18.

571 22 18
                                    

Obudził mnie rano kolega Jacksona,  który przyszedł do szpitala.

- Ty gnojku! - wziął mnie za ubrania pod ścianę

- Czego ode mnie chcesz Namjoon? - zapytałem po cichu, a on walnął mnie w twarz

- To przez Ciebie on tutaj leży! To mogłeś być ty! - walnął mnie z pięści w brzuch. Upadłem, a on skopał mnie kilka razy aż w końcu zauważył to lekarz, który przechodził korytarzem.

- Zostaw go! - oderwał bijącego mnie Namjoona - To jest szpital, tutaj leżą chorzy. Proszę wyjść i nie przychodzić tutaj.

- Jeszcze mnie popamiętasz - powiedział przed odejściem

- Wszystko w porządku? - zapytał lekarz

- Nawet - powiedziałem - Pan zajmuje się Jacksonem Wangiem?

- Tak - powiedział

- Co z nim? - zapytałem

- Jesteś kimś z rodziny?

- Nie ale bardzo muszę wiedzieć co z nim.

- W takim razie nie mogę udzielić tobie takich informacji. Przepraszam.

- Proszę pana bardzo, to dla mnie mega ważne, jestem jego przyjacielem.

- No dobrze - powiedział i dodał - To cud, że Jackson wogóle żyje. Ma złamaną nogę w trzech miejscach, rękę w dwóch, nie pamięta też ostatnich dwóch miesięcy. Przepraszam ale muszę już iść - powiedział i odszedł, a ja załamałem się. Nie wiem co teraz zrobię, JA GO KOCHAM!

Siedziałem na krześle przypominając sobie wszystkie nasze wspólnie spędzone chwilę i płakałem. Nie dość, że Namjoon mnie pobił i za wszystko obwinia to na dodatek Jackson nie będzie mnie pamiętał. Do głowy przychodził mi jeden pomysł, a mianowicie by się pociąć. Pójdę sobie nad rzekę i wszystko tam załatwię. Wybiegłem do szpitala i pobiegłem do najbliższego sklepu. Kupiłem żyletkę i udałem się nad wybrane miejsce. Usiadłem i zacząłem robić głębokie rany na moich rękach. Trochę bolało ale kiedyś to już przechodziłem. Zaczęło lecieć coraz więcej krwi, aż przed oczami zrobiło mi się ciemno i zemdlałem.

*JUNGKOOK*

Dziś z Tae postanowiliśmy nie iść na lekcję. W sumie robiliśmy tak często. Poszedliśmy nad rzekę gdzie w spokoju mogliśmy pogadać. Zauważyłem jednak coś niepokojącego, a mianowicie jakaś osoba leżała na trawie, a obok niej pełno krwi. Postanowiłem więc podejść bo może ta osoba nie żyje. Byłem w szoku bo to był mój przyjaciel, Mark. Zadzwoniłem szybko po karetkę póki jeszcze oddychał. Przyjechali i zabrali go. Dziękowali mi, że zareagowałem w porę bo za chwilę mogło być już za późno .

*MARK POV*

Obudziłem się w szpitalu z opatrzonymi rękami. Właśnie pielęgniarka zmieniała mi kroplówkę.
- Co ja tu robię? - zapytałem

- Twój kolega znalazł Cię nad rzeką i wezwał karetkę. Lekarz zaszył ci rany. Jesteś też mocno poobbijany od pobicia i osłabiony bo straciłeś za dużo krwi. Lekarz przyjdzie do ciebie później i zrobi badania. Jesteś głodny? - zapytała

- Nie, dziękuję. Czy mogła by pani podać mój telefon? Jest w kurtce.

- Proszę bardzo - podała mi telefon - Przyjdę później - opuściła moją salę.

Jungkook mnie uratował czyli teraz są gdzieś z Tae więc nie przyjdą. Ehh posiedzę sam i pomyślę o Jacksonie, który mnie nie pamięta heh. Mega mi się nudziło więc postanowiłem pójść się przejść. Wyszedłem z mojej sali i dostałem szoku. Drzwi od sali na przeciwko były otwarte, a na łóżku leżał mój Jackson. Był idealny jak zawsze. Chwilę tak stałem i się na niego patrzyłem ale zauważył mnie i zapytał:

- Czegoś tu szukasz?

- N-nie. - wróciłem do sali i opadłem na łóżko. Pomyślałem co zrobić by sobie mnie przypomniał.

Zakazany? × Markson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz