HGSS Dwa Słowa Rozdział 10

2.3K 127 47
                                    


Podeszli razem do stanowiska kontroli oznaczonego dużą literą C przy odległej baszcie. Jakiś czarodziej siedzący przy biurku wyciągnął rękę do Hermiony.

– Bonjour Madame. Je peux? (Mogę prosić?)

Hermiona podała mu swoją różdżkę. Ten zaczął ją oglądać, zmierzył, zważył i gładząc lekko wskazującym palcem powiedział beznamiętnym tonem.

– Vigne et ventricule de dragon, vingtsept centimetres.

Skinęła głową potakująco.

Nabił na koniec różdżki czerwonawą piankową kulkę i oddał jej.

– Przed wyjściem proszę oddać nam blokadę.

– Blokadę...? – nie zrozumiała.

– Blokadę. To coś czerwonego. Zwracamy pani różdżkę, ale przez czas pobytu w Ministerstwie nie będzie pani mogła się nią posługiwać.

– Aaaacha... Dziękuję bardzo – w sumie odpowiadało jej to o wiele bardziej, niż pomysł oddania różdżki.

Wielkimi, marmurowymi schodami weszli na drugie piętro i skręcili w prawo. Ściany w holu wyglądały podobnie jak te na dole, ale na ziemi leżał gruby, czerwony dywan tłumiący kroki. Co kilka stóp mijali olbrzymie lichtarze stojące raz po lewej, raz po prawej stronie. Biuro Legranda było na końcu korytarza.

Kiedy weszli do środka, Hermiona aż westchnęła z wrażenia.

Biuro było ogromne. Na wprost drzwi znajdowało się olbrzymie okno, przez które widziała mugolski Paryż – Place de la Bastille, szereg starych domów wzdłuż ulicy, która odchodziła od ronda ocieniona szpalerem drzew, samochody i ludzi... Przy oknie stało ogromne biurko zawalone dokumentami, pod ścianami zobaczyła regały z księgami i na dokumenty i coś, co wyglądało na barek z alkoholem.

– Miałam wrażenie, że jesteśmy w czarodziejskim świecie? – wyrwało się zaskoczonej dziewczynie.

– Świat za oknem możemy zmieniać. Wystarczy zaklęcie zmienne – wymruczał coś, machnął różdżką i natychmiast za oknem pojawił się dziedziniec Bastylii.

– To... to niesamowite... My czegoś takiego nie mamy... Tylko Służby Porządkowe mogą zmieniać nam pogodę.

Jean Jacques podszedł do barku.

– Coś do picia, mademoiselle Granger?

– Zwykłą herbatę, jeśli można.

Jean Jacques spojrzał na nią zaskoczony.

– Herbatę? Znaczy się Ice Tea?

– Nie, zwykłą czarną herbatę.

– Czarnej nie mamy... ale mogę posłać po rozmaite herbatki ziołowe i owocowe.

Merlinie, znowu to samo... co za naród... win mają pięć tysięcy, a nie wiedzą, co to normalna herbata...

Ale to nagle przypomniało jej, że od śniadania minęło sporo czasu i poczuła jak ssie ją w żołądku. Dobra, niech daje owocową, żeby coś było.

– W takim razie owocową... byle jaką.

Jean Jacques otworzył drzwi do sąsiedniego biura i coś powiedział, po czym wrócił do Hermiony. Nalał sobie coś do szklaneczki, wyciągnął jakieś orzechy i posypane solą niewielkie kulki i podsunął to jej pod nos.

– Proszę się częstować, herbatę zaraz przyniosą. Niech mi pani powie, co panią tu sprowadza.

Zgłodniała Hermiona poczęstowała się kulkami.

HGSS Dwa słowa - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz