Wstawanie u Mike'a rano od zawsze było jakieś inne.
Pewnie dlatego, że on zawsze wstawał wcześniej, a po przebudzeniu od razu pędził do kuchni. Głodny Mike to zły Mike, tak raczyła powtarzać jego mama jeszcze, gdy był wysokości stołu i jego szczytem buntu było wchodzenie z butami na łóżko.
Już wtedy zastanawiało mnie, jakim cudem on normalnie funkcjonuje — spał bardzo mało, a ćwiczył i jadł nieproporcjonalnie dużo w stosunku do tego. Czasem tłumaczył się wiecznym gastro, zazwyczaj się z tego śmiałem z Benem, że Mike jara się ziołem bardziej niż w ogóle z niego korzysta, ale to nie była raczej prawda.
Odkąd się z nim przyjaźnimy zauważyłem, że on ten szajs pali prawie tak często, jak ja fajki. No dobra, może to lekka przesada, ale nie było dnia bez niego z blantem w dłoni. I to było naprawdę zamartwiające.
Ruszyłem się z łóżka, rzucając okiem na piłkę z autografem tego sławniejszego Mike'a Jordana, a potem od razu pobiegłem po schodach w górę, do ukochanej kuchni Mike'a.
No i oczywiście, że tam był.
Smażył bekon i kroił awokado na przemian, a ja sięgnąłem po jego ulubiony napój bezalkoholowy, czyli zieloną mrożoną herbatę.
— Chcesz też? — zapytał, nawet się nie odwracając.
— Same tosty z bekonem.
— Zostały jeszcze frytki z...
— Też daj — mruknąłem i zerknąłem na godzinę. Chwila przed jedenastą, mam dobry czas.
Za ponad pięć godzin Mike będzie siedzieć z Violet, po raz pierwszy sami od pewnie półtora roku, czy coś takiego. Niesamowite.
Wrzucił frytki do frytkownicy i wziął na talerz swoje śniadanie, które ledwo mu się tam zmieściło.
— Nie możesz się doczekać, co? — zapytałem go, a on wrzucił kilka kostek lodu do kubka ze Starbucksa z którejś z limitowanych, letnich edycji. Kupował je co roku — zimą termosy, a na lato te z rurką. Nie wiem, co go tak do nich ciągnęło.
— Słucham? — spojrzał na mnie pytająco, sięgając po jednego ze swoich tostów.
— No, spotkania z Violet.
Rozejrzał się, zerkając na patelnię i frytkownicę, a potem podszedł bliżej mnie, opierając się po drugiej stronie blatu.
- Nawet nie wiesz, jak się, kurwa, stresuje.
Patrzył na mnie z jak zwykle kamienną twarzą, typową dla niego. Jedyne, co się zmieniło, to jego wzrok - był jakiś mniej pusty niż zwykle. Może trochę szczęśliwy, a może przerażony? Wyrażał zbyt wiele, jak na to, że był tylko jednym spojrzeniem.
- Nie dziwię ci się. Nie gadaliście normalnie przez półtora roku.
Przez dłuższą chwilę wciąż się na mnie patrzył, w ten sam sposób, nie zmieniając nijak wyrazu twarzy.
- Myślisz, że...
- Będzie dobrze. Zobaczysz.
Odszedł od blatu, nakładając na talerze resztę żarcia.
- A ty potem do Bena...?
- A potem ze Scarlett.
Uśmiechnął się krótko, kładąc przede mną talerz i siadając zaraz przy mnie.
- Dzięki - powiedziałem, na co skinął głową.
Siedzieliśmy w ciszy przez większość czasu, a Mike wpatrywał się głównie przed siebie.
CZYTASZ
bad boys fuck better
Teen Fiction-hashtag na tt: #bbfb- Niektórzy po prostu są dla siebie stworzeni. Tacy ludzie muszą być razem, a ich związki należą do tych najbardziej udanych. Ale co jeśli nie potrafią stworzyć zdrowej relacji? Te osoby powinny zerwać i ledwo radzić sobie samo...