*zdupięknajawmediach*
Moje życie jest meega zwariowane.
Najpierw ja i Leo się kłócimy,ale ja mu wybaczam.
Następnie Leondre się mnie boi i...znika.
Następnego dnia rano wszystko się zmienia.*******
Jest godzina czwarta rano.
Ze snu wyrwało mnie pukanie do drzwi frontowych.Z uśmiechem zdrapałam się z łóżka. Poszłam do szafy wybrałam odpowiedni strój. Poszłam do toalety się przebrać i zrobić makijaż. Wyprostowałam włosy i na nogi założyłam moje baleriny...
Nie. Tak nie było. Było zupełnie odwrotnie.
Z jeszcze zamkniętymi oczami, leniwie zdrapałam się z łóżka. Podeszłam do lustra i się zobaczyłam.
Włosy ułożyły się w jakieś orle gniazdo. Ramiączka od mojej koszulki,zwisały z moich ramion. Ale za to spodenki były całe.Nie przejmując się wyglądem założyłam moje różowe kapcie na nogi i z kaprysem poszłam otworzyć drzwi zapewne grubemu,śmierdzącemu, spoconemu, czterdziestolatkowi. (czyt.listonosz)
-Czego chcesz siło nieczysta o czwartej rano?!-zapytałam i zamknęłam oczy,a następnie otworzyłam drzwi.
-Każda pora jest dobra na przeprosiny.-od kiedy listonosz ma taki zaje...A. To Leondre.
-O jezu...Jesteś cały!-krzyknęłam ściskając chłopaka.
-Wejdźmy okej?
-Okej.Idź do salonu.Ja zaraz przyjdę.-powiedziałam.
Chłopak uczynnie zrobił tak jak go poprosiłam.
Ja w tym czasie zamknęłam drzwi i pokierowałam się do kuchni.
Wybrałam sok jabłkowy i podreptałam do salonu.
-Masz.
-Em...dzięki. Połóż na stole.
-Okej. A więc za co chciałeś mnie przeprosić?
-Za wczoraj. Przepraszam,że tak Sobie wyszedłem...I nie boję się Ciebie JoJo...Ja poprostu nie widziałem Cię w takim stanie przez długi czas,a po za tym miałem trochę wyrzuty,że się złościsz przez moje głupoty,gdy ty w tym czasie nosisz w Sobie nasz wytwór!
-Leondre...Jest okej. Naprawdę,ale nie rób tak więcej.-powiedziałam łapiąc go za rękę.
-Dobrze.
Pomiędzy nami zapadła cisza,bo oboje o czymś zawzięcie myśleliśmy.
Ja myślałam o naleśnikach z Nutellą...
Aghh muszę to powiedzieć!
-Naleśniki z Nutellą!-krzyknęliśmy.
Ojej...on też myślał o tym co jaaa...
Słodko.Aweee
-Okej,ale ty robisz.-powiedziałam wstając.
-No spoko.
*****
Leondre właśnie skończył robić ciasto na naleśniki i nalewa ją na rozgrzaną patelnię.
Ja w tym czasie wskoczyłam na blat kuchenny. Siedząc na nim przemiennie bujałam nogami.
Brunet,gdy mnie zauważył podszedł do mnie. Złapał mnie za biodra i zwinnie zdjął z blatu.
-Nie siedzimy na stole-powiedział cmokając mnie w czubek nosa.
Gdy chłopak wrócił do przekręcania naleśników ja znowu usiadłam na moim miejscu.
Cicho i uważnie bujałam nogami,a brunet mnie nie widział.
Ale nie trwało to długo.
Gdy zobaczyłam jak zaczął się ruszać nucąc coś pod nosem, głośno się zaśmiałam.
Leondre odwrócił się w moją stronę i znowu do mnie podszedł.
Stanął pomiędzy moimi nogami i spojrzał mi w oczy.
-Mówiłem,że tak nie można?
-Tak.
-I co z tego zrobiłaś?
-Nic.
-Co ja z Tobą mam...
Gdy to powiedział wpił się w moje usta.
Po około pięciu minutach poczułam dziwny zapach.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak nasze jedzenie się jara.
-Kurde Leo! Placki się palą!-krzyknęłam odrywając się od chłopaka śmiejąc się.
-Kirwia!
******************
Hej!
No to wkońcu rozdział pipul!
Marika💙
CZYTASZ
Can I Call You My Babe•L.D• 2cz. Hopeful||L.D||
Fanfic#194 w FANFICTION 29102017 #207 w FANFICTION 27102017 #225 w FANFICTION 07102017 #244 w FANFICTION 26012018 #7 w BAM 22102018