R. 22

10.1K 426 103
                                    

Rozdział betowany przez Cessidy84




//Dwa dni później//

         - Tato?

- Tak, synu? – Spytał Tom, odkładając na bok papiery, które wypełniał.

- Mam sprawę do ciebie, bo Łapa i Lunatyk mi coś uświadomili i ja no... ja bym chciał, no... jeśli byś mógł... – Zaczął się plątać Harry – A zresztą, nieważne zapomnij, ojcze.

- Harry, mów mi tu natychmiast. Co ci uświadomili Huncwoci, albo sam ich spytam.

- No, bo Syriusz powiedział, że się dziwi, że jeszcze nie ściągnąłeś ze mnie Zaklęcia Magicznej Adopcji, a to o to chodzi. Nie byłem do końca pewny czy ty na pewno tego chcesz, ale jeśli tylko sobie życzysz, to kiedy tylko chcesz, to może teraz? – Spytał Harry.

- Oczywiście, panie Riddle – Tom specjalnie położył nacisk na nazwisko, dając Gryfonowi do zrozumienia, że nie ma nic przeciw, a jest jak najbardziej za. Po czym wypowiedział zaklęcie i podał synowi eliksir, po zażyciu, którego Harry zemdlał. Tom wziął syna na ręce i ruszył w stronę pokoju syna, gdy natknął się na blondyna.

- Tom, co mu jest?

- Nic mu nie jest, Draco. Harry po prostu zażył anty adopsion.

- Aha. Czyli obudzi się wieczorkiem, a zacznie zmieniać za godzinę.

- Tak, Draco, dokładnie tak.

- A Tom, czy ja mógłbym... No wiesz...

- Co z tą dzisiejszą młodzieżą, że się wysłowić nie potrafi? Tak, Draco. Możesz z Harrym posiedzieć. Myślę, że przyda mu się towarzystwo i powiadom mnie przez skrzata, jakby się coś działo, lub, gdyby Harry się obudził – Tom położył syna na łóżku i wyszedł. 'No Potty, jestem ciekaw, jak teraz będziesz wyglądał?' Zastanawiał się w myślach Draco. 'Chociaż nie. Już nie Potty. Teraz jesteś Riddle i rzeczywiście powinieneś być w domu Salazara.' Takie myśli kłębiły się w umyśle szarookiego.


//W tym czasie w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa//

          - Jak to możliwe, że Harry'ego nie ma od dwóch dni? – Wrzeszczał Lupin na dyrektora. W międzyczasie Dumbledore wszedł do umysłu wilkołaka i zauważył, że blokady są jak najbardziej na swoim miejscu, po czym opuścił umysł wilkołaka.

- Remusie, uspokój się. Znajdziemy go, a krzyczenie na siebie nawzajem nic nam nie da.

- Miał być tam bezpieczny, Albusie! Miał być tam do cholery nie do tyknięcia! – Remus grał swoją rolę nadal, nikomu nie dając po sobie poznać, że zmienił strony – Czy ja mógłbym, do cholery wiedzieć, co was tak bawi, panno Granger i panie Weasley? – Warknął, były profesor w ich stronę.

- Ale jak? – Spytał Ron.

- Czyżby pan zapomniał o mojej przypadłości? Jestem wilkołakiem, panie Weasley i wyczuwam wasze nastroje, więc powtórzę pytanie: Co wam tak wesoło?

- Remusie wszyscy jesteśmy zdenerwowani. Daj im spokój – Próbował załagodzić sprawę Dumbledore.

- Nie, Albusie. Ja też się chętnie dowiem, czemu im tak wesoło – Stwierdziła Molly, a reszta Weasley'ów jej przytaknęła. Odpowiedzi udzielił im Ron.

- Tak. Cieszę się, że go nie ma. Po śmierci Blacka myślałem, że się załamie i rzuci z Wieży Astronomicznej, ale jak widać pieprzony Złoty Chłopiec. I na to jest za głupi.

- Ronaldzie Weasley i ty Hermiono Granger. Zawiodłam się na was. Tracicie wszelkie przywileje w tym domu, a teraz proszę, opuścić kuchnię – zażądała Molly.

Tom, jak toOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz