19.

2.9K 263 9
                                    

- Co? - Zapytała, zatrzymując się w półkroku. Była pewna, że gdyby mogła to zabiłaby go samym spojrzeniem. 

- Znalazłaś następnego - powiedział, próbując opanować swój głos. 

 - Nie popełnij drugi raz tego samego błędu Leonardzie.-Spróbowała porazić go swoją mocą, ale jej magia rozbiła się o niego jak o skałę. Mogła obezwładnić każdego wampira oprócz niego. 

- Nigdy więcej.

Coś w tonie jego głosu nie dawało jej spokoju. Podeszła do niego i ujęła jego twarz w dłonie. Leonard zamknął oczy, rozkoszując się dotykiem jej dłoni na skórze. 

- Leonardzie - co prawda jej magia nie działała na niego tak jak na innych, ale nie był na nią całkowicie odporny. Uniósł powieki i popatrzył jej w oczy. - Co zrobiłeś?

Gdy nie odpowiedział od razu, wzbiła paznokcie w jego twarz zostawiając krwawe ślady na policzkach. Nawet nie drgnął, ale jego oczy zaczęły robić się coraz bardziej czerwone. 

- Nic.

Oboje doskonale wiedzieli, że kłamie. Ellie odsunęła się od niego i prawie wybiegła z sali. Musiała zadzwonić do Harrego. 

Leonard odprowadził ją wzrokiem, a kiedy zniknęła za drzwiami otarł twarz dłońmi. Czuł jak stróżka krwi spływa po jego szyi. Poprawił włosy i zawołał dwóch zmiennych. Nie podlegali jego władzy, ale płacił im tyle że zrobiliby dla niego wszystko. 

- Złapcie ją.- Posłusznie skinęli głowami i podążyli za kobietą.

Król został sam i z zazdrością patrzył na odchodzących zmiennych. Jako wampir nie mógł przebywać na słońcu. Jednak jako najsilniejszy i najstarszy nie zasypiał w ciągu dnia. Za to Ellie  mogła przebywać na słońcu jak zwykły człowiek. Była najniewyraźniejszą istotą jaką spotkał w swoim życiu. Kto mógłby go winić za to, że chciał ją mieć przy sobie? 

                                                                                                ***

Stanęła przed hotelem i rozejrzała się wokół. Wiedziała, że Leonard wysłał za nią ludzi, mogła ich wyczuć. Miała szczęście, bo gdy zamachała na taksówkę, żółty pojazd zatrzymał się od razu gdy Pospiesznie wsiadła do samochodu i zatrzasnęła drzwi. Kierowca zmarszczył brwi i siląc się na uprzejmość zapytał o adres.

- 114 i Amsterdam Avenue- powiedziała na tyle głośno, aby jej ogon to usłyszał. Taksówkarz odjechał, a kiedy oddalili się na bezpieczną odległość Ellie nachyliła się w jego kierunku. - Zmiana, 172 i Walton.

Mężczyzna zagryzł wargi, ale nie odezwał się ani słowem. Miała nadzieje, że zmienni nie są zbyt bystrzy i zdąży porozmawiać z Harrym zanim odeskortują ją do króla. Nie miała nadziei, że skończy się to inaczej. Pewnie mogła próbować uciec, ale obawiała się konsekwencji. Leonard nigdy nie wahał się krzywdzić innych i przez to prawie zawsze dostawał to czego chciał.

 Gdy dojechali na miejsce zapłaciła kierowcy zostawiając suty napiwek i jak burza wpadła do hotelu. Pobiegła po swojego pokoju i od razu przebrała w wygodne ubrania. Sięgnęła po telefon i spróbowała dodzwonić się do Harrego, ale zmienny nie odebrał. Wzięła głęboki oddech i spróbowała jeszcze raz. Ponownie nie odebrał. Ellie poczuła jak coś ściska ją w klatce piersiowej. Wiedziała, że coś jest nie tak.

 Dwójka zmiennych wpadła do pokoju kwadrans później. Do tego czasu kobieta zdołała się już uspokoić. Przybrała obojętny wyraz twarzy i ostentacyjnie popatrzyła na zegarek. Obaj mieli zmienni stanęli jak zamurowani, a Ellie uniosła jedną brew.

- Strasznie dużo czasu wam to zajęło.

- Mamy rozkaz...

- Przyprowadzić mnie do jego wysokości, więc teraz czekamy na samochód. - Jej głos był twardy i nie pozostawiał pola do dyskusji. 

Zmienni popatrzyli na siebie i po kilku sekundach jeden z nich wyjął z kieszeni komórkę. Zadzwonił do kogoś i poprosił żeby ktoś po nich przyjechał. Osoba po drugiej stronie nie była zachwycona, ale w końcu się zgodziła. 

- Piętnaście minut - powiedział, zwracając się do niej.

Ellie kiwnęła głową i wskazała na dwa krzesła. 

- Rozgośćcie się. 

Zmienni usiedli, a ona bez większej nadziei spojrzała na wyświetlacz telefonu. Wilkołak nie oddzwonił. Miała nadzieję, że Leonard go nie skrzywdził. Nie była w stanie myśleć co by mu za to zrobiła. 

Samochód przyjechał po nią dokładnie kwadrans po telefonie zmiennego. Ellie bez protestu weszła do środka i zapięła pasy. Prywatny apartament króla znajdował się w najdroższej dzielnicy miasta. Wcale jej to nie zdziwiło, zawsze lubił luksus. Zmienni doprowadzili ją do drzwi mieszkania na ostatnim piętrze wysokiego apartamentowca. Ellie zamknęła oczy i weszła do środka. Słońce wzeszło już jakiś czas temu, więc okna były zasłonięte grubymi zasłonami. Król siedział na jednym z foteli i patrzył na nią znad szklanki z ciemnoczerwonym płynem. Zignorowała go rozglądając się po mieszkaniu. Było przestronne i urządzone w oszczędny, nowoczesny sposób. Jedynym elementem, który nie pasował do pasował do wystroju był wiszący na ścianie obraz w złoconej ramie. Kobieta zmrużyła oczy i prychnęła. Od razu poznała co to za obraz. Dzieło przedstawiało ich dwójkę. Eva w rozłożystej błękitnej sukni, która podkreślała kolor jej oczu. Leonard w bogato wyszywanym stroju epoki. Trzymał rękę na jej tali, a ona bez trudu mogła zobaczyć szczęście na swojej twarzy. Przez chwilę zastanawiała się jak wiele lat upłynęło od tamtej chwili. 

- Tysiąc pięćset pięćdziesiąty drugi rok- powiedział, wstając z fotela. Odłożył kieliszek na stolik i zbliżył się do niej. - Kiedy do tego pozowaliśmy Vecelli się w tobie zakochał. Chciał cię namalować jako Wenus. Myślałem, że połamie mu te jego zdolne palce...

- Teraz mówią na niego Tycjan- odwróciła się w jego kierunku i założyła ręce na piersi. -  A teraz odpowiedz mi na ważne pytanie. - Gdzie jest mój partner? 

 Leonard popatrzył na nią z najbardziej niewinnym wyrazem twarzy na jaki go było stać. Był świetny w udawaniu. 

- Ivan zginął...

- Nie!- Krzyknęła, przerywając mu w połowie zdania. -Ivan został zamordowany przez twoich ludzi. Wywlekli go z pociągu i zastrzelili dziesięć kilometrów od szwajcarskiej granicy. - Miała łzy w oczach, ale kiedy chciał dotknąć jej twarzy odsunęła się gwałtownie.

Leonard przypomniał sobie pierwszy raz, gdy ją zobaczył. Była całkowicie inna krucha, delikatna i pozwalała mu się pocieszać gdy była smutna. Często tęsknił za taką Evą.

- Gdzie jest Harry?

- Nie wiem, gdzie jest ten wilkołak Evo. Po za tym nie może być twoim partnerem -  jego głos był mieszaniną wściekłości i irytacji. Był gotowy zaakceptować fakt, że Eva ma kochanka. Jednak kolejna bratnia dusza była ponad jego siły. 

- Teraz mówią na mnie Ellie. Wiesz o tym, tak samo jak o wielu innych rzeczach. - Powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. - O tym, że  Harry jest moim partnerem również. A teraz powiedz mi gdzie kazałeś go zabrać.

- Nic nie wiem o miejscu, w którym przebywa ten mężczyzna. 

Eva uśmiechnęła się lekko i stanęła na palcach. Miała nieco metr siedemdziesiąt, ale i tak była zdecydowanie niższa od niego. Położyła ręce na jego ramionach i nachyliła się do jego ucha. 

- Kiedyś obiecałeś, że zrobisz wszystko żebym była szczęśliwa. - Wyszeptała, próbując nie zwracać uwagę na jego zapach. Cynamon i goździki, wszystko co kojarzyło jej się z najszczęśliwszymi i najgorszymi momentami jej życia. - Chcę go z powrotem. 

- A ja chcę ciebie z powrotem - powiedział, zmuszając się do stania w bezruchu. Inaczej mógł zrobić coś czego by potem żałował. - Ponad czterdzieści pięć lat to wystarczająca kara. 

 - Nie - odsunęła się od niego. Przez jej twarz przebiegł grymas bólu. - To nie jest wystarczająca kara. Za to co zrobiłeś, powinnam się do ciebie nie odzywać przez kolejne tysiąclecie. A teraz powiedz mi gdzie jest Harry.

UcieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz