37 scarlett

6.1K 237 207
                                    

- Cholera, Mike - przewróciłam oczami, patrząc tylko kątem oka na kolegę - nie przestaniesz być kapitanem przez jakiegoś debila. Masz cały skład w drużynie, wiadomo, że ciebie poprą.

Zestresowany, szedł szybkim tempem, podrzucając plecakiem. Mike Jordan, jak zwykle spóźniony.

- Oboje spóźnimy się na lekcje.

- Nie idę na wf - wzruszyłam ramionami. - Mogę iść pomóc rozwieszać ci te plakaty na mecz, bo i tak nie mam co robić przez tę ponad pół godziny.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Jasne, dzięki, Scarlett.

Szliśmy dalej, za późno o dziesięć minut, ale on, jako przewodniczący, mógł teraz dużo. Mógł też spóźnić się i powiedzieć, że drukował te plakaty, o których mu już wspominałam. Dostałby za to tylko pochwałę.

Wyciągnął z plecaka plakaty i taśmę, podał mi kilka, a sam wziął większą część.

- Gdzie Ana i Ben? - spytał, przywieszając pierwszy, przy wyjściu.

- Przyjdą na na drugą lekcję - wzruszyłam ramionami.

- Bla... Young pewnie już jest, no nie?

Zmarszczyłam brwi.

Nigdy nie słyszałam, by mówili na niego po nazwisku. Chwilę więc zajęło, zanim skojarzyłam, że chodzi mu o Blase'a.

- Nie wiem. Możliwe.

Nawet nie wiedziałam, czy przyszedł do szkoły. Zazwyczaj, gdy nie było Bena, wolał zostać w domu, zazwyczaj oboje zwiewali z jakichś lekcji. Ale przecież Ana nie będzie go tolerować.

Obeszliśmy cały parter, nie zaglądając tylko w okolice sali gimnastycznej, i weszliśmy wyżej.

- Tam pójdziemy na koniec - kiwnął głową w stronę zamkniętych drzwi na halę z basenem - bo tam pójdzie tego najwięcej, no i ty masz wf, lepiej, by cie nie zobaczyli.

Pokiwałam głową i rozwieszałam plakaty przy sali chemicznej, w której lekcje miała klasa sportowa, kiedy Mike'a zawołał chyba dyrektor.

Dał mi kilka plakatów i taśmę, a ja zaklęłam pod nosem gdy zrozumiałam, że została nam właśnie tylko hala.

Zostało siedem minut do dzwonka, kiedy powolnym krokiem szłam w miejsce mojej właśnie trwającej lekcji. Było prawie pusto.

Prawie, bo siedziały tu tylko dwie osoby.

Blase i Rosie.

Chłopcy poszli grać w kosza, a dziewczyny pewnie poszły popatrzeć, jak zwykle. Ale oni musieli tu zostać, oczywiście.

Z racji, że siedzieli odwróceni ode mnie, rozwieszałam jak najciszej plakaty, aby tylko mnie nie zauważyli.

- Wiesz, Blase, rozmawiałam o tym z Arz i... ja nie chcę być z kimś takim.

Udawałam, że nic nie słyszę, zbliżając się trochę do nich.

- To znaczy?

Zostało pięć minut do dzwonka.

- Nie pasuje do waszego towarzystwa, nie piję, nie palę, nie ćpam, nie imprezuję. Nie mogę dogadać się z twoimi przyjaciółmi, a nawet z tobą... żadna rozmowa nam się już od dawna nie klei.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaraz zerwą.

- Na początku było fajnie, naprawdę, ale teraz chyba i ty, i ja mamy już tego dosyć. Powinniśmy zerwać, Blase.

- Myślałem, że między nami jest już w porządku...

- Wiem, że wolisz przebywać ze znajomymi, niż z dziewczyną. I jeżeli się nie zmienisz, to...

- Nie będę się zmieniał, bo to już, kurwa, nie będę ja. Dla nikogo.

- Twój wybór, Blase. Nie chcę, by tak wyglądał mój związek.

- Cóż, nie będę płakał.

Spojrzałam na nich w końcu. Zobaczyłam, jak Rosie szybko wstaje z ławki.

- Serio? Tylko tyle potrafisz powiedzieć? Nie zależy ci na tym? Na mnie? Kompletnie?

- I tak zrobiłem już sporo.

Zaśmiałam się w duszy. To był prawdziwy on.

Chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, ale rzuciła tylko:

- Żałuję, że byłam tyle z kimś... takim.

- A co ja ma niby powiedzieć?

Nie odpowiedziała mu już, bo pognała w stronę szatni, zauważając mnie po drodze.

Zbadała mnie wzrokiem, westchnęła, a w jej oczach zauważyłam łzy. Blase nie odwrócił się, więc podeszłam bliżej jego ławki, rozwieszając już ostatni plakat.

Siedział, zapatrzony w własne dłonie. Pewnie czekał na Bena, by mu to opowiedzieć.

- Scarlett.

Odwróciłam się w jego stronę.

- Blase?

- Nie zauważyłem, że przyszłaś.

Przykleiłam ostatni kawałek taśmy i oparłam się o ścianę.

- Rozwieszamy od pół godziny z Mikiem plakaty na mecz. To znaczy, Mike poszedł kilka minut temu do dyrektora.

Próbował uniknąć mojego wzroku po wspomnieniu o Mike'u. Jak wtedy, na górce.

- Wiesz, czy będzie Ben?

- Przyjdzie za chwilę.

Odpaliłam telefon, by urwać naszą konwersację, i od razu weszłam na KIEDY NOWY SEZON THE END OF THE FUCKING WORLD???.

szatan:

cud się stał

ben, szykuj szampana

blase zerwał z rosie

- Przypał, co?

Odwróciłam się, rozpoznając głos Violet.

- Emm, co?

- No chyba już wiesz, że zerwali. Arzaylea już pociesza Rosie.

Dlaczego Violet coś do mnie mówi?

Ostatnio mnie olewała. I obrażała, z tego co wiem. Blase tak mówił.

- Ta, wiem.

Położyła dłoń na moim ramieniu, a ja automatycznie się odsunęłam.

- Ej, wiem, że byłam chamska, ale było, minęło. Przepraszam.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

- Dobra, nie ma sprawy.

Już miała odchodzić, gdy dodała jeszcze:

- Mam nadzieję, że ułoży wam się z Blasem. Przecież on może być tylko z tobą.

Co, kurwa?

Nie skomentowałam tego, trochę zniesmaczona tym, że nawet ona sugeruje coś ze mną i z Blasem. A przecież to od dawna nie istniało. Dobra, od dawna wmawiam sobie, że to nie istnieje.

Odeszłam bliżej wyjścia z hali, szukając wzrokiem już Bena, kiedy usłyszałam głos Mike'a:

- Gadałaś z Kansas?

- Gdzie ty byłeś, że nas w ogóle widziałeś?

Skoczył w miejscu, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę. Jego powaga na twarzy w takich chwilach nie była normalna.

- No tutaj - podskoczył jeszcze raz. - Ale raczej ona coś do ciebie gadała, bo wyglądałaś na zdenerwowaną jej obecnością.

- Przeprosiła i powiedziała, że pasuję do Blase'a - przewróciłam oczami.

Mike, z tym samym wyrazem twarzy, dotknął tego samego ramienia, co wcześniej Violet.

- No cóż, nie znoszę Kansas, ale wiesz, że tym razem miała rację.

bad boys fuck betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz