53

1.6K 134 26
                                    

*Miesiąc pozniej*

Dziś mija miesiąc od kąd Camila nie odzywa się do mnie jeśli to nie jest konieczne. Nadal jestem u niej ponieważ pozwala mi na to ze względu na Sofi. Straciłam już wszelkie nadzieje związane z Camilą. Ciężko mi było gdy mnie odpychała i każde jedno staranie kierowane do niej. Kolacja, kino... Próbowałam wszystkiego, ale nie dała za wygraną. Dziś jest zakończenie roku Sofi więc obiecaliśmy, że pojedziemy po nią razem i spędzimy jakoś ten dzień, ale Camila i tak nie jest zadowolona z fakty, że musi przebywać w moim towarzystwie, a mnie z kolei boli jej zachowanie. Nie chce jej pokazywać tego jak bardzo mnie tym rani, ale niestety wiem, że słyszy gdy schodzi wieczorami do kuchni mój płacz... Stoimy na szkolnym parkingu. Camila zawzięcie robi coś w telefonie byle by na mnie nie patrzeć. Opieram głowę o zagłówek i zamykam oczy. Nie wytrzymam już tak długo, albo padnie mi psychika, albo źle się to skończy dla mojego życia. Z dnia na dzień mam mniej sił, coraz więcej głupich pomysłów i odwagi by w końcu jakiś zrealizować.

- Lo! Jedź - podskoczyłam na głos Sofi. Przyłożyłam dłoń do serca.

- Nie strasz mnie tak kangurku - śmieje się sztucznie i odpalam samochód. Jadę prosto na plac zabaw, a Sofi podskakuje ze szczęścia. Uśmiecham się lekko widząc ją w tylnym lusterku. Chciała bym wrócić do czasów dzieciństwa, X-Factor'a, poznania Camili... Wszystko rozegrała bym inaczej, ale czasu nie cofnę, Camili nie odzyskam, a sama właśnie dlatego za niedługo stracę rozum. Zostawiam samochód i biorę dziewczynkę na ręce po wyjściu z pojazdu. Nie zwracając większej uwagi na Camile zaczynam się z nią bawić na placu zabaw. Sofi wciąga mnie na wielką zjeżdżalnie, biorę ją na kolana i zjeżdżamy razem w rezultacie lądujemy na piasku śmiejąc się głośno. Sofi przytula się do mnie.

- Uwielbiam cię Lolo - uśmiecham się delikatnie.

- Ja ciebie też mała.

- Lauren? - słysząc znajomy mi głos marszcze brwi i z Sofi podnoszę się do pozycji siedzącej. Napotykam rozwścieczony wzrok Camili. Zerkam za jej spojrzeniem a moje oczy napotykają niebieskooką blondynkę.

- Sophia co ty tutaj robisz? - pytam przyjaznym głosem wstając z kangurkiem i podchodzę do niej, przytulam ją wolną ręką. Blondynka oddaje uścisk.

- Musimy już iść - podskakuje słysząc obok siebie szorstki głos Camili łączony z niesmakiem.

- Przyjechałam po sukienkę, ale jeszcze nie jest gotowa więc wyszłam pozwiedzać - blondynka śmieje się cicho - Sophia - mówi i podaje dłoń Camili. Brązowooka ściska niechętnie dłoń mojej byłej i mierzy ją od góry do dołu - A ty pewnie jesteś Camila - mówi przekonana.

- Skąd wiesz? - zastygam w miejscu.

- Lauren wiele mówiła o tobie w sumie bełkotała, ale dało się zrozumieć... - dziewczyna chichocze.

- Nie ważne Sophia - mówię niby obojętnym głosem - Nie jesteśmy razem - mówię starając się ukryć mój smutek. Dziewczynka na moich rękach przytula mnie jeszcze bardziej.

- Jak to? Przecież...

- Uważa, że ją z tobą zdradziłam - prycha gdy wchodzę jej w słowo.

- No wybacz kochana, ale masz wyobraźnię - mówi do Camili śmiejąc się - Ona była taka pijana, że ledwo co składała zdania, a jednyne co gadała to o tobie - śmieje się jeszcze głośniej - Wychodzę za mąż, a dziewczynki mnie nie kręcą - teraz przenosi spojrzenie na mnie - Miło było cię spotkać, ale muszę lecieć - uśmiecha się smutno i mnie przytula - Będzie dobrze - szepcze mi do ucha i odsuwa się ode mnie - Trzymajcie się - mówi już głośniej i odchodzi. Patrzę na Sophie, która wita się jak podejrzewam z narzeczonym pocałunkiem. Spoglądam na Camile, która stoi jak słup soli gapiąc się na zarys sylwetki dziewczyny, a ja zaczynam czuć narastający ból głowy.

- Kangurku pojedziemy do domu? Głowa mnie rozbolała - mówię cicho.

- Dobrze Lolo, ale później zrobimy namiot i się ze mną pobawisz? - pyta smutnym głosikiem.

- Oczywiście skarbie - całuje ją w czoło i zaczynam powoli odchodzić w stronę parkingu - Idziesz? - pytam Camili, która teraz gapi się na mnie z niedowierzaniem i winą. Kiwa głową twierdząco, nie odpowiadam już nic tylko idę do samochodu. Stawiam Sofi na ziemię i łapie ją za rączkę. Przy samochodzie otwieram małej drzwi po czym zamykam i sama wsiadam do samochodu. Czekając na Camile. Gdy i ona już jest w środku ruszam do domu. Nie zerkam na nią ani się nie odzywam. Teraz dopiero zaczynam odczuwać jeszcze większy ból związany z brakiem zaufania kobiety do mnie. Gdy dojeżdżamy do domu od razu wysiadam z samochodu i kieruje się na kanapę. Układam wygodnie poduszkę i odkrywam się kocem. Sofi całuje mnie w policzek.

- Śpij dobrze, Lolo - mówi opiekuńczo i chwilę później odpływam

*Oczami Camili*

- To nie możliwe - Ally wzdycha i opiera brodę na splecionych dłoniach na stole.

- Tak po prostu powiedziała, że wychodzi za mąż a chwilę później widziałam ją z facetem... - wzdycham ciężko dodając soli do gotującego się obiadu.

- Może one się zmówiły? - staje w miejscu i patrzę na dziewczynę przez chwilę. Bez słowa idę do salonu i wyciągam z tylnej kieszeni spodni telefon śpiącej Lauren. Po dłuższej chwili wracam z jej telefonem w dłoni. Ku mojemu zdziwieniu blokada jest nadal taka sama jak kiedyś, czyli moja data urodzin. Wchodzę w smsy i dochodzę w do wniosku, że chyba od roku nie usuwała żadnych konsekwencji, ale ani śladu po Sophi. Zaczynam przeglądać jej portale społecznościowe, ale tam też nie trafiam na nic ciekawego.

- Nie sądzę - mówię w końcu. Wzdychając. Wracam spowrotem do pokoju gdzie śpi Lauren i wkładam delikatnie jej telefon tam gdzie się znajdował. Wracam do kuchni - Ona mnie nie zdradziła - wzdycham wplątując dłonie we włosy i zamykając oczy.

- Dlaczego jej nie wierzyłaś? - pyta nagle niższa.

- Sama nie wiem Ally. To wszystko... Przerosło mnie - czuje jak łzy napływają mi do oczu - Teraz to ona na pewno MI nie wybaczy - przymykam powieki - Jak mogłam być taka głupia i wątpić...

- Mila - czuje chłodną dłoń przyjaciółki na swoim policzku - Każdy ma prawo. Dinah nawet powiedziała, że by wątpiła. Nie mogła w to uwierzyć, ale wiesz jak jest. Nawet wszystko wiedząca Dinah Jane zwątpiła - biorę głęboki oddech.

- Zjebałam właśnie swoje i tak już nędzne życie... - zaciskam mocniej powieki i podciągam nosem.

- Nikt by się tego nie spodziewał Camila - próbuje mnie pocieszyć na co tylko prycham.

- Gdybym jej wierzyła, byśmy były szczęśliwe, a teraz...

- A teraz nas już nie ma i sama o tym zdecydowałaś - słysząc zaspany, ale  smutny i za razem obrzydzony ton głosu Lauren.

_______________________________________

Nadal dramy :/

CHANGE // CAMRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz