Oliver
- Możecie mi powiedzieć, co tu właściwie robicie?
Oparliśmy się o ceglaną ścianę, mieliśmy stamtąd widok na miasto w dole - błyszczące mimo ciemności. Boston nigdy nie chodził spać. Tom wyjął papierosy i poczęstował mnie jednym. Wszystko wyglądało jak za starych dobrych czasów - kiedy jako nastolatkowie wymykaliśmy się nocami z domu i staliśmy pod blokiem, wypatrując czy nie idzie sąsiadka, która mogłaby na nas podkablować, że paliliśmy. Gadaliśmy o dziewczynach, samochodach (pamiętam do dziś, jak zarzekałem się mu, że kupię sobie kiedyś najbardziej wyjebane Audi na tej planecie - szkoda, że się wtedy nie założyliśmy, bo bym wygrał) i życiu. Nasze teorie na temat śmierci, religii i ludzi był genialnie szalone. Ile bym dał, żeby wrócić do tamtych czasów.
Opowiedział mi o telefonie od Jordana i o tym, jak namawiał go żeby wziął ze sobą ojca.
- Wiedzałem, że wcale się nie ucieszysz, no bo kurwa, nie po tym co zrobił. I ile to już lat? Siedem? Odkąd nie gadacie.
- Osiem. - poprawiłem go.
- No ale zgodziłem się... Nie wiem, myślałem, że może rzeczywiście to coś da. Że pomogę tobie i jemu. Myliłem się, prawda? - zerknął na mnie, błyskając swoimi niebieskimi oczami.
To zawsze na mnie leciały wszystkie dziewczyny. Tom był miłym, trochę nieśmiałym chłopakiem, prawdziwym dżentelmenem wobec dziewczyn. Idealny materiał na friendzone. Ja byłem tym, który miał na wszystko i wszystkich wyjebane, więc dziewczyny leciały do mnie jak do lepa na muchy. Miałem długie włosy i kolczyk w wardze.
- Prawda. Nie mam zamiaru z nim gadać.
- Chociaż byś spróbował...
- Nie. - uciąłem. - Nie odzywał się do mnie tak długo, wytrzyma jeszcze... Całe swoje życie. - wzruszyłem ramionami.
- Oliver, a co masz do stracenia?
- Pierdolę, gadasz jak jakiś jebany psycholog. - przewróciłem oczami i wyrzuciłem końcówkę papierosa.
- Bo chcę wam pomóc!
- A niby w czym ma nam to pomóc? - teraz stałem przed nim, krzyżując ręce na klatce.
- Może w końcu oboje przestalibyście się obwiniać i może w końcu, kurwa w końcu, odpuścilibyście i zachowali się jak rodzina.
- On nigdy nie zachowywał się, jakby był moją rodziną.
Przez chwilę tylko patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a w mojej głowie zaczęła kiełkować głupia myśl, że może Tom ma rację... I że może to była właśnie ta pora kiedy trzeba było wziąć się w garść. Utopić demony.
Wziąłem głęboki, rozedrgany oddech.
- Zawołaj go tu. - powiedziałem, nie patrząc na niego. Przez chwilę się nie poruszał, jakby nie mógł uwierzyć. - No idź, kurwa, zanim się rozmyślę. - ponagliłem go, więc w ułamku sekundy znalazł się za drzwiami prowadzącymi do klubu. Czekając na jego powrót chodziłem w tę i z powrotem, strzelając palcami i wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną część dłoni.
W końcu wrócił. Zaraz za nim szedł ojciec. Miał rozbiegany wzrok, prawie w ogóle nie patrzył mi w oczy. Był niższy ode mnie, albo bardziej przygarbiony. Czarne włosy przeplatywały się z siwymi, a jego kości policzkowe mocno odznaczały się na, pooranej gdzie niegdzie zmarszczkami, twarzy.
- To ja już pójdę. - wymamrotał Tom i nim zdążyłem zaprotestować, zniknął za drzwiami.
Zapadła pełna niezręczności cisza. Wiedziałem, że tak będzie. W końcu nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia.
- Więc... - zaczął po kilku chwilach. - Emma to bardzo miła dziewczyna. Cieszę się, że spotykasz się z kimś takim. - wzmianka o niej miała mnie chyba rozluźnić, ale podziałała zupełnie na odwrót.
- Nie mów o niej. Nie masz prawa.
- Oliver... Żałuję. - wychrypiał cicho. Prychnąłem.
- Niby czego żałujesz?
- Ja... - spuścił wzrok. - Tych straconych lat. - każde słowo przychodziło mu z trudem. Wyglądał na tak wycofanego, jak to tylko możliwe.
- Tak? Wow, to zajebiście, od razu mi ulżyło. - mój głos ociekał sarkazmem, ale on nie wydał się tym wzruszony.
- Musisz zrozumieć, że mi też było ciężko. Wiem, jak bardzo mogłeś poczuć się skrzywdzony...
- Wiesz? - wciąłem mu się w zdanie i uniosłem brew z niedowierzeniem. Wściekły zrobiłem krok w jego stronę. Nie odsunął się. - Nic, kurwa, nie wiesz. Nie masz zasranego pojęcia.
- To był mój błąd. Myślałem, że ci tym pomogę...
- Spierdalając przy najbliższej okazji? Och, błagam, przestań. Planowałeś to. Planowałeś to i tylko czekałeś, aż będziesz mógł uciec! Odciąć się ode mnie. Nie o to ci zawsze chodziło? Ja o tym marzyłem!
- Oliver... - zaczął, ale nie dałem mu dojść do słowa. Byłem tak wściekły, miałem ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. To była nienal dzika wściekłość. Każdy wieczór, kiedy zostawałem z nim sam w domu zaczął powracać. Cały ból i frustracja. Z nieba zaczęły kapać pierwsze krople deszczu.
- Byłem głupi. Byłem tylko jebanym dzieckiem. Zawsze miałem nadzieję, że tego wieczoru ci przejdzie. Że nic się nie stanie. Zawsze, każdego dnia, kurwa, rozumiesz? Pamiętam wszystko. Byłem twoją marionetką do bicia. Bawiło cię to? - wyciągnąłem rękę i popchnąłem go. Nie spodziewał się tego i zatoczył krok do tyłu.
- Ale musiało być, kurwa, zabawnie kiedy leżałem i mnie kopałeś. Byłem naćpany, ledwie to czułem. Ale ty miałeś prawdziwą zabawę! - popchnąłem go drugi raz, a deszcz zaczął nas obmywać jak intensywny prysznic. W kilka chwil moja koszulka i włosy stały się mokre, ale nie dbałem o to.
- To nie tak...
- A jak? No jak?! - wydarłem się na niego. - Chciałem umrzeć, rozumiesz? Chciałem się, kurwa, zabić. - przypominając sobie tę chwilę zupełnej beznadziejności i ogromnej chęci pozbawienia się życia, jedna, słona łza popłynęła mi po policzku, ale spłynęła razem z deszczem, niezauważona. Nie płakałem od wielu, wielu lat i wtedy też tego nie robiłem - ta jedna łza była całą goryczą, która musiała wypłynąć, bo inaczej by mnie rozsadziła. - Ale wtedy wspaniałomyślnie odszedłeś. I przez głowę ci nie przyszło, żeby kiedykolwiek się do mnie odezwać, przeprosić.
- Bałem się, Oliver. Wolałem żebyś zapomniał.
Zaśmiałem się smutno na te słowa.
- Zapomnieć? Jak miałbym zapomnieć coś takiego?
- Byłeś trudnym dzieckiem, zrozum, że nie zawsze życie jest kolorowe.
Odebrało mi mowę. Przez te wszystkie lata nic się nie zmienił - był takim samym dupkiem, jak zawsze.
- Trudnym dzieckiem? - podszedłem do niego, patrząc z góry jak się kurczy. Dokładnie jak ja kiedyś przed nim. Wymierzyłem kolanem w jego brzuch. Zgiął się, chywtając za niego. - Byłem trudnym dzieckiem, bo ty byłeś chujowym ojcem. - splunąłem na ziemię obok niego. - Nigdy nie miałem odwagi ci oddać. Teraz mam. - dostał kolejnego kopniaka, ale tym razem podniósł się po dwóch sekundach i wymierzył otwartą dłonią w mój policzek. To było jakby ktoś nastawił tym gestem wewnątrz mnie kasetę, ze wszystkimi wspomnieniami. Przepełniły mi głowę, jedno po drugim, mieszając się i przeplatając. Każde uderzenie, wyzwisko i ból nie tylko fizyczny. Nienawiść, która nigdy nie wygasła, nagle rozpaliła się jak pochodnia.
Moje ciało ogarnęła furia, bijąca z każdego jego centymetra. Czysty, niemal namacalny gniew i skrzywdzenie, przerodziło się to w jeden, mocny sierpowy wymierzony w jego policzek. Potom drugi i kolejny, aż się nie przewrócił.Role się odwróciły.
_____________________________
Wybaczcie, że wczoraj nic nie dodałam:/ dziś za to obiecuję, że wieczorem wrzucę jeszcze jeden rozdział:*
Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? :D
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanficEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...