Pisany przez Scarlett, pierwszy rozdział z perspektywy Bena, z okazji jednego tysiąca wyświetleń. Enjoy!
11 listopada, 6:28 PM
Lubiłem to miejsce.
Poważnie, miałem związanym z tym miejscem same dobre wspomnienia. Dopóki o tym miejscu wiedziałem tylko ja i Blase, było tu dobrze.
Nie musiałem martwić się, że przyjdzie tu Jordan czy inni, jak w każde inne miejsce, które odkryłem z Blasem. To było tylko nasze.
- Lecę już, Ben.
Blase wstał powoli, a ja spojrzałem na niego pytająco, trochę z wyrzutem. Znowu?
- Co?
- Umówiłem się z Rose na dziewiętnastą.
Ach, Rosie.
Był z nią od ledwo co kilku tygodni, a już niszczyła wszystkie plany, bo widywali się w samotności.
Niemal każdą przerwę spędzali tylko razem, a ja włóczyłem się sam po korytarzu z nosem w telefonie. Zaczynałem nawet gadać z Mikiem, co nie było normalne.
Było mi przykro, że wystawiał mnie tak dla jakiejś tam którejś z kolei dziewczyny. Ale skoro szybko się zaczyna, to jeszcze szybciej się skończy.
- To już trzeci dzień z rzędu.
Lubiliśmy z Caroline śmiać z pseudo-zakochanego Blase'a na geografii. Z racji, że siedzieliśmy we trójkę było łatwo, a że Rose chodziła na jakiś tam inny przedmiot w tym czasie, mieliśmy pełne pole do popisu.
Zmarszczył brwi, trochę zdezorientowany.
- Po prostu spotykam się z własną dziewczyną, coś w tym dziwnego?
Przesadzasz, Ben, skarciłem się w myślach, już wypowiadając kolejne zdanie:
- Z Arzayleą tak nie było.
Parsknął, zarzucając plecak na ramię.
Wiadomo, że tak, bo to Arzaylea, z nią to nie mogło wyglądać inaczej. Wykorzystywał ja, cały czas, ale nie ma co się temu dziwić.
- Arzaylea to inna bajka, doskonale o tym wiesz.
Odetchnąłem, trochę bojąc się dokończyć tą rozmowę. Ale ja przecież z tego wyjdę, czyż nie?
- Gdyby była inną bajką, to nie bałbyś się spotkać we trójkę, a nie tylko ciągle łazicie sami. Poważne związki tak nie wyglądają, Blase.
- Wolimy samotne spotkania, Ben.
Pamiętam, że gdy był z Arz, to widywał się z nią tylko, gdy nie było reszty. Albo gdy chciał się pieprzyć.
- Raczej Rosie takie woli.
Chyba nikt nie przepadał za tamtym związkiem Blase'a. Arzaylea psuła mu reputację i spłycała w oczach innych, ale to go nie obchodziło. Zawsze miał wyjebane w zdanie innych, bo i tak był i będzie szanowany, niemal na zawsze.
- Myśl jak chcesz.
Natomiast jego i Rosie lubiły chyba tylko jej koleżanki, i to nie wszystkie, bo nawet Violet krzywo patrzyła na nich całujących się w ławce. Nie pasowali do siebie, kompletnie.
Zapadła chwila ciszy. W końcu podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu, a ja unikałem jego wzroku.
- Napiszę w południe, jutro wybijamy na żarcie.
Nawet się nie uśmiechnął, ja z resztą też. Włożył od razu w uszy słuchawki i nasunął kaptur na głowę, zostawiając mnie tu samego.
Ze swojego plecaka wyciągnąłem paczkę Marlboro Gold i wziąłem jednego z nich, jednak zauważając, że moja zapalniczka już nie działa.
Zawsze to Blase dawał mi zapalniczki, bo wypalałem je w trybie natychmiastowym. Nawet nie wiem dlaczego.
Pamiętam, jak na wycieczce przyłapali nas z papierosami w dłoniach około trzeciej nad ranem w naszym pokoju. Było to chyba z dwa lata temu, ale nadal pamiętam ten stres gdy nasza wychowawczyni dzwoniła do mojej mamy. Nie chciałem przysparzać jej kłopotów, a ona nie lubiła, gdy paliłem.
Nie mówiłem o tym jednak nikomu. To nie miało sensu.
Usłyszałem tylko dźwięk odpalanej zapalniczki i oddech gdzieś po mojej lewej.
- Chcesz ogień?
Poznałem ten głos, bo zawsze poprawiał i nawracał Jordana gdy ten zaczynał już pieprzyć totalne bzdury o Violet.
Chłopak chyba miał na imię Nise i Blase czasem śmiał się z jego włosów, bo były dość niespotykane.
- Przepraszam, za zakłócenie ci spokoju, ale musiałem uciec od Mike'a, a Blase mnie tu pokierował.
Widzę, że ktoś tutaj znów bawi się w moją niańkę.
- Podaj mi ogień.
Nise podpalił mi szluga, a ja od razu się zaciągnąłem.
Usiadł koło mnie, biorąc do ręki jakieś pierwsze lepsze mentole.
- Widzisz, czasem trzeba się męczyć z takim gównem - mruknął, z obrzydzeniem patrząc na odpalonego już papierosa.
- Mogłem dać ci fajkę - wzruszyłem ramionami, a on zaśmiał się.
- Nie udawaj, sam z siebie tego byś nie zaproponował.
Wypuściłem powoli dym trochę spięty, bo czułem się jakby czytał mi w myślach.
Nie byłem dla nich zbyt miły, to fakt, ale tak było od zawsze, więc raczej się przyzwyczaili.
- Niby dlaczego?
- Bo wolałbyś, gdyby mnie tu nie było.
Spojrzałem na niego, depcząc peta butem.
- Dałeś mi ogień. Bez ciebie musiałbym pójść do sklepu.
Zaśmiał się, poprawiając od razu włosy.
- Lubię twoje poczucie humoru.
Uśmiechnąłem się i popatrzyłem na niego.
- Czemu tu w ogóle przesiadujecie? Raczej nikt tu nie przychodzi.
- No właśnie - powiedziałem, rozglądając się. - Tu zawsze byłem tylko ja i Blase, bo cała ta reszta szczerze i mnie, i je go trochę już męczyła... Nie żebym mówił o tobie, Nise - wtrąciłem od razu - ale Mike, Matt czy nawet James potrafili wkurwić.
Kiwnął głową, poprawiając swoje włosy.
Przypomniało mi się, jak Jordan, za pomocą lokalizacji na Snapchacie, namierzył nasze wcześniejsze miejsce. Przyszedł tam z całą ekipą gdy byliśmy w połowie rozmowy o dziewczynie, która się we mnie kochała. Nigdy jej nie dokończyliśmy.
- Nie martw się. - Zerknął na mnie. - Nikogo tu nie przyprowadzę.
Zapalił mi drugą fajkę, gdy zauważyłem, że jeszcze bardziej polubiłem to miejsce.
CZYTASZ
bad boys fuck better
Teen Fiction-hashtag na tt: #bbfb- Niektórzy po prostu są dla siebie stworzeni. Tacy ludzie muszą być razem, a ich związki należą do tych najbardziej udanych. Ale co jeśli nie potrafią stworzyć zdrowej relacji? Te osoby powinny zerwać i ledwo radzić sobie samo...