02.

2.6K 211 3
                                    

Kleitos wysłał ją po jedzenie. Nie przeszkadzało mu, że od rana w całym mieście znajdują się hordy spartańskich żołnierzy. Założyła na głowę chustę i ruszyła na targ. Nie spodziewała się cudów. W taki dzień nikt nie będzie nic sprzedawał. Zbliżało się południe, na targu nie stał ani jeden stragan. Za to wszędzie było pełno żołnierzy, niektórzy byli w zbrojach inni tylko w przepaskach. Większość z nich ukrywała się w cieniu przed parzącym słońcem. Życie zaczynało  się dopiero po jego zachodzie. Zrezygnowała z próby zdobycia jedzenia i pobiegła do domu Iole. Kobieta była dla niej jak matka. Przygarnęła niemowlę, które ktoś podrzucił na próg najbogatszego obywatela Aten i wychowała jak własne. Ligeia wyrosła pośród służby ucząc się tkania, gotowania i szycia. Większość traktowała ją jak wyrzutka, ale jej to nie przeszkadzało. Ważne, że Iole ją kochała. Dom kobiety znajdował się niedaleko rezydencji Cademona. Większość służących mieszkała w rezydencji, ale mąż Iole został nagrodzony przez Cademona własnym, niewielkim domem. Ligeia zapukała do drzwi, a po chwili uchyliły się one nieznacznie. Nagle czyjaś ręka wciągnęła ją do środka. Pomimo prawie siedemdziesięciu lat Iole nadal miała krzepę. 

- Zgłupiałaś żeby tu przychodzić?!- Jej twarz była usiana zmarszczkami, a niegdyś czarne włosy były prawie całkowicie siwe. Jednak jej oczy nadal były pełne życia. 

- Kleitos kazał mi przynieś coś do jedzenia.- Ostrożnie usiadła przy stole krzywiąc się nieznacznie. Starsza kobieta popatrzyła na nią ze smutkiem i usiadła naprzeciwko niej. 

- Skarbie, ich król zatrzymał się w domu Cademona. Tu są setki jego ludzi, nie rozumiem dlaczego twój głupi mąż pozwolili ci tu pójść.

- Nie wie, że tu jestem. - Ligeia wzruszyła ramionami i zdjęła chustę z głowy. 

Na widok jej twarzy Iole syknęła.

- Powinnam przewidzieć, że ten idiota nie będzie dla ciebie dobrym mężem.- Wstała i zaczęła odrywać liście z wiszących pod sufitem pęków ziół. Napluła na nie i przyłożyła do jej rozciętej wargi. Na początku szczypało, ale chwilę później Ligeia nie czuła już nic. 

- Szybciej się zagoi- dowiedziała patrząc na nią ze współczuciem.- Zostań na noc. Ten gbur poradzi sobie bez ciebie. Taka piękna dziewczyna jak ty nie powinna chodzić po mieście sama, zwłaszcza dziś. 

- Zostanę- powrotu do domu bała się tak samo jak hord spartańskich żołnierzy.

 Zjadły niezbyt suty posiłek, a wieczorem Ligeia położyła się na miękkim posłaniu. Nie wiedziała, kiedy zapadła w głęboki sen. Obudziło ją walenie do drzwi. Do chaty wpadło dziesięciu mężczyzn. Większość z nich była pijana. Jeden rzucił Iole na stół kiedy ta zerwała się zza niego. Kobieta uderzyła głową o kant i nieprzytomna upadła na podłogę. Ligeia chciała rzucić się  jej na pomoc, ale strach ją sparaliżował. Skulona siedziała na posłaniu, wpatrując się w napastników jak zwierze złapane w potrzask. Kiedy jeden z nich na nią popatrzył, odwróciła wzrok. Mężczyźni zaśmiali się głośno. Na ten dźwięk dziewczyna zadrżała. Zamknęła oczy. Któryś z nich szarpnął ją za włosy.

- Patrzcie jaka ślicznotka się nam trafiła. - Ten, który ją trzymał zdarł z niej szatę. Na widok jej nagiego ciała w chacie rozległy się gwizdy. Zaczęła płakać, czym wzbudziła tylko kolejną salwę śmiechu. Żołnierz rzucił ją na posłanie. Kiedy jej plecy dotknęły siennika otworzyła oczy. Jeden z mężczyzn pochylił się nad nią, ale czyjaś dłoń postawiła go na nogi.

- Z takimi oczami należy do króla.- Spartanin, który to mówił miał pierwsze ślady siwizny na skroniach. Uklęknął obok niej i okrył leżącą na ławie tkaniną. Musiał być dowódcą ponieważ jego słowa nie wywołały żadnego sprzeciwu. - Wynoście się  - warknął, a oni posłuchali od razu.

Ligeia zaczęła trząść się jeszcze bardziej. Mężczyzna wziął ją na ręce i wyniósł z domu. 

- Iole...- spróbowała wyrwać się z jego objęć i sprawdzić co stało się z jej matką,  ale mocno ją trzymał.

- Nie bądź głupia i się uspokój. 

Przestała się szamotać, niósł ją przez podwórze na, którym paliły się ogniska. Wokół nich zgromadzili się żołnierze, którzy dzieli się łupami. Złotem, kosztownościami, winem i kobietami. Ligeia zamknęła oczy i zaczęła cicho łkać. Żołnierz wszedł do domu, który wcześniej należał do Cadeomona. Ligeia dobrze znała tą rezydencje, przez całe lata szorowała tu podłogi i służyła w kuchni. Pomimo całego gwaru na zewnątrz dom był opustoszały, co czyniło go jeszcze bardziej przerażającym. Żołnierz zaniósł ją na dziedziniec  i postawił na ziemi. Kiedy to zrobił skłonił się i wyszedł. Kobieta nie mogła ustać bez jego pomocy i opadła na podłogę. Skuliła się w kłębek i zaczęła rytmicznie kołysać.  Na środku znajdowało się płonące palenisko. Wiedziała, że jeśli go dotknie będzie bezpieczna, ale nie mogła się poruszyć. Wlepiła wzrok w buzujące płomienie i nie zauważyła cienia na marmurowej posadce. Nie usłyszała kroków, więc kiedy dłoń wylądowała na jej ramieniu cicho krzyknęła. 

- Nie, nie bój się. Nic ci nie zrobię. 

UcieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz