12.

723 32 13
                                    

Rano wstałem bardzo obolały. Poszedłem spać bardzo późno bo mega dużo rozmyślałem. Był poniedziałek i jak zwykle musiałem iść do szkoły. Minął jeden dzień od tego jak ostatni raz widziałem się  i miałem jaki kolwiek kontakt z Jacksonem. Sam się dziwię, że wytrzymałem dzień bez niego.

Pierwsze co zrobiłem po wstaniu to udanie się do kuchni i zjedzenie czegoś dobrego. Potem odbyłem moją poranną rutynę i ubrałem się do szkoły. Gdy już miałem wychodzić przypomniałem sobie, że pół godziny temu miałem być po Kookiego. E tam, znając życie już dawno liże się w jakimś koncie z Tae lub śpi, a jeden dzień w szkole nic mu nie da, po prostu nie zda. Wziąłem swój plecak, ubrałem buty i wyszedłem do szkoły.

Po kilkunastu minutach byłem już pod tym dużym budynkiem, zwanym szkołą. Nienawidzę tutaj być, ale w końcu pogadam z Jacksonem. Ruszyłem do szatni by odłożyć kurtkę. Nie myliłem się w szatni spotkałem go. Podszedłem do niego i zakryłam mu oczy rękoma od tyłu

- Kto to? - zapytał

- A zgadnij - powiedziałem

- Mark?

- Tak - zabrałem swoje ręce, stanąłem na przeciwko niego i przytuliłem go

- Musimy pogadać - oderwał moje ręce

- O czym? - zapytałem

- O wszystkim ale nie będziemy gadać tutaj - pociągnął mnie za rękę przed szkołę

- Zimno mi - mruknąłem gdy już ustaliśmy - Przejdź do rzeczy

- To może tak - popatrzył na mnie - Wiesz o tym, że mocno mnie kusisz, ale w szkole może opanuj się z tym przytulniem i wogóle . Jesteśmy jak na razie tylko przyjaciółmi nic więcej. Mam swoich znajomych, a ty swoich więc może tego się trzymajmy, sorki - powiedział na jednym oddechu

- Powiedziałeś, że będę mógł z tobą chodzić i będziesz mnie chronił - do moich oczu zaczęły napływać łzy

- Moi znajomi ciebie nie chcą w naszej paczce - powiedział, jakby wcale go to nie ruszało

- Ale...

- Sory Mark ale muszę już iść, ekipa wzywa - to co właśnie powiedział nie dotarło do mnie. Przez dłuższą chwilę stałem w milczeniu aż nagle rozpłakałem się jak małe dziecko. Płakałem cały czas, wróciłem do szkoły po kurtkę i jak najszybciej wybiegłem ze szkoły. Nie mogłem zrozumieć dlaczego on mnie tak wykorzystał, byłem mu potrzebny tylko do całowania?

Pobiegłem daleko od szkoły i domu, a właściwie to aż za miasto. Nie chciałem nikogo teraz widzieć. Miałem wiele nie odebranych połączeń od mamy, taty, Kookiego, Yugyeom'a, a nawet mojej wychowawczyni. Było mi mega zimno ale nie obchodziło mnie to. Chcę uciec żeby wszyscy dali mi spokój.

Nawet nie wiem kiedy na dworze zrobiło się już ciemno. Nie miałem latarki, jedzenia ani nic ciepłego, a pieniądze zostawiłem. Cały dzień wytrzymałem na bułce z masłem i szynką oraz łykiem wody. Położyłem się pod drzewem i próbowałem zasnąć ale cały czas myślałem, on zrobił mi tylko nadzieję. Boże jaki ja byłem głupi. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Obudziłem się cały zimny. Mało co czułem moje palce. Zaraz chyba umrę z głodu. Postawiłem pójść do jakiegoś niedalekiego miasta, byle by nie do Seulu. Ruszyłem więc. Wszystko mnie bolało. Na nogach to ledwo się trzymałem. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a nogi ugięły mi się w pół. Upadłem. Nie wiem co się ze mną stało dalej ale jakimś cudem obudziłem się w domu pod kołdrą.

- Co ja tu robię?! - krzyknąłem - Nie chcę tu być! Chcę umrzeć! - rozpłakałem się

- Mark, synku uspokój się! - powiedziała moja mama i próbowała mnie przytulić ale ja, ją odpychałem.

- Nie rozumiesz?! Moje życie już nie ma sensu! Po co mnie ratowaliście?! Mogłem tam leżeć i umrzeć!! - krzyknąłem

- Nie płacz! Wszystko będzie dobrze! - odpowiedziała

- Co ty gadasz? Nic nie będzie dobrze! - jeszcze bardziej się rozpłakałem ale w końcu dałem się jej przytulić i chciałem wszystko wytłumaczyć

- Synku, powiesz mi wszystko na spokojnie jak już odpoczniesz. - pocałowała mnie w czoło i ruszyła do wyjścia

- Kocham Cię mamo - powiedziałem cicho

- Ja Ciebie też, synku - odpowiedziała

Zakazany? × Markson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz