz być o nią zazdrosna.

- Nie jestem zazdrosna! - obruszyła się. I znów wyglądała jak chomik odsunięty od jedzenia. Zupełnie słodko mimo powagi sytuacji.

- A właśnie, że jesteś. - droczyłem się z nią, choć mógł to być zdecydowanie samobójczy ruch.

- Mmm, skoro tak, to może zadzwonię do Quentina i przyjmę jego propozycję? - i znów uśmiechnęła się ironicznie. A mnie na moment odebrało oddech.

- Ty co kurwa zrobisz?

- To, co słyszałeś! - obróciła się i już miała wychodzić, gdy złapałem ją i zupełnie niedelikatnie przyparłem do ściany. Nie spodziewała się tego, więc dała mi się unieruchomić.

- Nigdy. Więcej. Nie mów takich rzeczy. Okej?

Przełknęła głośno ślinę i pokiwała lekko głową. Odsunąłem się, a z niej zeszło całe powietrze.

- Przeprzszm... - wymamrotała tak cicho, że usłyszałem tylko niezrozumiały bełkot.

- Co?

- Przepraszam. - powtórzyła głośniej. - Że cię podejrzewałam. I że przejrzałam twój telefon. Po prostu mój był rozładowany, a chciałam zadzwonić i akurat ona napisała do ciebie. Przepraszam. - patrzyła na swoje dłonie. Uniosłem jej podbródek. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i zdaje się, że w obu nie krył się już gniew, może tylko jego nieznaczne resztki.

- Już w porządku, Em. Ja też przepraszam, że tak się zdenerwowałem.

Jej usta drgnęły w delikatnym uśmiechu. Wspięła się na palce i przylgnęła swoimi wargami do moich. Przypomniał mi się wtedy nasz pierwszy pocałunek. Zrobiła to niemal dokładnie tak samo - bez uprzedzenia, nieśmiało i lekko. Bogu dzięki, że się wtedy odważyła. Inaczej może tkwiłbym z nią w friendzonie do końca życia. A tego bym nie zniósł.

- Ale przyznaj, że byłaś trochę zazdrosna. - powiedziałem między pocałunkami i uśmiechnąłem się.

- Och, zamknij się. - przylgnęła do mnie jeszcze bardziej, zwiększając intensywność naszego pocałunku.

Do dziś jestem pewien, że stanowiło to za odpowiedź "TAK".

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz