- Gdzie reszta? - Usłyszałam znajomy głos i przerwałam moje zajęcie na moment. Odwróciłam się, przede mną stała nasza koleżanka z pokoju - Anastasia. Niebieskie włosy, jak i oczy, kobieca figura, no i septum. Ana to dobra przyjaciółka Scarlett, znają się od dzieciństwa, my natomiast poznałyśmy się w tym roku szkolnym.
- Nie mam pojęcia, gdzie jest Scar, ale Vi poleciała do kuchni zapytać co mamy na kolację. - Wyjaśniłam, układając ostatnie szorty na półki szafy, po czym zwinnie ją zamknęłam.
- Słuchaj, Ana... - Postanowiłam zrobić to, o czym od dawna myślałam.
Dziewczyna od razu uśmiechnęła się I podeszła bliżej. W sumie nigdy wcześniej nie byłyśmy same we dwie, więc nie wiedziałam nawet, czy mnie lubi. Mimo to, stwierdziłam spróbować.
- Mogłabyś...- Zaczęłam, bawiąc się palcami.
- No mów. Spokojnie. - Niebieskowłosa zaśmiała się.
- Przyjaźnisz się ze Scarlett o wiele dłużej niż ja, w związku w czym mam małą prośbę.
Dziewczyna od razu wydała się bardziej słuchać, a jej twarz nabrała poważnej miny.
- Głupio mi jest cię o to prosić, ale jeśli teraz tego nie zrobię...
- Chcesz poprosić mnie, bym wypytała Scarlett o twojego chłopaka? - Przerwała mi w połowie zdania.
Wypuściłam powoli powietrze, czekając na jej reakcje. Ana cicho się zaśmiała, a ja w tym czasie pokiwałam głową. Ta zrobiła to samo, po czym wyszła z pokoju.
Jeden moment.
Skąd ona wiedziała, że może chodzić akurat o to? Nigdy wcześniej z nią nie rozmawiałam, nie siedziała koło nas w autobusie. Ktoś jej powiedział. Coś musi być na rzeczy.
***
- Przecież on nie jest taki zły. Serio, przekonałam się na własnej skórze. Powinnaś dać mu szansę. - Mówiła Scarlett powolnym głosem, uśmiechając się do Violet.
Czarnowlosa wyglądała na zirytowana i zadowoloną w jednym czasie. Jakby cieszyła się, że rozmawiamy o Mike'u, ale chciała przekonać nas, że go nie lubi.
- Od kiedy tak go lubisz? - Zapytałam, bez emocji.
- Sama nie wiem, tak jakoś. Pogadaliśmy i da się go znieść. Dla Ciebie, Violet, byłby pewnie jeszcze milszy. - Rzekła z nutką swego francuskiego akcentu, po czym wyszła z pokoju, kierując się na lewo, zostawiając otwarte drzwi.
Skupiałyśmy wzrok we drzwiach przez kilka sekund, zanim doszło do mnie coś oczywistego.
- Moment. Kiedy Scarlett niby miała czas by pogadać z Mikiem i stwierdzić, że da się go znieść? - Zapytałam szybko.
Violet jakby nagle wyrwana z transu uniosła głowę do góry i wlepila swe ciemne oczy we mnie.
***
O około osiemnastej zawołali nas na kolację na dół. Schodziło się po długich drewnianych schodach to równie drewnianej podziemnej komnaty, która była na równym poziomie łąka.
Od rozmowy z Ana, nie widziałam się z nikim, tylko z Violet. Siedziałyśmy w naszym pokoju na balkonie, "opalając się". Od czasu do czasu wspomniał tylko coś o Mike'u albo o muzyce której słucha. Nie widziałam Blase'a ani Scarlett nawet na moment.
Na kolacji zjawiłyśmy się jako jedne z pierwszych. Po chwili doszła do nas Ana, rzucając mi sugestywne spojrzenie. Lekko się uśmiechnęłam i wróciłam do smarowania bułki dżemem. Nagle doszły do nas głośne krzyki zza drzwi, wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Ciężkie drewniane drzwi uchyliły się i do środka wpadła śmiejąca się Scarlett, głośniej śmiejący się Ben, a do tego najgłośniej śmiejący się Blase. Wybałuszyłam oczy, wpatrując się w nich może o troszeczkę za długo, bo wszyscy wrócili oczami do swych talerzy. Chłopcy usiedli wraz z Mikiem i resztą, Blase tylko pomachał do mnie i puścił zwinnie oczko. Scarlett wpadła na krzesło obok nas, wciąż rozbawiona.
Przewróciłam dyskretnie oczami, starając się nie zwracać uwagi. Ona też zdawała się mnie ignorować, póki nie przestała się szczerzyc.
- Co tam? - Zapytała, zdecydowanie za głośno. - Mało się dziś widziałyśmy.
Na to prawie wybuchłam śmiechem, na co wszystkie trzy pary oczu zwrócone były na mnie.
- Cóż, to ty siedziałaś cały dzień z chłopakami, trudno było się zobaczyć. - Wydusiłam z siebie, biorąc mały kęs bułki.
Wiedziałam, że Ana z Vi wymieniły spojrzenia, zapadając się głębiej w swoich krzesłach.
Scar spojrzała na jedną, na drugą, lekko się uśmiechając.
- Okej...-Wymamrotała tylko, ciesząc się pod nosem.
Kuźwa.
Naprawdę?
- Nie no, ja nie widzę w tym nic śmiesznego. - Rzekłam, odkładając połowę bułki na talerz, biorąc nieduży łyk kakao. - Nie bawi mnie to, że cały dzień spędzasz z moim chłopakiem.
Uśmiech znikł z twarzy Francuzki w mgnieniu oka. Wpatrywała się we mnie, jak i reszta dziewczyn. Wstałam od stołu i wyszłam, skupiając na sobie wzrok wszystko wokół. Miałam kamienny wyraz twarzy, podążałam szybkim krokiem.
- Rose... - Usłyszałam tylko głośne zaciekawienie Blase'a.
***
Po dwudziestej ubrałam się w strój kąpielowy i postawiłam zejść na dół, do basenu. Wzięłam ze sobą ręcznik i butelkę wody. Postawiłam na bordowy strój jednoczęściowy z dużym napisem z przodu. Nie widziałam się z żadną z dziewczyn, może to dobrze.
Wszyscy pewnie myślą, jak wielką scenę zazdrości odegrałam. Nie obchodzi mnie to. Miałam prawo.
Słońce powoli kryło się za horyzontem, gdy " wskoczyłam" do basenu. Zrobiłam dwa zgrabne okrążenia, podziwiając jak świetnie się czuję w tej wodzie.
- Rosie? - Usłyszałam za sobą głos Arzaylei.
Obróciłam się sprytnie w wodzie.
- Hej - przywitałam się, patrząc na nią. - Gdzie dziewczyzny?
- Zaraz przyjdą. - Odparła, siadając na brzegu basenu. - Ciepła woda?
- Mhm - powiedziałam, podpływając do niej.
- Jak z Blasem? - Spytała, jej głos wydawał się dość smutny.
- Dobrze. Czemu pytasz?
Na moje słowa natychmiast spojrzała na mnie. Zlustrowała mnie wzrokiem i odetchnęła głęboko.
- Och, Rosie, Rosie...
Nie podobał mi się ton jej głosu, moje brwi szybko się uniosły a ja przegryzłam w policzek od środka.
- Skoro między wami jest dobrze, dlaczego fioletowa łazi w jego bluzie po hotelu?
***
Misiaki, piszcie na tt pod hashtagiem #bbfb o waszych teoriach, ulubionych i znienawidzonych postaciach, shipach czy czymkolwiek, bo świetnie się to czyta!!!
CZYTASZ
bad boys fuck better
Teen Fiction-hashtag na tt: #bbfb- Niektórzy po prostu są dla siebie stworzeni. Tacy ludzie muszą być razem, a ich związki należą do tych najbardziej udanych. Ale co jeśli nie potrafią stworzyć zdrowej relacji? Te osoby powinny zerwać i ledwo radzić sobie samo...