53 scarlett

3.7K 124 42
                                    

— Muszę kupić sukienkę na bal. To już za trzy tygodnie.

Cholera, ten czas minął za szybko.

Odkąd jestem z Blasem, wszystko jakoś zmieniło się na lepsze.

I nawet trudno powiedzieć mi dokładnie co, ale wszyscy nagle się pogodzili, czas mijał szybciej, ponawiązywały się nowe przyjaźnie i ogólnie było dobrze. Ale życie przecież nie jest bajką.

Z własnego doświadczenia jednak wiem, że wszystko naprawia i pierdoli się na raz. I chyba było coraz bliżej do tego spierdolenia.

Ale czy warto było się tym już przejmować? Jak na razie było świetnie.

I mówiąc to myślę choćby o tym, że obecnie rozmawiam przez telefon z Aną, którą zaprosił na bal ktoś jakiś tydzień temu.

— Idziesz z Benem, no nie? Co on ubiera?

— Gdyby choćby on o tym wiedział. Pewnie ogarnie coś na ostatnią chwilę.

— Sporo was łączy.

Zerknęłam na kalendarz. Wakacje już niedługo.

Ale co dalej?

Mike, Nise i reszta chłopców w innej szkole, a najprawdopodobniej kilku różnych, zostanie tu tylko Ben z Blasem. Co z naszymi ekipami, gdy oni będą siedzieć w dormitoriach w college'u? Co z wyjściami, gdy Mike planował nawet coś przy Palm Springs, a Nise kombinował coś gdzieś przy Malibu Point? Nawet mi trudno było wyobrazić sobie rozstanie się ekipy, a co dopiero miał powiedzieć taki Mike czy Blase? Oni znali się całe życie.

To na pewno będą ciężkie wakacje, i na pewno każdy będzie udawać, że nic takiego się nie dzieje. Większego natężenia melanży i nocowań zapewne jeszcze nie było.

— Oddzwonię później. Ty też pewnie też idziesz z Blasem, więc...

Nawet nie musiałam pytać, aby wiedzieć, że idzie do Bena. To było jasne.

Spędzali ze sobą ostatnio naprawdę sporo czasu. Po pół roku podchodów coś z tego wyszło, chociaż przy końcu każdy tracił już nadzieję w odwagę Bena. Czasem potrafił zaskoczyć.

— Rozwal go w końcu tą Cassie Cage. Napisz, jak już będziesz wolna. Miłego dnia!

Ale czy ja spotykałam się dzisiaj z Blasem? Tak, możliwe.

A wręcz pewne, bo my widywaliśmy się bardzo często. Niemalże codziennie, bo dosyć ciężko było nam wytrzymać bez siebie. Żadne z nas jednakże nie narzekała na te częste spotkania —nawet Blase, który zazwyczaj był jednak bardziej stadnym typem człowieka, lubił przebywać ze mną na osobności i często mówił, że jestem pierwszą taką dziewczyną.

Czy cieszy mnie to, że byłam tak wyjątkowa? Nie wiem. Przywiązanie dla Blase'a zawsze było czymś przytłaczającym.

Ale przynajmniej było się czym pochwalić, bo to osiągniecie na miarę wpisania w CV. Ciekawe tylko, ile to potrwa.

Zsunęłam się z łóżka i pognałam na balkon, od godziny zmagając się z nieustępliwym głodem nikotynowym. Przynajmniej tutaj w moim wieku było to już legalne.

Mieszkałam w nawet cichej okolicy, jednakże blisko centrum. Zaledwie kilka metrów od Michelline, lecz pół miasta od Bena, Nise'a czy Mike'a.

Odpaliłam papierosa z jednej z paczek z wagonu — zawsze miałam jeden pod łóżkiem.

— Palisz beze mnie? Niegrzeczna.

Poznałam ten głos. No, bo jakbym mogła nie poznać tego niskiego głosu, od którego uginały się kolana, a ciało przechodziły ciarki?

— Blase, co ty odwalasz? Jest czternasta w sobotę, normalnie śpisz jeszcze tak z trzy godzinki.

— Postanowiłem odwiedzić moją dziewczynę, coś w tym złego? Nie widziałem cię od jakichś szesnastu godzin.

— To aż niespodziewane, Blase. Czekaj, otworzę ci.

Zbiegłam po schodach przypominając sobie, że tak w sumie nigdy nie był w moim pokoju.

Zawsze siedzieliśmy w salonie, ale teraz nie miałam wolnej chaty. Nie miał nigdy nawet okazji poznać mojego kota, bo trafiał zawsze, gdy Lait spał u mnie na łóżku.

Zauważyłam go właśnie, koczującego pod drzwiami, za którymi stał Blase, w czarnej jeansowej kurtce, podartych spodniach i koszulką z hell boy, ze starego merchu Peepa. Zapatrzony w telefon, uśmiechnięty, z rozmierzwionymi włosami o zielonych końcówkach. Mój chłopak.

— Spokojnie, Lait. To twój przyszły pan.

Z podkulonym ogonem usiadł przy mojej prawej nodze, a ja otworzyłam drzwi, od razu będąc przywitana szczerym uśmiechem. Był piękny.

Od razu przybliżył się do mnie i pocałował mnie w usta, co trwało zdecydowanie za krótko. On jeszcze nie palił - było czuć od niego jedynie wodę kolońską.

— Chodź, moja mama zaraz wróci — powiedziałam, a on przytaknął mi i złapał mnie za dłoń, spoglądając w dół. No tak, mój kot.

— Ach, jeszcze się nie poznaliście. To Lait.

Blase zmarszczył brwi. Francuski nie był jego mocną stroną.

— Co? Lu-uh?

— Lait — zaśmiałam się z jego okropnego akcentu. — Jego imię znaczy mleko.

— Wygląda bardziej jak miód — stwierdził, patrząc na niego, łaszącego się do jego nogi. — Leh?

— Blisko! Jestem dumna.

Uśmiechnął się, zadowolony z pochwały. Cały Blase. Uwielbiał, gdy się mu schlebiało.

— Chodźmy do mnie — zasugerowałam, ciągnąc go w górę, po schodach — i zapalmy w końcu.

Wbiegł zaraz za mną po schodach, rozglądając się później po moim pokoju. W sumie, to nigdy nie widział niczego poza ścianą z niebiesko-fioletowo-różową flagą. Miałam naprzeciw niej komputer — a my gadaliśmy często przez kamerkę.

Przeleciał wzrokiem po kilku swoich zdjęciach na ścianie, zaraz przy Anie, Violet, Mike'u i Benie. Było ich dosyć sporo, niemalże każde, bo nie mieliśmy nigdy czasu na robienie ich. I każde było piękne.

— Wygodne masz to łóżko?

— Czemu pytasz?

— Tak na przyszłość - uśmiechnął się. — Patrz, co mam.

Wyciągnął z kieszeni skręta,zdecydowanie zbyt dużego na dwie osoby.

— Wstąpiłem po drodze do Mike'a i zajebałem mu jednego, to przecież musiałem się z tobą podzielić, no nie?

Wyszedł na balkon i pociągnął mnie za sobą, chwytając ogień z półki.

— Jesteś kochany, czy tylko chcesz się jebać?

Zaśmiał się, odkładając rzeczy na stolik.

— Myślę, że oba. — Rozejrzał się, zatrzymując wzrok na domu Michelline. — Widać od niej ten balkon?

— Tak, pytasz, bo...?

— Nigdy nie pieprzyłem się na balkonie.

Uniosłam brew. Cholera, naprawdę? On miewał chore pomysły. I za to go kochałam.

— I ty chcesz tu...?

— Jebać ją. Niech patrzy, ma na co.

— Jesteś chory, wiesz?

— Wiem. Za to właśnie mnie kochasz. A ja kocham ciebie.

Przytulił mnie, po czym szepnął mi do ucha:

— Najpierw seks, potem skręt.

Zaśmiałam się. Powtarzał to średnio raz w tygodniu.

— A potem drugi seks. Tak, znam tę zasadę.

bad boys fuck betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz