Rozdział trzydziesty szósty

455 58 7
                                    

Oliver
Była godzina 19:23 kiedy zaparkowałem pod domem Brooke.
Kiedy stąd odjeżdżaliśmy kilka godzin temu, obawiałem się, że będzie to najbardziej niezręczny czas jaki z kimś spędzę. Pomyliłem się.
Brooke poza całą swoją otoczką gaduły i podnieconej fanki, okazała się być naprawdę zabawną i miłą dziewczyną.
Pytała mnie o zespół, piosenki, tatuaże... Okazało się, że sama ma kilka.
Kiedy już opadły z niej emocje, rozmowa z nią była naprawdę przyjemna.
Odstawiając ją z powrotem czułem wielką ulgę zmieszaną z sympatią do tej ognistowłosej dziewczyny.

- Dziękuję za dzisiaj... Że znalazłeś dla mnie chwilkę czasu, to naprawdę spełnienie moich wszystkich marzeń. Nie zasnę chyba przez tydzień. Nadal nie jestem pewna, że to się naprawdę dzieje... Może tylko śnię? Boże, mam nadzieję, że nie. - uśmiechała się do mnie, siedząc na miejscu pasażera z jedną ręką na klamce.

- W takim razie mielibyśmy dokładnie ten sam sen. - także się do niej uśmiechnąłem.

- Jeszcze raz dziękuję. - powiedziała, otwierając drzwi.

- Nie ma sprawy. Pozdrów tatę. - dodałem z wyczuwalną tylko dla mnie ironią.

- Och, na pewno. To wszystko dzięki niemu. - jeszcze raz posłała mi ciepły uśmiech i wysiadła. - Dobranoc.

- Dobranoc.

Pomachała mi gdy odjeżdżałem. Nie minęło pięć minut, kiedy poczułem wibracje telefonu. Zwolniłem nieco i wyjąłem go z tylnej kieszeni - imię na wyświetlaczu sprawiło, że mocniej ścisnąłem kierownicę.

Evan Collins: Zrobiłeś, o co prosiłem, ale chyba nie myślisz, że to wystarczy? Cztery godziny w Twoim towarzystwie nie są warte pół miliona. Może kolejne cztery już tak? Sprawdź. Jutro o 16:00 w tym samym miejscu. Ubierz się stosownie, w końcu zapraszasz Brooke na obiad. Będzie przeszczęśliwa. Ty też. Do jutra, kolego.

Rzuciłem telefonem o kokpit. Odbił się i wylądował na moich kolanach.

Z wściekłości pociemniało mi przed oczami, czułem jak pulsują mi opuszki palców. Moja stopa mimowolnie wcisnęła pedał gazu. Wyprzedzałem wszystkie samochody, czasem jedynie o milimetry mijając się z autem jadącym z naprzeciwka. Prędkość huczała mi w uszach, podobnie jak adrenalina i złość.

Mogłem przewidzieć, że ten palant nie poprzestanie na jednym spotkaniu. Przecież to było bardziej niż oczywiste, że będzie chciał czegoś więcej. Pytanie - czym było to "więcej"? I jak długo będzie przeciągał ten cyrk?

Być może chciał mi dać kolejną okazję do zrobienia czegoś, co zasmuci albo zdenerwuje Brooke, a wtedy musiałbym otworzyć portfel pełen pieniędzy i oddać Collinsowi dług. Nie zamierzałem doprowadzić do takiej sytuacji. Ten stary pierdolec chyba nie wiedział, z kim miał do czynienia. W wywiadach, między ludźmi i na scenie czasem muszę użyć aktorstwa. Ludzie nie chcą przychodzić na koncerty załamanego, zrujnowanego i beznadziejnego artysty. Chcą zastrzyku energii, siły, chwili oderwania od rzeczywistości, a ja muszę im to dawać bez względu na to, co siedzi wewnątrz mnie. Dlaczego więc udawanie uprzejmego i uroczego chłopaka dla miłej i zabawnej dziewczyny miałoby być dla mnie problemem? Wystarczy pociągać za odpowiednie sznurki. I to też zamierzałem zrobić.


***

Emma

Po dniu spędzonym z niejaką Brooke, Oliver zadzwonił do mnie i opowiedział wszystko ze szczegółami. Z jego opisu wynikało, że nie była tak zła, jak myślał. Nie czułam się o nią zazdrosna, wyczułabym w jego głosie, gdyby działo się coś niedobrego. Nie potrafił mnie oszukać, spędziłam z nim zbyt wiele czasu, by nie zauważać drobnych, ale znaczących zmian w tonie głosu, ruchu brwi, palców czy ramion.

Powiedział mi też, że Collins wymusił na nim kolejne spotkanie. Cóż, nie mogłam powiedzieć, że byłam bardzo zdziwiona - ten mężczyzna był typem szumowiny, której jak bardzo gorliwie nie usuwałoby się z zupy, i tak zawsze wraca, jeszcze bardziej irytująca.

Zadzwonił tez następnego dnia, po drugim spotkaniu. Powiedział, że nie różniło się wiele od pierwszego, ale Collins powiedział Brooke, że to Oliver zaprosił ją na obiad, więc dziewczyna nie posiadała się z radości, natomiast Oli był bardziej niż wściekły. Bardzo mu współczułam, bo to wszystko nigdy nie powinno mieć miejsca. Nigdy nie przyznałabym się do tego przed Oliverem, ale w głębi serca nadal obwiniałam się za wypadek i że to właśnie przez niego Oliver musiał robić to, co robił.

Moja i jego złość rosła tym bardziej, że Collins nie zamierzał poprzestawać na dwóch spotkaniach. Zaraz po skończonym wspólnym obiedzie, napisał Oliverowi dokładny plan kolejnego dnia. Wiedziałam, jak bardzo trapią go myśli o wszystkim, co się wtedy działo, więc nie rozmawialiśmy o Brooke ani o ich spotkaniach dłużej niż dziesięć minut - istniały o wiele przyjemniejsze tematy, poza tym za każdym razem czułam się odrobinę bardziej zazdrosna... Dlaczego jakaś obca dziewczyna miała przywilej spędzać więcej czasu z moim narzeczonym niż ja sama? Dlaczego było to dla Collinsa takie ważne? Nawet jeśli chciał uszczęśliwić córkę, to kosztem dwóch innych, nieszczęśliwych ludzi. A właściwie to szóstki - chłopaki z zespołu byli prawie tak samo skonsternowani całą tą sytuacją jak ja i Oliver.

- Bardzo cię kocham, wiesz? - mówił, kiedy był już w pokoju hotelowym, a ja leżałam w łóżku z kubkiem herbaty i laptopem na kolanach.

- Wiem, Oli. Też cię bardzo kocham.

- Pusto tu. Nie mam komu zabierać kołdry, nie mam się z kim kłócić...

- Nadal możemy się kłócić, jeśli tak baardzo tego chcesz. - zauważyłam pół żartem.

- To bez sensu jeśli nie mógłbym cię potem przytulać tak długo, aż byś mi wybaczyła.

- Racja. Mam nadzieję, że niedługo do mnie wrócisz... Chociaż patrząc na to, co wyprawia ten idiota, niedługo każe ci zamieszkać razem z nimi. - przewróciłam oczami.

- Wiesz, że bym się nie zgodził.

- Może nie miałbyś wyboru...

- Wtedy wolałbym już sprzedać nerkę i oddać mu pieniądze. Nie śmiej się, mówię poważnie. - dodał, słysząc jak chichoczę.

- Okej, trzymam cię za słowo. A poza tym... Co słychać?

Wieczory, kiedy mogłam leżeć i słuchać jego głosu w słuchawce były miłe, ale nie wystarczające. Tęskniłam, ciągle bardziej i bardziej. Chodziłam w jego bluzach, wciągając delikatny zapach jego wody kolońskiej i dezodorantu. I im dłużej Oliver nie mógł wrócić, im więcej czasu spędzał z Brooke i im bardziej był szantażowany przez Collinsa, coraz bardziej przekonywałam się, że do czegokolwiek miało prowadzić to całe przedstawienie , nie mogło wyniknąć z tego nic dobrego.


___________________________

Wracam do świata żywych, a najlepszym tego dowodem jest kolejny rozdział :D Od razu zabieram się za pisanie kolejnego, bo akurat mam wenę xd

Miłego wieczoru Kochane :*


She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz