Budząc się po woli przeciągam się jednocześnie prawą ręką szukając obok siebie Megan. Gdy nie znajduje tego, czego szukam otwieram oko lustrując pomieszczenie a po chwili podnoszę się lekko podpierając się na łokciach. Rozglądam się dookoła zastanawiając się gdzie ona jest. Chwilę nasłuchuję czy nie krząta się po domu, ale cisza jak makiem zasiał. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co stało się wczoraj wieczorem. Nie przemknęło mi przez myśl wczoraj, że tak się wszystko potoczy. Starałem się do niej dotrzeć jak mogłem. Zapewniałem ją o tym, że mi zależ, rozmawiałem, ale to.... Kręcę głową nie mogąc nadal w to uwierzyć. Czuję się tak wypoczęty jak nigdy dotąd. Wreszcie przespałem całą noc bez ani jednego koszmaru. Zsuwam się z łóżka i szukam czegoś, co by zakryło mój goły tyłek. Wciągam czarne dresowe spodnie i przeczesuje włosy, próbując jej jakoś uporządkować. Jednak nieobecność Meg trochę mnie niepokoi. Schodzę na dół, do salonu, ale u też ani śladu po niej. Uderza mnie myśl, ze zwiała jednym z moich samochodów, ale potem zdaję sobie sprawę, że uruchomiłby się alarm. Wchodzę do kuchni, ale tu też pusto. Spoglądam przez okno kuchenne na ogród próbując zebrać myśli. Moją uwagę przykuwa postać leżąca na trawniku z rozwianymi włosami oświetlona porannym słońcem. Ma na sobie jeden z moich T-shirtów. Oddycham z ulgą. Megan nie przestaje mnie zaskakiwać jak dotąd. Jest tak zmienna, że trudno za nią nadążyć. Robię kawę i z dwoma kubkami wchodzę do ogrodu. Boso zbliżam się bezszelestnie po trawniku. Stoją tuż nad jej głową. Ma zamknięte oczy a na jej twarzy błąka się delikatny uśmiech. Łakomie przesuwam wzrokiem po jej nogach i uwydatnionych piersiach przez koszulkę. Uśmiecham się na wspomnienie tego, co wyprawialiśmy wczoraj.
- Kawa dla pani Green..- Odzywam się. Przestraszona otwiera oczy i podnosi się szybko do pozycji siedzącej.
- Przestraszyłeś mnie. – Mówi z wyrzutem. Podaję jej kubek, który przyjmuje z wdzięcznością. Siadam obok niej. Przyglądam się jej badawczo. Usta ma lekko spuchnięte a oczy błyszczą wesoło. - No, co? – Mamrocze między łykami, także mi się przyglądając znad kubka.
- Jesteś piękna. – Odpowiadam nim ugryzę się w język. Krzywi się natychmiastowo a z twarzy znika wesołość.
- Przestań. – Burczy. Przewracam oczami, ale nie komentuje tego w żaden sposób. Będę jej to mówił tak często aż w to uwierzy, a tego sukinsyna Daniela osobiście powieszę za jaja za to, co jej zrobił.
- Jak się czujesz? – Wie, że mam na myśli wczoraj. Stara się zachować pokerową twarz, ale zdradza ją pojawiający się rumieniec na policzkach. Uśmiecham się z wyższością.
- Dobrze.
- Tylko dobrze? – Przekomarzam się z nią. Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Lepiej niż dobrze. Zadowolony? – Nerwowo przeczesuje włosy palcami.
- Byłbym bardziej gdybyśmy to powtórzyli. – Próbuje powstrzymać uśmiech.
- Zobaczę ci da się zrobić. – Odpowiada z wyższością. – Głodna jestem. – Dodaje po chwili.
- Jak mi pomożesz w przygotowaniach to cię nakarmię. – Wstaję i wyciągam rękę by pomóc jej wstać. Odstawia kubek na bok i bez wahania ku mojemu zaskoczeniu podaje mi dłoń. Wykorzystując fakt, że nie ma w rękach kawy przyciągam Meg do siebie. Tak, że stykamy się ciałem od pasa w górę. Zaskoczona wciąga głośno powietrze a ja nie czekając pochylam się i składam niewinny pocałunek na jej ustach. Drażnię się z nią. Przygryzam wagę a by złagodzić ból przesuwam po niej językiem. Megan próbuje pogłębić pocałunek, ale wycofuje się znów. W końcu warczy z bezsilności i łapie mnie mocno za włosy wywołując ból i przyciąga do siebie. W akcie zemsty przygryza mi dolną wargę do krwi.
- Dzikuska. – Mruczę miedzy pocałunkami. Mógłbym tak w nieskończoność ją całować.
- Dupek. – Odpowiada. Śmieję się cicho. Odrywamy się od siebie. Patrzy na mnie nie pewnie wytrącona z równowagi.
- Chodź. – Podnoszę kubki z trawy, po czym obejmuję Meg w pasie. Nie wyrywa się przez całą drogę do kuchni. Ot mały postęp. Wczoraj była gotowa połamać mi palce a dziś zero reakcji. Puszczam ją przodem w drzwiach. Gapię się na jej tyłek ledwie zasłaniany prze koszulkę.
- Nie gap się. – Mówi głośno nie odwracając się. Skąd ona to wie? Sadowi się na przeciwko mnie przy blacie kuchennym. Patrzy na mnie wyczekująco. Gdy krzątam się po kuchni przygotowując śniadanie obserwuje mnie opierając głowę na rękach opartych o blat. Gdy podsuwam jej pod nos tosty, że ani się obejrzę już ich nie ma.
- Ty gotowałeś ja zmywam. – Oświadcza i zsuwa się zgrabnie ze stołka. Po drodze do zlewu zabiera mi talerz. Wypijam resztę soku i podchodzę do jej odwróconych do mnie pleców. Obejmując ją kładę dłonie na brzuchu. Dokładnie tam gdzie znajduje się blizna. Sztywnieje na całym ciele i lekko wyrywa się z moich ramion.
- Nie rób tak. – Mówi tylko, po czym wraca do przerwanej czynności. Meg zmywa ja wycieram naczynia. – Pora już na mnie. – Oznajmia.
- Nie sądzę. - Zadziera głowę by na mnie spojrzeć.
- Daj spokój oboje wiemy, że to tylko seks. – Mówi hardo.
- Oboje wiemy, że tak nie jest. – Ripostuję. No i się zaczyna.
- Czemu tak trudno ci to przyjąć do wiadomości? – W moim głosie pobrzmiewa irytacja.
- Bo to nie prawda. – Mówi twardo, ale oczy kompletnie coś innego.
- Wmawiasz sobie. - Stwierdzam stanowczo. Marszczy brwi.
- Wole to niż potem cierpieć! – Podnosi głos. Nie mam zamiary odpuścić a wygląda na to, że zanosi się na kłótnie.
- Nie miałaś łatwo. To prawda, ale ja też a jednak nie wypieram tego, co do ciebie czuję. – Krzywi się z bólu słysząc moje słowa. Mija mnie bez słowa i kieruje się na piętro.
- Znowu uciekasz! – Krzyczę wściekły za nią i podchodzę do schodów. Odwraca się.
- Już nie. – Po czym znika w jednym z korytarzy. Stoję jak wrośnięty w podłogę.
CZYTASZ
Dotyk Przeznaczenia
AksiMegan pracuje jako mechanik, w jednym z nowojorskich warsztatów samochodowych. Wydawałoby się, że jej życie wróciła do normy, a przeszłość odeszła w niepamięć, a odbicie jej nagiego ciała mówi coś innego. Pewnego dnia spotyka tajemniczego biznesmena...