25 rosie

9.6K 439 340
                                    

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. No po prostu, kurwa, no nie. To już przekracza wszelkie granice. Jedyne, co miałam w głowie, to jeden wielki bałagan. Niczego już nie rozumiem. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego pocałował moją najlepszą przyjaciółkę? Dlaczego jest ze mną, kiedy to ona mu się najbardziej podoba? Czułam jak łzy mimowolnie zbierają się w mych oczach.

W tamtej chwili byłam zła na wszystko. I wszystkich. Nawet na panią Podolch, która w zasadzie nic nie zrobiła, tylko teraz stała przede mną, z założonymi rękoma i starała się do mnie coś mówić, ale ja czułam tylko szum w uszach. Mogłam wywnioskować, że chodzi o to, bym w końcu wsiadła do autobusu. Stałam tylko jedna, owinieta w za dużą bluzę, z czerwonymi oczami jak i nosem.

- Mogłabym pójść jeszcze do łazienki? - Zapytałam. Byłam zaskoczona brzmieniem mojego głosu. Brzmiał niespotykanie słabo i żałośnie.

Dostrzegłam, że pani Podolch momentalnie złagodniała.

- Coś się stało, Rosie?

Pokręciłam tylko głową i szybko się odwróciłam, ruszając w stronę stacji paliw, która znajdowała się blisko miejsca, gdzie odbywało się ognisko. Byłam wdzięczna, że nikt mnie nie widział, gdy pierwszy łza spłynęła po moim policzku. Musiałam wyglądać jeszcze bardziej żałośnie, niż brzmiał mój głos. Ale nie dbałam o to. No bo, chuj, po co.

Wpadłam tak głośno do środka, że sprzedawca szybko zmienił pozę ze stojącej na gotową do ataku. Ja tylko przeprosiłam i pomknęłam do łazienki.

Tam rozkleiłam się na dobre. Oparłam się ciężko o zlew i mogłam tylko podziwiać czarne plamy tuszu spadające do kranu.

Nie chciałam żeby tak wyszło. Liczyłam, że w nowym miejscu, z nowymi ludźmi będzie mi się żyło szczęśliwie. No, niezupełnie.

Po kilku minutach ciągłego szlochania postanowiłam doprowadzić się do porządku. Opłukałam twarz zimną woda, przeczesałam włosy palcami, i wysmarkałamm nos.

Sięgnęłam po telefon, sprawnie go odblokowalam, a me oczy natychmiastowo dostrzegly milion powiadomień. Napisała do mnie mama i...
James.

"Hej, Rosie. Jeśli wciąż potrzebujesz pomocy z chemią, a nie znalazłaś żadnego lepszego korepetytora, to służę pomocą:))"

Ta wiadomość lekko podniosła mnie na duchu. Może został ktoś jeszcze kto...

I w tym momencie do łazienki weszła Violet. Wyglądała na poważnie zmartwioną i wkurzoną w jednym.

- Jejku, Rose... - Zaczęła, a ja poczułam, że znów zbiera mi się na płacz.

Nie ośmieszaj się, pomyślałam.

- Od początku mówiłam, że to nie jest chłopak dla Ciebie. Ja po prostu to wiedziałam. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. Blase to po prostu idiota. Musisz dać sobie z nim spokój, nie jesteś w jego typie. - Powiedziała, przytulajac mnie mocno.

Wiedziałam, że ma rację. W głębi duszy, widziałam o tym od samego początku. Ale chciałam spróbować. Musiałam to zrobić. Wiedziałam, że nie jest dla mnie odpowiedni, wiedziałam, że to nie przejdzie na dłuższą chwilę. Byłam tego pewna.

- Wiem. - To jedyne, co byłam w stanie powiedzieć.

Przyjaciółka wyprowadziła mnie z toalety, po czym ruszyłysmy prosto do autobusu.

To był chyba najgorszy moment w moim życiu. Gdy tylko wstąpiłyśmy do busa, oczy wszystkich skupione były na nikim innym, jak na mnie. Ale ja bałam się spojrzeć, więc nawet nie wiedziałam, czy gdzies wśród nich czai się Blase. Vi powtarzała mi na ucho, żebym nie dawała po sobie poznać, że mnie to ruszyło.

bad boys fuck betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz