6.

4.6K 284 8
                                    

Kiedy obudziła się rano Harrego  już nie było. Poczuła jednocześnie ulgę i smutek. Postanowiła nie otwierać restauracji, tylko skupić się na poszukiwaniach nowego domu. Przejrzała kilkanaście ofert miast i miasteczek wokół Waszyngtonu i jej wybór padł na Manassas. Na sprzedaż był duży dom na uboczu z dużym ogrodem. Jedynym problemem było to, że znajdował się w ruinie. Nie zniechęciło jej to i zadzwoniła pod numer podany w ogłoszeniu. W ciągu godziny stała się właścicielką domu w stanie Virginia. Reszta dnia upłynęła jej na pakowaniu i grupowaniu rzeczy. Kiedy na tarasie popijała herbatę usłyszała dzwonek telefonu. Niechętnie weszła do środka i odebrała.

 - Tak, słucham.

- Panno Hale, tu Thomas Martin. Chciałbym się dowiedzieć, kiedy moglibyśmy się spodziewać pani w Waszyngtonie? 

- W przyszłym tygodniu. 

Przez kilka minut rozmawiali o kwestiach formalnych, których nie poruszyli podczas jego pobytu w Neihart. Kiedy skończyli Ellie wyszła na taras. Nie zdziwiła się zbytnio widząc stojącego na nim wilkołaka. 

- Mogłeś wejść od frontu.

Nie odpowiedział. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że jest w złym humorze.  Zignorowała go i usiadła na krześle. Otworzyła notatnik i zaczęła robić listę rzeczy do zrobienia.  Sprawa restauracji była na pierwszym miejscu. Musiała znaleźć kogoś kto zajmie się interesem. Chciała też sprzedać dom, oraz kawałek działki który leżał wokół niego. Cisza trwała piętnaście minut podczas których Eva skrupulatnie spisywała wszystko co przyszło jej do głowy. Ani razu nie podniosła wzroku. 

- Pojadę z tobą. 

- Rób jak chcesz - Wstała i weszła do środka. Harry podążył za nią jak cień.

Jeszcze nie zaczęła się pakować, ale nie miała żadnych pudeł. Tylko dwie stare walizki. Dlatego i tak musiała iść do centrum miejscowości. Westchnęła i sięgnęła po leżący na komodzie świecznik. Przez te lata nazbierało się wiele bibelotów, a część z nich była bezwartościowa. Czekał ją ciężki dzień. 

                                                                                        ***

Trzy dni później dnia zarezerwowała dwa bilety na samolot do Waszyngtonu. Czekał ich prawie sześciogodzinny lot.  Zdołała załatwić wszystkie swoje sprawy, chociaż nie obyło się bez wyjazdu do miasta. Cały swój dobytek zaniosła do restauracji i zamknęła na zapleczu. Następnego dnia swoje pudła dołożył Harry. Firma zajmująca się przeprowadzkami zabrała je praktycznie od razu. Ciężarówka miała do pokonania prawie cały kontynent i Ellie zapłaciła krocie, ale akurat te rzeczy chciała ze sobą zabrać. Cena nie grała roli. Pożegnała się już ze wszystkimi w miasteczku, a kluczę zostawiła u Beccy Foster. Ostatnio rozwiodła się z mężem i nie miała pracy. Restauracja była dla niej jak gwiazdka z nieba. Najgorzej bolało rozstanie się z Samem. Gdy odjeżdżali Ellie poczuła, że zostawia w tej miejscowości kawałek siebie. Mieszkała tam od tylu lat, że prawie zapomniała jak wygląda wielki świat. Na lotnisko odwiózł ich wilkołak z watahy Harrego, który przez całą drogę dziwnie na nią patrzył. Nie mogła go winić. Wyjazd Harrego bardzo osłabiał ich stado.

Ellie źle poczuła się dopiero w samolocie. Z każdym kilometrem, który dzielił ją od bezpiecznego schronienia czuła narastający strach. Wszystko wróciło do normy kiedy Harry chwycił ją za rękę. Popatrzyła na niego z wdzięcznością. 

- Nie wiedziałem, że boisz się latać.- Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, widząc że mocno zbladła. 

- To nie to, po prostu... - przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. - Trochę boję się powrotu do cywilizacji po tak długim czasie. 

UcieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz