55. Unoszę drżące dłonie i dotykam go, aby się przekonać, czy jest prawdziwy.

3.7K 199 9
                                    

Trzy dni później odwiedził mnie Dan, ponieważ jak się okazało Kate opowiedziała mu o mojej kłótni z Michaelem. Na szczęście przyjaciel stanął po mojej stronie. Ma pewne podejrzenia wobec Michaela, a jedno jest pewne, że ktoś w kręgu naszych znajomych jest wtyczką Daniela. Wychodzi na to, że każdy jest podejrzany. Nikomu już nie można ufać.

- Meg, może powinnaś skorzystać z pomocy psychologa? – Sugeruje delikatnie Dan. Podnoszę głowę i wpatruję się w niego rozdrażniona. Siedzimy w kuchni z kubkiem kawy.

- Nie ma mowy. – Mówię ostro. Wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę a ja nie spuszczam wzroku. – O co ci chodzi znowu Dan?

- Meg nie mogę patrzeć jak się zadręczysz. Każdym z nas wstrząsnęło jego odejście, ale musimy żyć dalej i zacząć normalnie funkcjonować. Gaśniesz w oczach. – Mówi łagodnie. – Może mieszkanie w tym domu nie było najlepszym pomysłem. Gdzie nie spojrzysz wszystko ci go przypomina.

- Dam sobie radę, ale potrzebuje czasu. Wy chcielibyście bym najlepiej tydzień po pogrzebie chodziła w skowronkach, a do tego poznała jakiegoś faceta. – Patrzę na niego zbulwersowana.

- Nie przesadzaj. – Burczy. Nie wygląda na przekonanego, ale mam to gdzieś. – Nie chciałem cię urazić, Megan.

- Wiem, ale mam już dość kazań. Nie potrzebuję tego, wystarczy, że codziennie widzę swoją twarz w lustrze.

- No dobrze odpuszczę ci trochę, ale tylko trochę. – Wzdycha zrezygnowany. Wiem, że jeszcze nie raz powróci do tego tematu. Rozmawialiśmy za sobą jeszcze trochę, po czym oznajmił, że musi wracać do domu. Zadowolona, że zostałam wreszcie sama poszłam od razu na górę do sypialni. Nie zawracałam sobie głowy by się przebrać i od razu się położyłam. Czuję się taka zmęczona, choć dzień minął jak inne do tej pory. Po kilku minutach zapadam w sen.

Otwieram najpierw jedno oko, potem drugie. Marszczę brwi. Coś jest nie tak. Słońce zagląda do pokoju, a w cały domu panuje cisza. Zdezorientowana siadam na łóżku i rozglądam się dookoła. Wszystko wydaje się być bez zmian a jednak czuję, że tak nie jest. Nagle dociera do mnie, że ktoś idzie po schodach. Poznaje te kroki. Po chwili w drzwiach pojawia się Nick z tacą ze śniadaniem. Wstrzymuję oddech a serca zaczyna wybijać rozgorączkowany rytm. Wytrzeszczam oczy nie mogąc pojąć tego, co przed sobą widzę. Uśmiecha się do mnie szeroko i stawia tacę na szafce nocnej, po czym siada na łóżku obok mnie.

- Cześć. – Przerywa ciszę. Zamykam oczy i ponownie je otwieram. Nick nadal siedzi przede mną. Co jest kurwa grane?! A może to sen? Ale żeby tak realistyczny? Jest jedno wytłumaczenie tego – oszalałam. – Zrobiłem ci śniadanie. – Dodaje a ja wzdrygam się na dźwięk jego głosu. Unoszę drżące dłonie i dotykam go, aby się przekonać czy jest prawdziwy. Dotykam go po ramionach i klatce piersiowej. Pod palcami czuję ciepło i bijące serce. Jasna cholera! Jak oparzona odrywam od niego dłonie. Po moim ciele rozlewa się szczęście i niedowierzania, ale po chwili zastępuje je podejrzliwość i złość.

- Opuściłeś mnie. – Mówię oskarżycielsko. Uśmiecha się do mnie smutno. Czuję jak ból rozsadza mi klatkę piersiową.

- Przepraszam cię, Meg. – Odpowiada skruszony.

- Nie wystarczą słowa, by zapomnieć. Opłakiwałam cię, cierpiałam a tym czasem ty żyjesz! – Wykrzykuję. Nick krzywi się słysząc mój gniew. Tego już za wiele jak na mnie. Mam dość tego całego gówna.

- Meg, nie miałem wyjścia. Musiałem... – Mówi błagalnym głosem.

- Nic nie musiałeś, Nick! Wystarczyła prawda!

Dotyk PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz