Spojrzałem na zegarek. Spóźniłem się cztery minuty.
Ale mimo tego, nadal nie było tu Scarlett.
Chciałem już do niej zadzwonić, ale zobaczyłem ją po mojej lewej, z dużym kubkiem kawy ze Starbucksa i rozmierzwionymi przez wiatr włosami.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, co odwzajemniłem.
- Wyglądasz jak Jake Long - stwierdziła, całując się ze mną po chwili, a ja kompletnie nie kojarzyłem, kim jest Jake Long.
- Kto...?
- Podobał mi się w dzieciństwie, taka tam postać. Miał identyczne włosy, no i bluzę.
- Czyli, mam to uznać za komplement?
- Jak najbardziej.
Spojrzała na kawę i podała mi ją.
- Masz, wzięłam dla ciebie. Twoja ulubiona.
Zerknąłem na imię Blase napisane czarnym markerem.
- A ty, nie masz swojej?
- Wypiłam dzisiaj z trzy litry kawy, mam już dość. Siedziałam w Starbucksie ponad trzy godziny.
Zmarszczyłem brwi. Z kim? Jeszcze rano, z Violet?
- Spotkałam Arzayleę - powiedziała, jakby czytając mi w myślach - i nie uwierzysz, o co znowu chodzi.
- No, słucham - oparłem się o motocykl, pijąc trochę swojej kawy.
- Otóż, Arzaylei podoba się James, od pół roku.
W pierwszym momencie nie zrozumiałem, co złego w tym, że kocha się w Evansie.
Ale no tak. Rose.
- Przecież on jest...
- No, i właśnie w tym jest problem.
Rzuciłem okiem na telefon, który zaświecił się na krótką chwilę, sugerując, bym wszedł na Messenger. Nie teraz.
- Rose o tym wiedziała...?
- Jasne, że tak. - powiedziała, poprawiając włosy do lusterka motoru.
- Mam rozumieć, że Azalea strasznie płacze?
- Bardzo. Zaprosiła mnie już na babski wieczór z May, bo chce to obgadać.
- Wow.
Azalea naprawdę była niesamowita. Była tak zmienna, ale nawet to lubiłem. Jak nie robiła dram i nie było się z nią w związku, można było z nią nawet wytrzymać. Przynajmniej, z mojej perspektywy.
- Ciekawe, jak tam Anastasia i Ben - powiedziała, zawieszając wzrok na moim imieniu na kawie. - Dawno z nią nie gadałam.
- Wiem - odpowiedziałem, badając ją dokładnie wzrokiem. Nie widziałem nigdy tej koszulki, a spódniczkę jakoś dawno. Spojrzałem niżej, zauważając jej kolana, na co uśmiechnąłem się bezwiednie. Ciekawe, czy któraś z dziewczyn je skomentowała. - Pewnie jest dobrze. Przynajmniej wreszcie się dogadali. Ben nigdy nie miał tak z żadną z dziewczyn.
- Życzę im jak najlepiej. Ana też raczej stroniła od tak bliskich relacji - stwierdziła, śmiejąc się lekko. Pewnie kryją się za tym ciekawe historie, które kiedyś przy okazji poznam. Tak, pewnie tak było. - A, no i jeszcze Violet i Mike.
- Niesamowite, że się pogodzili. Nie spodziewałem się, że tak to się skończy.
- Mike nie był aktywny na Messengerze od czterech godzin, a ty przecież wiesz, że to wręcz awykonalne dla niego. Chyba nadrabiają te wszystkie zmarnowane lata.
Pokiwałem głową. Oni oboje byli tacy, że gdy się rozgadają, to nie da rady im przerwać. Ich kompletnym przeciwieństwem była Ana z Benem. Pewnie grają razem w Mortal Kombat, palą fajki na jego balkonie i molestują Placka. Ewentualnie jej psa, którego imienia nigdy nie słyszałem. Raczej się jeszcze nie całują. Ben by się pochwalił.
- To chore, że każdemu z nas nagle wszystko się ułożyło. Wszystko dzięki tobie, Scarlett.
Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja przygryzłem wargę.
- Dzięki mnie?
- Przyjechałaś, wszystko się naprawiło. Ben poznał Anę, Mike i Violet się dzięki tobie pogodzili, bo spędzałaś czas z obojgiem z nich, no i ja... wreszcie jestem szczęśliwy, wiesz?
Spuściła wzrok, po czym wróciła nim do moich oczu.
- Zawdzięczajmy to mimo wszystko lepiej Rose, bo gdyby nie ona, to skończyłabym w San Francisco.
Tak w zasadzie, to miała rację.
- Efekt motyla.
Pokiwała do mnie głową, jakby dumna z moich słów.
- Jeszcze kilka miesięcy temu nie powiedziałabym, że znasz takie sformułowania.
- Ben tak mówi. I kilka innych, dziwnych fraz, które sprawdzam od razu w Google, aby nie wyjść na debila.
- Znając Bena, to pewnie wie, że to robisz.
- Przynajmniej udaje. A to się ceni.
Skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się do niej, dostając cztery nowe wiadomości z Messengera, które zobaczę dopiero po odblokowaniu telefonu. To pewnie Ben. Albo prędzej Mike, jeżeli skończył już siedzieć z Violet.
- Ktoś się do ciebie niesamowicie dobija na tym Messengerze - stwierdziła, z lekko chłodnym spojrzeniem.
- Nie mam na to czasu.
- Sprawdź.
Uniosłem lewą brew, patrząc jej w oczy, sprawdzając w końcu te powiadomienia.
I nie był to ani Ben, ani Mike.
Maggie?
- To Maggie. Nawet na to nie wchodzę.
- O co z nią chodzi?
Odetchnąłem głęboko, nie wiedząc co nawet odpowiedzieć.
- Nie mam pojęcia.
Zmrużyła oczy i pokręciła głową, przez dłuższą myśląc nad wypowiedzią. Miała problem z Maggie. Nic dziwnego.
- To... to znaczy? Wypisuje do ciebie, pisała nawet o Violet, by spytać o twoje... drużynowe treningi, bo ty ją ignorowałeś, i...
- Nie bądź zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna! Po prostu... słyszałam o niej wiele...
- Co takiego?
Odetchnęła i przewróciła oczami, nawiązując potem ze mną kontakt wzrokowy. Była zakłopotana. I smutna.
- Na przykład to, że kochała się w Benie, Mike'u, Jamesie i Matcie, sam Mike mi mówił, że nie miała jeszcze tylko nic do ciebie...a teraz? Zaczęła się do ciebie przystawiać, Blase, każdy to widzi, wiesz? Każdy, poza tobą.
- Scarlett, przestań. Myślisz, że zostawiłbym cię dla niej?
- Nie, ja po prostu... martwię się o nas, Blase. Nie chcę, by to się skończyło.
- Powiedziałem, że nie chcę tego zjebać. Nigdy.
Popatrzyła jeszcze na mnie, a po chwili uśmiechnęła się lekko i rzuciła mi się w ramiona, a ja przytuliłem ją mocno, nie chcąc, by myślała tak o Maggie.
Przecież nie była nikim ważnym.
- Jedźmy do mnie - powiedziałem, na co kiwnęła głową.
CZYTASZ
bad boys fuck better
Fiksi Remaja-hashtag na tt: #bbfb- Niektórzy po prostu są dla siebie stworzeni. Tacy ludzie muszą być razem, a ich związki należą do tych najbardziej udanych. Ale co jeśli nie potrafią stworzyć zdrowej relacji? Te osoby powinny zerwać i ledwo radzić sobie samo...