- Emy? - wybełkotał do słuchawki.
- Boże, no nareszcie... Wszystko gra? Czemu wcześniej się nie odzywałeś? - powiedziałam bez poprzedzającego "cześć" albo "jak się masz?". Musiałam wiedzieć wszystko w jednej chwili, zupełnie rozwiać swoje wątpliwości. Inaczej bym ześwirowała.
- Ah... Tak wyszło... Moja malutka Em. Co tam? - mówił dziwnie, przeciągając sylaby i ciągle się zacinając, jakby plątał mu się język.
- Czy ty... - zaczęłam.
- Jesteś pijany? - dokończył za mnie. - Jak cholera.
Przełknęłam głośno ślinę. Przynajmniej był szczery. I musiał istnieć racjonalny powód, dla którego to zrobił, inaczej nie sięgnąłby po alkohol. Od razu zapytałam: - Co się stało?
- Ten skurwiel... Pierdolony sukinsyn... Powiedział, że on nic nie zrobi, on ma wszystko w dupie, to nie jego problem. Wszystko... Cała praca, Boston... Poszło się jebać. Wyobrażasz sobie? Nie wiem, co robić. Ja pierdole. Ja... Pierdole! - usłyszałam trzask, jakby rozbijanej szklanki.
- Hej, spokojnie. Jest wiele innych producentów na tym świecie, chyba dacie radę znaleźć kogoś innego.
- Ta? A masz na zbyciu pół miliona? Bo ja, kurwa, nie mam! - teraz w słuchawce rozległ się inny dźwięk, coś uderzyło z łomotem na ziemię.
- Dlaczego aż tyle? - zdziwiłam się.
- Bo tyle kosztuje pieprzone niedotrzymanie umowy! Do tego musimy mu oddać wszystko, co w nas zainwestował, do tego wszyscy inni pierdoleni ludzie, którzy byli w to zaangażowani muszą dostać pieniądze. Do tego on jest skurwielem! To jest popierdolone! Popierkurwadolone! - znów coś rozbiło się o ziemię.
- Jezu, Oliver... - westchnęłam. Miałam zupełną pustkę, nie wiedziałam, co powiedzieć i jak móc go pocieszyć, bo chyba nie istniały słowa, które mogą pocieszyć w takim momencie. - Nic nie jesteście w stanie zrobić? Nic a nic? Przecież to nie może się tak skończyć... Tyle nad tym pracowaliście.
- To znaczy, no... - zaczął, ale resztę zdania powiedział tak niewyraźnie, że nic nie usłyszałam.
- Możesz powtórzyć? - zapytałam.
- Nie, nic. To zbyt popieprzone, nie zrobiłbym tego, wiesz przecież. On jest do reszty pojebany, ma dziwne fazy.
- Ale o co chodzi? - nadal nie wiedziałam o czym mówi.
- No bo... Powiedział, że może odnowić umowę jeśli zrobię coś dla niego, ale kuuurwa, przecież to jakiś pierdolony absurd.
- Mów.
- Mam poznać się z jego córką, bo jest moją fanką. Spotkać się mogę, ale jeśli dziewczyna jest równie pojebana co ojciec, boję się, że będzie jej chodziło o coś więcej. Więc powiedziałem mu, że mam narzeczoną, że to chore i nie ma jebanej mowy. Wolę zdobyć jakoś te pięćset tysięcy i oddać mu żeby ruchał w dupsko kogoś innego niż bawić jego dziecko. - mówił rozedrganym, zdenerwowanym tonem. Przez chwilę musiałam przetrawić tę informację. Po pierwsze - ten cały producent to naprawdę bezczelny człowiek. Jak mógł zaproponować coś takiego Oliverowi? Myślał, że kupi swojej córce idola? Przecież to nienormalne. Po drugie - co jeśli nie było innego wyjścia? Nie znałam się za bardzo na takich "biznesowych" sprawach, ale wiedziałam, że istnieje coś takiego jak "odsetki". Nie mieliśmy więc pieniędzy, ani zbyt wiele czasu, by je zdobyć. Może to była jedyna szansa zespołu, żeby wyjść z tego bagna?
- Oliver... Chyba powinieneś się zgodzić. - powiedziałam cicho, wbijając w wewnętrzną część dłoni paznokcie, żeby nie zadrżał mi głos, kiedy to mówiłam.
- Co? Co kurwa? Oszalałaś? Nie ma mowy.
- Oliver, posłuchaj...
- Nie! Nie, nie, nie. Nie. O czym ty w ogóle mówisz? Nie ma mowy.
- Nie przerywaj mi i posłuchaj, okej? Nie macie pieniędzy, a ja jak bardzo nie chciałabym wam pomóc to też ich nie mam. Z każdym miesiącem będzie gorzej, a takich pieniędzy nie wytrzaśniesz od tak. Dlatego zrób to, tak będzie najlepiej i najszybciej. Boże, sama nie wierzę, że cię do tego przekonuję... Ale tu chodzi o dobro zespołu. I waszych fanów, bo oni też czekają na tą płytę. To tylko niewinna nastolatka... Zakochać się już w tobie nie może, bo pewnie już jest zakochana. Ale ty masz mnie i to się nie zmieni więc lepiej o tym pomyśl i... Nie martw się. Przecież to nic takiego, tylko kolejna fanka, tylko że od tej zależy bardzo wiele. - podciągnęłam nogi pod samą brodę, siedząc na łóżku i wpatrywałam się w pomarańczowo-różowy zachód słońca. Jeszcze dwa dni temu oglądałam go z Oliverem. Byłam ciekawa, czy w Bostonie jest już ciemno, czy może on też oglądał w tamtej chwili zachód słońca.
- Emma, ale to jest popieprzone, a ty nie możesz mi tak po prostu udzielić pozwolenia na spotykanie się z inną dziewczyną. To tak, jakby ci nie zależało...
- Nie o to chodzi, Oliver. Myślisz, że nie jestem zazdrosna? Boże, trzęsą mi się ręce, jak bardziej się nad tym zastanawiam, ale... Ufam ci, jestem pewna, że nie zrobisz nic głupiego. O ile będziesz trzeźwy... - dodałam, bo wiedziałam już, że kiedy był odurzony potrafił robić różne głupoty, na przykład mnie zdradzić. Ta myśl nadal bolała i migotała jak czerwone światełko z tyłu mojej głowy, kiedy próbowałam przekonać go do przyjęcia tej propozycji. Ale nie mogłam do końca życia poddawać się temu przykremu wspomnieniu, bo nic, co wydarzyło się do tej pory nie miałoby miejsca.
- I jak ty to sobie wyobrażasz, będę zabawiał jakieś dziecko w Bostonie podczas gdy ty będziesz dostawała pierdolca w domu? Nie, Em, to nie wypali. Jesteś dla mnie ważniejsza niż zespół i pieniądzie i wiesz, że gdybym miał wybierać wybrałbym ciebie. Wiesz to, prawda? - uspokoił się już nieco, ale nadal mogłam usłyszeć w jego głosie cienie niedawnej złości.
- Wiem, Oli. Ale skoro jest szansa na zachowanie zespołu to dlaczego z niej nie skorzystać? I tak jak mówisz - to będzie tylko zabawianie dziecka. Tyle chyba jesteś w stanie zrobić?
- Nie wiem, może, chyba... Jeszcze o tym pomyślę. Ale jesteś chyba jedyną dziewczyną, która zgodziłaby się na coś takiego.
- To źle? - zmarszczyłam brwi, nagle czując się głupio, jakbym pchała swojego chłopaka w ramiona innej dziewczyny.
- Nie, chyba nie. To znaczy, że naprawdę bardzo mi ufasz, po tym wszystkim... Jesteś dla mnie za dobra, wiesz? - choć go nie widziałam, wiedziałam, że się uśmiechał.
- Wiem, Oli.
- Daj mi jeszcze dzień do pomyślenia o tym. Ty też jeszcze pomyś i no, zobaczymy co z tego wyjdzie... A powiedz, jak minął ci dzień?
Opowiedziałam mu wszystko, co się u mnie działo, a działo się niewiele więc potem to on głównie opowiadał mi, jak spędził te dwa dni. Powiedział, że nie chciał do mnie dzwonić, póki wszystkiego względnie nie poukłada. Nie chciał mnie martwić, ale brak wiadomości od niego był bardziej martwiący niż ich nadmiar i treść.
Sama jeszcze nie do końca uświadomiłam sobie, na co się zgadzałam i jak naprawdę będzie to wyglądać, ale pozostawało mi mieć nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i za kilka dni chłopcy odzyskają umowę, producenta i nie będą musieli wypłacać tej ogromnej sumy.
Nie wiem, na co liczyłam, ale na pewno nie na to, co się wtedy zadziało...
__________________________
Ledwo jeden dzień w szkole, a ja już mam dość i całą sobotę musiałam odreagowywać ;_; A Wy jak tam? Jeszcze nie dopadł Was ból egzystencjonalny z powodu szkoły?
Jutro postaram się jeszcze coś wstawić, a tak to obawiam się, że w tygodniu będzie z tym słabo :c pewnie ledwo będzie chciało mi się żyć, a co dopiero pisać...
Tak czy inaczej, miłej nocy Olemki. kocham Was ❤
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...