- Muszę zaraz wracać do domu. - Jej głos wybudził mnie z rozmyślań.
No tak, siedzę z nią cały czas od balu, dołączyło do nas kilku moich znajomych ale towarzystwo szybko się wykruszyło. Nawet nie wiem, dlaczego.
Raz spałem u niej, potem ona u mnie, ale chyba jej starzy mają już tego dość. Nie ma co się dziwić.
- Odprowadzę cię.
- To daleko, ty nie masz czym wrócić, a jest już późno.
- Dam sobie radę.
Odetchnęła. Byłem nachalny, znowu.
Objąłem ją w talii, prowadząc nas w stronę jej domu. W ciszy, bo nasze rozmowy jakoś się nie kleiły.
Całowaliśmy się tylko co chwilę, ale raczej nie gadaliśmy. Wcale.
Ben kiedyś się z tego śmiał, że związek nie powinien tak wyglądać, ale ja starałem się jego nie słuchać.
Właśnie, Ben.
- Mam wrażenie, że twoi znajomi mnie nie lubią.
- Dlaczego?
Spojrzałem na nią, a ona westchnęła.
- Ben i chłopcy jakoś... nie gadali z nami, gdy tam byłam. Tylko się śmiali, jak już.
Przewróciłem oczami. No tak, miała rację.
Ben i Mike byli ogólnie jakimiś królami żartów na temat mojego związku z Rose. Oczywiście, że nawet przy niej to robili, nie ograniczali się. Jak zwykle.
- Oni tacy są, zawsze. Nie martw się, lubią cię. Nie mogą nie lubić. Nie pozwoliłbym na to.
I znowu kłamałem.
Szliśmy dalej już nic nie mówiąc, aż w końcu, przed jej domem, pocałowałem ją w usta długo na pożegnanie.
- Przyjdę po ciebie w poniedziałek przed szkołą.
- Jasne, Blase.
Pomachałem jeszcze do niej i od razu sprawdziłem telefon.
Jest przed północą, ciemno i zimno w chuj, a dom mam jakieś pół godziny drogi stąd, i to zajebiście szybkim krokiem.
Ale jedna osoba, do której zazwyczaj przychodziłem o takiej porze ( i jakiejkolwiek innej ), mieszkała ledwo kilkadziesiąt metrów stąd.
I był to Ben.
Niewiele myśląc, od razu skierowałem się w stronę jego domu. Od razu pogadam z nim na temat tego z Rose. Jeżeli w ogóle będzie chciał o tym rozmawiać.
Wszedłem na jego garaż, z którego zawsze łatwo przechodziło się na średni balkon w jego pokoju.
Nauczyłem się tej sztuczki lata temu, gdy zwiewaliśmy nad ranem albo po nocy by się najebać. Bo w stanie najebania nawet bym nie próbował.
Otworzyłem drzwi na balkon, które zawsze były uchylone, a potem podszedłem do Bena, który...
Nie spał sam?
- Ej, Ben, wstawaj, no już... - gadałem pod nosem, jednocześnie trzepiąc jego kołdrą.
Nagle wstał, siadając na poduszce, krzycząc tylko głośne:
- O kurwa!
Kołdra po jego prawej też się poruszyła gwałtownie, przez co prawie się przestraszyłem, a po chwili usłyszałem głośny pisk dziewczynki.
- Zamknij mordę! - krzyknął, zasłaniając dłonią usta dziewczynki, jednocześnie koślawo się na mnie rzucając. - Cała nasza trójka będzie miała przejebane.
- Grace?
Grace, siostra Bena, miała trzynaście lat i swego czasu bujała się we mnie na zabój. Pamiętam, jak chwaliła się dziewczynkom ze swojego rocznika, że zna tego słynnego Blase'a, no i za każdym razem jak odwiedzałem Bena, to te jej koleżanki zlatywały się w jego pokoju. Traumatyczne przeżycia.
- Nie mogła spać po nocy i władowała mi się do łóżka, nie moja wina.
- Przecież sam mi pozwo...
- Zamknij ryj, no kurwa!
Zaśmiałem się.
- Czemu przyszedłeś? - zapytał mnie w końcu Ben, zerkając potem kątem oka na telefon. - Jest jebana północ.
- A ty już śpisz - zadrwiłem z niego.
- Miałem kaca.
- Nieważne - ominąłem temat. - Chciałem pogadać. Wracam od Rose.
- I jak?
- Jeśli o to ci chodzi, to nie, nie jebaliśmy się.
- Nie mów tak przy dziecku! - Zatkał jej uszy dłońmi.
Zmarszczyłem brwi.
- Sam przy niej klniesz.
-Dobra, ale to ja ją tak pięknie wychowałem, więc...
- Raczej twoi starzy.
- Tak, tak - przewrócił oczami - to chodź, zajaramy skuna i pogadamy. Bo i tak nie dasz mi spokoju.
Spojrzałem na Grace.
- Tak przy niej?
Ben popatrzył na nią, a ona wyglądała na zdenerwowaną.A raczej wkurwioną.
- Grace, idź do siebie, proszę, albo powiem mamie, że słuchasz po nocach na 6ix9ine i tańczysz do tego przed lustrem.
Zarumieniła się i zwiała do siebie, a ja przerzuciłem wzrok na niego.
- Serio tak robi?
- I to w moim pokoju - wyciągnął wcześniej skręcony blant z szafki nocnej, od razu go odpalając - tak się kończy wracanie o trzeciej nad ranem od ciebie.
Wziąłem od niego bucha i oddałem mu blanta.
- Ale my nie o tym - stwierdził, zaciągając się. - Jak tam z... Rosie? Bo coś słaby humor ma.
- Mówi, że jej nie lubicie.
- No i ma rację.
Przewróciłem oczami, a Ben uśmiechnął się.
- Ale niby dlaczego? Co wy od niej chcecie, a raczej do nas, bo...
- Nie pasujecie do siebie w chuj, ty ją wykorzystujesz, ona za tobą płacze, ty wolisz Scar...
- Nie...
- Tak.
Zabiłem go wzrokiem, a on po prostu podał mi skręta.
- Jestem z Rose, więc najwidoczniej tego chcę.
- Okłamujesz siebie gorzej niż Mike z Kansas.
Zapadła między nami przez chwilę cisza, podczas której oboje patrzyliśmy się gdzieś w podłogę.
Ben użył właśnie imienia Mike'a, nazwiska Violet i porównał mnie do niego. Ile się zmieniło przez ten czas?
- Właśnie, Mike - przysiadłem się bliżej. - Dogadujecie się od czasu, gdy też zaczął się śmiać ze mnie i Rose, nagle go lubisz, a z jeszcze dwa tygodnie temu nawet nie chciałeś mu odpowiadać.
- Ludzie się zmieniają - wzruszył ramionami. - Ty jeszcze dwa tygodnie temu całowałeś się ze Scarlett.
Westchnąłem.
- Nie powinienem...
- Nie udawaj kogoś innego. Cały twój skład się posypał i, co najlepsze, spotyka się bez ciebie po raz pierwszy odkąd pamiętam, bo ty znalazłeś sobie jakąś średniawą dziewczynę. Nawet wczoraj, kiedy ty zostałeś z Rose, my poszliśmy do dziewczyn, Nie uważasz to za dziwne?
Nie odpowiedziałem mu.
CZYTASZ
bad boys fuck better
Teen Fiction-hashtag na tt: #bbfb- Niektórzy po prostu są dla siebie stworzeni. Tacy ludzie muszą być razem, a ich związki należą do tych najbardziej udanych. Ale co jeśli nie potrafią stworzyć zdrowej relacji? Te osoby powinny zerwać i ledwo radzić sobie samo...