Rozdział 21

720 67 19
                                    

Nadszedł dzień festiwalu.

Z tej okazji odwołano zajęcia, by każdy mógł w spokoju przygotować swój stragan. Albo prawie każdy...

-Jakie słodkie! Te laleczki są takie kochane! Jak jakieś zostaną to chcę jedną! - piszczała Kin siedząc przed ich stoiskiem i przytulając Mie – mumio-kukiełkę, jedną z kilkudziesięciu, zrobionych przez Thotha i Anubisa w ciągu ostatnich dni.

Co prawda dziewczyna nieco inaczej wyobrażała sobie talizmany zapewniające bezpieczeństwo duszy, ale jak widać co kraj to obyczaj i w Egipcie zamiast drewnianych tabliczek preferuje się słodkie maskotki. Nie żeby jej to przeszkadzało, wręcz przeciwnie.

-Mogłabyś wreszcie przestać udawać bardziej irytującą niż faktycznie jesteś i nam pomóc? - zapytał wściekły Thoth stojąc nad Kin z młotkiem w ręku.

Po drugiej stronie straganu Anubis od godziny próbował rozplątać lampki, więc praktycznie cała praca spadła na boga mądrości, któremu ten fakt z jakiegoś powodu wcale się nie spodobał.

-To nie jest dobry pomysł. Obawiam się, że mogłabym wywołać apokalipsę. Niech mi mistrz wierzy, to dla większego dobra – odparła natchnionym tonem.

-Kincia jest beztalenciem – dodał radośnie Anubis.

-Nie, mój drogi. Ja jestem antytalenciem – sprostowała.

Thoth westchnął ciężko i potarł nasadę nosa. W trakcie pracy zdjął monokl i płaszcz przez co wyglądał znacznie mnie charyzmatycznie niż normalnie, acz stanowczo bardziej ludzko.

-To przydaj się chociaż na coś i przynieś farby i ozdoby. Tylko żeby pasowały do siebie kolorami!

-Dobrze, dobrze – niechętnie wstała. - Mogę wziąć laleczkę? To znaczy talizman! Tak na bezpieczną podróż...

-Bierz co chcesz tylko zejdź mi z oczu!

-Mistrz się tak nie denerwuje bo jak mistrz zejdzie na zawał to kto dokończy nasz stragan?

-PRECZ!!!

Kin ruszyła w stronę sklepiku po potrzebne rzeczy. Młotek w ręku to jednak dobry argument.

~*~

Kolejka była spora, ale w końcu Kin udało się dostać i farby i ozdoby. Miała tylko nadzieję, że Thothowi spodoba się połączenie niebieskiego i fioletowego. Nigdy nie była dobra w łączeniu kolorów. Od tego miała przyjaciółki...

-Morida wiedziałaby co pasuje, a co nie – mruknęła do siebie, gdy przeciskała się przez tłum.

W takich chwilach tęskniła za swoim światem.

Nie dane jej jednak było zanurzyć się we wspomnienia, gdyż zauważyła przeszkodę na swojej drodze. Pewną złośliwą, nadpobudliwą, rudowłosą przeszkodę.

-Loki... - powiedziała zmęczonym tonem.

-Witaj ptaszyno – zaczął z podejrzanie miłym uśmiechem. - To wygląda na ciężkie. Potrzebujesz pomocy?

-Nie, dziękuję – odparła i chciała go ominąć, lecz chłopak zabrał jej pudła z rąk i ruszył przed siebie.

Nie pozostało jej więc nic innego jak iść za nim i mieć się na baczności.

Przez chwilę szli w ciszy, którą w końcu przerwał Loki.

-Przepraszam, że ci tak ostatnio dokuczałem. Nie jestem zbyt dobry w kontaktach z ludźmi.

Pośród BóstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz