*Oczami Camili*
- A więc co ustaliłyście? - pytam dziewczyn, ale wcale nie wydają się być zaskoczone moim pytaniem gdy wszyscy powoli jemy śniadanie.
- Może i nie wiąże przyszłości z Sofi, chodź bardzo bym chciała żeby się w niej pojawiła - zaczyna Taylor co dość mocno mnie dziwi jak i zarówno moją żonę. Jej mina mówi wszystko, bynajmniej dla mnie - Ale fakt jest taki, że ją kocham i chciała bym żebyście nas zrozumiały i zaakceptowały, same z resztą wiecie jak to jest - siostra Lauren chrząka i zerka na Sofi.
- Ja również myślę podobnie o Taylor. Chcemy być razem i przede wszystkim chcemy być dla siebie jak najlepsze - moja siostra łapię niepewnie dłoń Taylor, a ta splata ich palce razem. Lauren wydaje się być w lekkim szoku, ale po chwili otrząsa się. Splata ze sobą swoje palce, a łokcie opiera na stole. Opiera brodę o dłonie i mruży oczy, co doskonale wiem, że w tym przypadku oznacza to iż nad czymś intensywnie myśli.
- Macie naszą akceptację, ale to jest tylko na własną odpowiedzialność i nie będę tolerować imprez oraz alkoholu, bynajmniej nie często i w dużych ilościach. Camila ma rację macie prawo się wybawić, ale róbcie to z głową - Lauren znacząco spogląda na moją siostrę dając jej do zrozumienia, że na nią liczy. Moja siostra to wyłapuje i kiwa lekko twierdząco głową posyłając jej lekki uśmiech. Szykuje się nam duża i nadzwyczaj szczeliwa rodzina
*Parę miesięcy później oczami Lauren*
- Lauren! - kolejne niecierpliwe wołanie Camili z salonu doprowadza mnie o ból głowy. Podnoszę się leniwie z łóżka i człapie na dół.
- Camz nie to żeby coś, ale jestem zmęczona. Wołasz mnie co kilka minut - mamrocze - znów chcesz jajecznicę? - zerkam na żonę, a moje oczy od razu robią się wiele większe.
- Jajecznicę to ja ci zaraz zrobię! - krzyczy po czym zaciska zęby kuląc się i trzymając za brzuch, a z jej ust wydobywają się częste ciche, ale jak sądzę dość mocne bóle brzucha. Mój wzrok mimowolnie ląduje na podłodze gdzie widnieje mokra plama - Nie gap się Jauregui! Wody mi odeszły! - warczy - Zabierzesz mnie do tego pierdolonego szpitala? Czy chcesz mieć wpisane w metryce dziecka "urodzona na panelach"? - pyta, a ja dopiero otrząsam się z transu. Pomagam jej szybko ubrać buty po czym biegnę na górę i wlatuje jak burza do pokoju dziewczyn.
- Sofi! Tay! Camila rodzi! - mówię spanikowana - Pilnujcie domu! - mówię za nim wbiegam by szybko założyć na siebie jakieś byle jakie ciuchy. Chwytam już wcześniej przygotowaną torbę Camili z ciuchami dla niej i najprawdopodobniej naszej córki. Zbiegam na dół omijając co drugi schodek. Dziesięć minut później moja żona znajduje się już na sali porodowej.
- Przepraszam? - ktoś stuka mnie w ramie. Otwieram szybko oczy przecierając twarz zdając sobie sprawę z tego, że musiałam solidnie przyznać sądząc po bólu karku. Wstaje odrętwiała z krzesełka patrząc na lekarza.
- Tak? - pytam niepewnie.
- Gratulacje - uśmiecha się - Ma pani córeczkę. Może Pani wejść do żony - informuje mnie, a ja zaczynam od razu biec w stronę sali dziękując przy okazji lekarzowi. Staje pod drzwiami sali biorę głęboki i w końcu wchodzę do środka. W oczy od razu rzuca mi się Camila która jest spocona i wygląda na bardzo zmęczona, ale nadal się uśmiecha. Nawet chyba mnie nie zauważa bo nie patrzy w moją stronę. Patrzy cały czas, na naszą córeczkę, której jak dotąd nie mogę zobaczyć ponieważ jest tak bardzo okryta.
- Camz? - mówię stojąc już przy łóżku. Zerka na mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Przywitaj się z córeczką - jej głos się łamie, a z oczu wyciekają pojedyncze łzy. Gdy moim oczą ukazuje się niemowlę również moje oczy zachodzą łzami.
- Hej malutka - łapię ją za delikatną rączkę. Paluszki ma tak malutkie iż przypominają małe wykałaczki. Takie kruche maleństwo - Jestem twoją drugą mamą - szepcze i całuje ją w rączkę. Moja żona uśmiecha się szeroko. Przytulam ją mocno i całuje delikatnie w usta.
- Kocham cię Lauren - szepcze wtulając głowę w moją szyję.
- Kocham cię Camila - odpowiadam również szeptem i z uśmiechem na ustach, którego nie da się powstrzymać w żaden sposób.
*Dziesięć lat później*
- Mamo! Mamo! - Amy podbiega do mnie i rzuca się na moje ręce. Unoszę ją i całuje w czoło.
- Hej kochanie - uśmiecham się do córki.
- Lolo! Chodź do kuchni obiad stygnie! - słyszę głos swojej żony z kuchni. Natychmiast kieruje się w tamtą stronę z córeczką na rękach.
- Hej słońce - całuje Camile delikatnie w usta na powitanie po czym siadam na krzesło przy stole. Puszczam naszą pociechę na nóżki, a ona przynosi mi widelec - Dziękuję - czochram ją po włosach.
- Dostalam dzisiaj doblą ocenę - lekko sepleni przez brak jednej z jedynek.
- Świetnie - mówię szczerze zadowolona - Trzymaj tak dalej to zostaniesz Panią weterynarz - chichocze, a mała przytula się do mojego boku.
- Tay i Sofi dzwonili. Wynajęli mieszkanie - uśmiecha się, a ja potakuje i podchodzę do niej mocno ją przytulając.
- Jesteście najlepszym co mnie w życiu spotkało - wzrok Camili jest równie rozczulony co mój.
- Wiem kochanie - wtula się we mnie mocno, a po chwili dołącza do nas nasza córka. Stoimy tak dłuższy czas w swoich objęciach, a nasze trudne wzloty i upadki tylko mnie upewniły iż nasza historia jest niezwykła. Jest niezwykła bo zwyciężyła miłość.
_______________________________________
No i mamy zakończenie. Chce wszystkim podziękować za to, że czytacie moje wypociny, gwiazdkujecie... Szczerze mówiąc liczyłam na naprawdę niewiele odsłon, a to co tutaj się stało odbieram jako mały sukces no i to wszystko dzięki wam. Dzięki tej książce poznałam również parę w tym momencie bardzo ważnych dla mnie osób, więc to już w ogóle jest dla mnie nieprawdopodobne. Dziękuję im z całego serca, że są. Wam dziękuję również za to, że jesteście. Teraz za pewne nie zbyt wcześnie pojawi się jakaś nowa historia, ale także nie za późno. Mam z moją koleżanką pewien projekt więc jak tylko zdecydujemy się na publikację tego wystawie tutaj i na każdą jedną moją książkę zapowiedź.
CZYTASZ
CHANGE // CAMREN
RomanceCamila Cabello i Lauren Jauregui należą do zespołu Fifth Harmony. Dziewczyny nie są swoimi fankami a wręcz się nienawidzą. Jedna drugiej robi mocno pod górkę. Jak daleko to wszystko zajdzie? jak daleko się posuną? Co się stanie gdy naprawdę się polu...