HGSS Dwa Słowa Rozdział 17

2.5K 113 34
                                    


Sprostowanie:

Wszystkie postacie oraz wydarzenia, które poznajecie, należą do J.K. Rowling.

Rozdział zbetowany przez Clou

-----------------------------------------

Piątek, 19.06

Sztab Generalny Armii Brytyjskiej

Porucznik Danny Mack odłożył telefon od Kovalsky'ego, narzucił marynarkę, poprawił pagony i zapiął porządnie wszystkie guziki. Od tygodnia szlag trafił klimatyzację i w biurach można było się ugotować, więc w ramach niepisanego zarządzenia mógł siedzieć w samej koszuli, ale wychodząc, musiał wyglądać regulaminowo. Zamykając drzwi, przeczesał palcami krótkie włosy i nałożył czapkę.

W korytarzu było trochę chłodniej, bo wszystkie okna w Sali Centralnej były pootwierane i zrobił się przeciąg. Szereg lampek, wiszących na ścianie do oświetlenia rozmaitych dyplomów czy odznaczeń, został wyłączony i panował półmrok. Miękka wykładzina zdawała się grzać w podeszwy.

– Idę do Biura Analiz – powiedział Starszej Sierżant Warren, zatrzymując się koło jej biurka. – Gdyby podpułkownik Parker mnie szukał, przekaż mu, że pracuję nad jego rozkazem. Powinienem wrócić za jakąś godzinę.

Dziewczyna zrobiła krótką notatkę i spojrzała na porucznika z prowokującym uśmieszkiem.

– O której dzisiaj skończysz?

Mack zamyślił się. Nie wiedział, o której uda mu się dziś wyrwać, ale kiedy zobaczył, jak jego asystentka i równocześnie od niedawna dziewczyna, uniosła długopis do ust i zaczęła go zmysłowo podgryzać, zdecydował, że dziś może się świat zawalić, a on i tak stąd wyjdzie.

– O szóstej. Rozumiem, że mam do ciebie wpaść? – wymruczał, pochylając się ku niej.

– Tylko się nie spóźnij...

Kiedy oblizała usta, poczuł, że jego ciało zareagowało na te sugestywne gesty i stwierdził, że musi się zająć czymś innym, inaczej oszaleje do wieczora.

Wchodząc do dużego holu Krajowego Centrum Rozpoznania Fotograficznego, okazał przepustkę i kazał zawiadomić starszego chorążego Kovalsky'ego o swoim przybyciu. Zamiast wezwać windę, wszedł na drugie piętro schodami i pchnął wahadłowe, kowbojskie – jak je nazywał, drzwi. Jako mały chłopak był fanem westernów i kochał Jessy Jamesa, Boba Daltona i Lucky Luck'a i, oczywiście, wahadłowe drzwi. Co prawda te były pełne, a nie takie, jak we wszystkich barach na Dzikim Zachodzie, ale nadal mógł sobie wyobrażać, że zaraz wyjmie colta i załatwi jakiegoś podejrzanego draba kantującego w brydża...

Niestety w korytarzu żadnego draba nie było, tylko w otwartych drzwiach parę stóp dalej stał Kovalsky. Przywitali się i Mack wszedł do studia. Na całe szczęście klima działała.

– Co się dzieje, Thomas? Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył – spojrzał na pryszczatego młodzieńca, odłożył czapkę na biurko i usiadł wygodnie w fotelu przy biurku zasłanym stosem papierów, notatek, płytek dvd, opakowań po Marsach i puszek coli. Spod tego bajzlu wychodził kabel telefoniczny.

– Panie poruczniku, przygotowując dla pana materiały o Rathlin Island, natknąłem się na... wygląda mi to na jakiś nowy sposób kamuflażu – odparł niepewnie Kovalsky.

– Kamuflażu czego? Ludzi? Pojazdów?

– Ludzi. Pojazdów nie widziałem i nie sądzę, żeby tam były.

Mack spojrzał jeszcze raz na chłopaka, który był wyraźnie poddenerwowany. Miał lekko zaczerwienione oczy i rozczochrane włosy.

– Może zacznijmy od początku – zaproponował. – Opowiedz mi wszystko dokładnie.

HGSS Dwa słowa - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz