38.

1.6K 163 15
                                    

Zaraz za drzwiami czekał na nich niski mężczyzna. Mógł mieć niewiele ponad metr sześćdziesiąt i wszyscy, łącznie z Evą, wyglądali przy nim jak olbrzymi. Lekarz przedstawił się jako Robert Idle. Przez całą drogę do kostnicy mamrotał pod nosem, tak cicho że ciężko go było zrozumieć. Evie udało się usłyszeć, że mężczyzna skończył pracę kilka godzin temu i bardzo narzekał na to, że musiał na nich czekać.  

- Raporty z sekcji będą jutro. Nie miałem czasu, przy siedmiu ciałach. 

- Ale zna pan przyczyny zgonu. 

Idle spojrzał na Jamesa pełnym oburzenia wzrokiem. 

- Oczywiście, że tak. Wykrwawili się na śmierć. Przynajmniej tych trzech, których zdołałem zbadać.  - Otworzył drzwi do kostnicy.  Weszli do środka gęsiego. 

Evę od razu uderzył mocny korzenny zapach. Było tak dziwne w takim miejscu, że przez moment rozglądała się wokół zaskoczona. Wszystko inne było tak jak być powinno. Metalowe stoły przykryte prześcieradłami, rzędy metalowych półek na jednej ze ścian. Jasno zielone płytki i ostre rażące światło. Eva wiedziała jak śmierdzą gnijące ciała, znała też zapach szpitali i kostnic. Jednak ta woń nie dawała jej spokoju. Nie słuchała tego co mówił lekarz, całą swoją uwagę skupiła na tej dziwnej woni. Kawa, przyprawy, miód i lekki prawie niewyczuwalny zapach krwi. 

- Kto jest królową voodoo w tym mieście? 

Zapytała, przerywając patologowi. Trzej mężczyźni popatrzyli na nią jakby była szalona. Jamesowi przeszło najszybciej. 

- Voodoo? To zabobony, a tu mamy morderstwo - koroner był wściekły, że mu przerwała i wcale tego nie ukrywał. 

Eva tylko się uśmiechnęła. 

- Zaskakuje mnie to, że gdy wampiry i wilkołaki chodzą między ludźmi niektórzy mają problem żeby uwierzyć w magię. 

 Detektyw wyglądał na niezbyt przekonanego, ale odpowiedział. 

- Jest mnóstwo czarownic, szczególnie we Francuskiej Dzielnicy. 

Kobieta energicznie pokręciła głową. 

- Nie chodzi mi o te kobiety, które sprzedają uroki po sto dolarów lub więcej. Potrzebuję prawdziwej wiedźmy. 

 Gravel wzruszył ramionami. 

- Nie wiem gdzie taką znaleźć. 

- W porządku, zajmę się tym wieczorem. 

 Zwłoki leżące na stołach przestały ją interesować. Miała już trop, więc nie musiała już się nimi zajmować. 

- Wracając do ciał - Idle przerwał im zirytowanym głosem.  -To zostali poćwiartowani po śmierci. Jeśli kogoś by to interesowało. 

                                                                                              ***

Resztę dnia spędziła w swoim pokoju, w niewielkim hoteliku niedaleko katedry św. Ludwika. Była konsultantem, więc nie musiała tracić czasu na uczestniczenie we wszystkich aspektach śledztwa. Po tym jak wyszli z prosektorium Felix pokazał im jeszcze miejsce zbrodni. Po tym pozbyła się wszelkich wątpliwości. Cały cmentarz aż kipiał od starej magii. Podejrzewała, że ci ludzie zostali złożeni w ofierze, jakimś bóstwom. Po przyjeździe do hotelu Eva od razu wzięła długi, zimny prysznic. Potem przebrała się w czyste ubrania i włączyła klimatyzację. Musiała czekać do zmierzchu. Razem z Adamem i Felixem mieli się spotkać o szóstej w Chartres House. Detektyw chciał zabrać ich na obiad i drinki. Eva potem chciała znaleźć miejsce, w którym mogła spotkać wampirzego barona. Do tego czasu mogła się skupić na czytaniu "Raportu Pelikana". Przez ponad czterdzieści lat mieszkała samotnie na odludziu. Brakowało jej tej ciszy. Zwłaszcza, że żyła teraz z dwoma zmiennymi, którzy robili mnóstwo hałasu. Dlatego rozkoszowała się spokojem tak długo jak mogła. Wpół do szóstej wstała z łóżka i przebrała się w czerwoną spódnicę i białą, lnianą koszulę. James już czekał na nią przed drzwiami hotelu. Kilka ostatnich noclegów było dla niej koszmarem, a najtańsze hotele za jakie płaciło FBI doprowadzały ją do szału. Dlatego teraz sama opłacała sobie zakwaterowania. 

- Felix trochę obawia się twoich metod. - Powiedział agent, gdy Eva stanęła obok niego. Pod jej hotel przyjechał taksówką, ale na miejsce spotkania szli na piechotę.

- Jestem pewna tego co robię. 

- Ale Voodoo? Na prawdę? 

Eva kątem oka spojrzała na witrynę mijanego sklepu. Laleczki, całe pęki talizmanów i czaszka aligatora. Kobieta nie wyczuła ani krzty mocy. Te przedmioty nawet nie leżały obok magicznych artefaktów. 

- To stara magia. Nie ten chłam dla turystów, który mijamy co chwilę.

 James wyglądał na pogodzonego ze swoim losem. Tylko jej przytaknął. 

- Kiedyś to wszystko było prostsze. 

Resztę drogi przebyli w milczeniu. Kiedy weszli do restauracji od razu uderzyły ich ostre, aromatyczne zapachy. Eva czuła, że zaburczało jej w brzuchu. Felix siedział przy jednym ze stolików i pomachał do nich, gdy tylko ich zobaczył. Chwilę później zaczęła grać muzyka. 

- Grają tu na żywo.- powiedział detektyw widząc zdziwione spojrzenie Evy. 

- Billie Holiday? 

Felix uśmiechnął się szeroko. 

- Między innymi, mój brat gra na pianinie.

 Eva chciała się wychylić, ale ze swojego krzesła nie mogła zobaczyć zespołu. 

- Ty jesteś policjantem, a on muzykiem? 

Gravel pokiwał głową, a ona roześmiała się głośno. Reszta wieczoru upłynęła jej w jednej chwili. Detektyw okazał się świetnym rozmówcom. Eva mogłaby tu siedzieć do świtu. Jedzenie było przepyszne, a niski głos wokalistki wprowadzał niesamowity nastrój. Tylko James był niezadowolony. 

- Możesz wrócić do hotelu. Ja jeszcze muszę iść spotkać się z baronem. - Powiedziała, kiedy wstawali od stolika. Dobrze, że spojrzała na zegarek, inaczej mogłaby stracić całą noc. 

 - Na prawdę chcesz się spotkać z wampirami? Jesteś pijana. 

 Eva uniosła głowę i spojrzała na niego pełnym oburzenia wzrokiem. 

- Wypiłam tylko dwa drinki. 

Kiedy wyszli na zewnątrz Felix stanął obok, chciał iść razem nimi. Eva wolałaby tego uniknąć. 

- Zamawiałaś Brendy Milk Punch trzy razy. 

- Poradziłabym sobie z każdym wampirem, nawet gdybym wypiła sześć. 

James przewrócił oczami, ale nie chciał się z nią kłócić. Eva nie wiedziała o co mu chodziło. Może mówiła trochę głośniej niż zazwyczaj, ale nie czuła żeby kręciło jej się w głowie. Po za tym wcale tak łatwo się nie upijała. Co prawda, kiedy pierwszy raz spróbowała kawy po irlandzku Leonard musiał odnieść ją do domu. Polubiła ten drink tak mocno, że sama opróżniła butelkę whisky. 

- Spotkałeś kiedyś jakiegoś wampira Felixsie? - Odwróciła się w kierunku detektywa. Ten pokręcił głową.  - No to dzisiaj będziesz miał okazję. A ja wypiję jeszcze kilka drinków. 

 James tylko przewrócił oczami. Gravel poprowadził ich na Burbon Street. Kiedy szli Eva obserwowała tłumy turystów. Musiała przyznać, że panował tu całkowicie inny nastrój niż w jakimkolwiek innym mieście. 

- Prawie jesteśmy na miejscu.

Eva przytaknęła detektywowi. Sama czuła, że zbliża się do miejsca wypełnionego wampirami. Zatrzymali się przed trzypiętrowym budynkiem. Światło świeciło się w każdym oknie. Przed wejściem stał młody wampir. Podejrzewała, że miał pełnić straż. Jednak szczerze wątpiła żeby był w stanie obronić sam siebie przed czymkolwiek. Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Wyglądał jak skamieniały. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami. 

 - Powiedz baronowi, że przyszłam. 

 Wampir odwrócił się na pięcie i wbiegł do środka. Eva popatrzyła się czy James i Felix za nią idą i weszła do baru, który zajmował cały parter budynku. Kiedy stanęła w drzwiach, oczy wszystkich wampirów zwróciły się w jej stronę. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i postąpiła krok do przodu. Wszystkie rozmowy zamilkły, a muzyka przestała grać. 

- Maman? 

UcieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz