*Paryż*
- Pośpieszcie się bo zaraz zamykają! - krzyczę do dziewczynki i Lauren, które zajęły się wybieraniem pamiątkowych koszulek.
- Camz! Patrz twój rozmiar! - Lauren chichocze unosząc w górę koszulkę. Od tamtego dnia żadna z nas nie poruszała tematu powrotu. Zachowujemy się jak typowe koleżanki. Strasznie mnie to boli, że właśnie tak skończyła się moja i Lauren historia miłosna. Nadal ją kocham nad życie jak wariatka i każdego dnia pluje sobie w brodę gdy spędzamy świetnie razem czas, że wszystko zepsułam. Uśmiecham się i podchodzę do nich.
- Rzeczywiście - oglądam koszulkę z każdej strony, a po chwili unoszę brwi i parskam śmiechem - Mamy mieć takie same koszuli?
- A czemu nie? Do fotografii ro... - zielonooka odchrząknęła - Do fotografi pamiątkowej jak znalazł - uśmiechnęłam się lekko.
- No dobrze - wzdycham i ubieram koszulkę. Czuje na sobie cały czas wzrok Lauren, ale gdy się ogląda na boki i jej mina zmienia się z rozbawionej w przerażoną. Robię to co ona i cała krew momentalnie odpływa mi od twarzy.
- Kurwa! - kobieta przerażona zaczyna się rozglądać w tłum.
- Gdzie ona mogła pójść! - mówię spanikowana.
- Camila spokojnie - Lauren załapała mnie za ramiona - Znajdziemy ją - mówi z przekonaniem w głosie, ale jej szmaragdowe teńczówki są przepełnione strachem - Popytajmy ludzi...
- Może się rozdzielimy? - pytam spanikowana.
- I na dodatek zgubić i siebie? - pyta unosząc brwi - Szukajmy razem nie znamy miasta - kiwam głową i zaczynamy chodzić od ulicy do ulicy, a Lauren pyta ludzi czy nie widzieli gdzieś Sofi. Pokazuje im zdjęcia, a oni kierują nas gdzie ostatnim razem moja mała siostrzyczka rzuciła się im w oczy. Przeczesuje włosy dłonią, a z moich oczu wylewają się łzy.
- Nie znajdziemy jej - szlocham.
- Nie mów tak! - zielonooka wydarła się na mnie. Wplątałam ręce we włosy i zacisnęłam powieki próbując się uspokoić - Przepraszam - mówi i po chwili przytula mnie do siebie. Pierwszy raz pozwala sobie na taki bliski kontakt między nami. Ściąga włosy z mojej zapłakanej twarzy i łapie moją twarz w dłonie - Znajdziemy ją rozumiesz? - kiwam tylko głową w oznace, że rozumiem. Po paru godzinach jesteśmy już obie zmęczone, ale się nie poddajemy.
- Przepraszam? Widziała pani może tą dziewczynkę? - Lauren pyta kolejnej przypadkowej osoby pokazując zdjęcie Sofi.
- Poszła tam - kobieta pokazuje na stojący obok nas wysoki budynek. Od razu zrozumiałam, że chodzi jej o dach budynku. Nie czekając na nic puściłam się pędem do budynku, a później po schodach. Nie zwracam już uwagi na zmęczenie. Chce tylko znaleźć moją siostrzyczkę całą i zdrową. Lauren również jak ja biegnie ile sił w nogach. Jest wiele ode mnie szybsza, więc pierwsza dociera do drzwi na samym szczycie schodów i wpada przerażona na dach budynku. Gdy wbiegam za nią zamieram. Na dachu budynku jest rozstawiony stół, oraz dwa krzesła. Na stole znajdują się świeczki, dwa talerze i czerwony obrus. Co kurwa? Patrzymy po sobie zdezorientowane. Podchodzimy niepewnie do stołu, a na środku jest mała karteczka, którą biorę niepewnie i zaczynam czytać na głos.
- Sofia jest cała i zdrowa. Przepraszamy, że napędziłyśmy wam stracha. Macie się w końcu pogodzić. Nie możemy patrzeć na to jak cierpicie i przy okazji mała - patrzę zdenerwowana na Lauren.
- To ich sprawka - mówi i wyciąga telefon by zadzwonić. Jest bardzo zdenerwowana, przeczesuje dłonią włosy i zaciska zęby. Włącza telefon na głośnik.
- To twoja sprawka Dinah - mówi gdy przy czwartym sygnale słyszymy charakterystyczny dźwięk odbieranej rozmowy.
-Już się pogodziłyście? - zaciskam zęby.
- Sofi nic nie jest? - pytam powstrzymując kolejne łzy.
- Nie Kaki! - słysząc głos siostrzyczki klękam na kolana dziękując Bogu, że nic się jej nie stało - Wymyśliliśmy z ciociami jak można was pogodzić! Udało się? - Lauren zaciska dłonie w pięści.
- Macie tu ją przyprowadzić! Natychmiast! - mówi przez zęby i się rozłącza. Patrzę na nią zapłakana. Siada na krześle chowając telefon do kieszeni i z jej oczu także wypływają pojedyńcze łzy. Bała się równie mocno co ja. Wiem, że traktuje ją jak własną córkę. Po paru minutach słyszę stukot butów więc unoszę głowę by sprawdzić kto to, gdy widzę swoją uśmiechniętą siostrzyczkę od razu się rzucam w jej stronę i mocno do siebie przytulam. Lauren podchodzi szybkim tempem i także nas obejmuje.- Tak się o ciebie bałam. Nie rób mi tego nigdy więcej - szepcze nie mogąc powstrzymać kolejnych łez.
- Żeby mi to było ostatni raz! Co wam w ogóle przyszło do głowy?! - Lauren wstała i podeszła do dziewczyn - Dziękuję bardzo, że tylko i wyłącznie nas nastraszyliście! Jesteście jakieś chore! - zielonooka nie może się opanować - Wracamy do hotelu - patrzy na mnie i na Sofi po czym przenosi swój wzrok spowrotem na dziewczyny - Nie chce was oglądać na oczy w najbliższym czasie - mówi ostro. Biorę Sofi na ręce i kierujemy się razem z Lauren do windy.
- Przepraszam nie chciałam was wystraszyć - mówi mała szeptem.
- Ale narobiłaś nam stracha i to nie małego - głos zielonookiej już bardzo złagodniał. Głaszcze po włosach moją siostrę.
- Ale ja tylko chciałam żebyście się pogodziły. Nie chce by Lauren się wyprowadzała - jej małe oczka zachodzą łzami.
- Kangurku nic się nie zmieni obiecuję. Będziemy nadal spędzać razem czas - moje serce niemalże staje gdy słyszę, że dziewczyna nadal chce się wyprowadzić.
- Obiecujesz? - mała pyta z nadzieją w oczach.
- Obiecuję. Codziennie będę do ciebie przyjeżdżać. Będę pomagała ci w odrabianiu lekcji, zabierała na lody i do kina, będę się z tobą bawić jak zawsze - ściska mnie od środka. Odwracam głowę w drugą stronę by ukryć smutek.
- Jestem już zmęczona - mówię cicho gdy Sofi zaczyna mnie zagadywać, a ja nie potrafię się skupić ani na jednym słowie siostry.
- Od razu się położymy spać. Dzisiaj był dość ciężki dzień, a jutro wylatujemy.
- Jak to? - pytam zielonookiej - Przecież co dopiero tutaj przyjechaliśmy - Lauren wybuchła gromkim śmiechem.
- Camz jesteśmy tutaj już od miesiąca - może i jej śmiech by mi się udzielił gdyby nie fakt, że to już koniec naszego wspólnego pobytu tutaj. Zupełnie tego wszystkiego nie rozumiem. Dogadujemy się, nie kłócimy, spędzamy razem naprawdę dobrze czas. W głębi ducha miałam wielką nadzieję, że jednak jeszcze się ułoży i zostanie z nami, ale w dniu dzisiejszym moja nadzieja umarła do samego końca. Ona naprawdę odejdzie i nic na to nie poradzę. Jestem zadumana w myślach. Dotarliśmy do hotelu. Długo nie myśląc poszłam od razu pod szybki prysznic. Odświeżona skierowałam się do swojego łóżka. Uśmiech wkrada mi się na twarz gdy widzę na swoim łóżku Lauren i Sofi wtulone w siebie i śpiące. Kładę się obok nich i przytulam się do pleców Sofi i zasypiam niemalże od razu.
CZYTASZ
CHANGE // CAMREN
RomanceCamila Cabello i Lauren Jauregui należą do zespołu Fifth Harmony. Dziewczyny nie są swoimi fankami a wręcz się nienawidzą. Jedna drugiej robi mocno pod górkę. Jak daleko to wszystko zajdzie? jak daleko się posuną? Co się stanie gdy naprawdę się polu...