Niedziela, 14.06
Perry siedział koło Jacka na tarasie. Popijając piwo przyglądali się, jak wnuczka Jacka bawi się kolorową dmuchaną piłką. Podrzucała ją do góry i próbowała złapać kolor, który wcześniej kazała im wybierać. Znów się jej nie udało. Podbiegła do nich i klepnęła Jacka po nodze.
– Jaki teraz?
– Zielony, kwiatuszku. Ale próbuj pięć razy, dobrze?
Potrząsnęła radośnie główką i odbiegła na środek trawnika.
– I będziemy musieli ich zdrowo przegonić – Jack wrócił do przerwanej chyba po raz setny dyskusji. – Chłopaki muszą być w formie, a nie wylegiwać się na wygodnych pryczach i brać co wieczór gorący prysznic.
– Na pewno im się to przyda. Gdzie ich potem wyślecie? Zobacz, udało się jej!
Kimberly krzyknęła z radości i podbiegła do nich trzymając mocno rączki na zielonych paskach.
– Dziadziusiu! Zobacz! Udało się!
Jack wstał, wyprężył się na baczność i zasalutował jej. Po czym pochylił się i pocałował płową główkę.
– Teraz spróbuj niebieski. Musi się udać, aniołku!
Usiadł, wychylił parę łyków piwa i otarł sumiaste wąsy.
– W tej chwili na ogół Bliski Wschód. Syria, Irak, Iran.. Liban... Wiesz, tam skąd bierze się to całe gówno.
– Myślisz, że kiedyś wreszcie ich się pozbędziemy? – spytał ponuro Perry.
Jack odmachał wesoło dziewczynce i poważniejąc spojrzał na przyjaciela.
– Nie mamy innego wyjścia. Widzisz, co się dzieje. Francja, Dania, Belgia... U nas też są, już choćby miesiąc temu w Gartland! Albo oni, albo my!
– Czasem się zastanawiam, czy nie można tych wszystkich sukinsynów zebrać w jakimś jednym miejscu i zrzucić tam atomówki. Tak, żeby nawet mrówka żywa stamtąd nie wyszła!
– Wiem, wiem... czasami mnie też szlag trafia na to wszystko i najchętniej zatłukłbym ich wszystkich własnoręcznie.
Na krótka chwilę zapanowało ponure milczenie, które na szczęście przerwała mała przynosząc piłkę. Położyła ją na ziemi i próbowała poprawiać, żeby się nie staczała, więc Perry pochylił się i zablokował ją małym kamykiem.
– Chcesz cukierka?
– Czekoladowego! Wujku, chcę czekoladowego! – Kimberly zaczęła podskakiwać w miejscu, rozglądając się po stole w poszukiwaniu słodyczy.
– Idź do cioci Helen, ona ma pełno w salonie – pogłaskał ją po główce i mała odbiegła, brykając jak mały konik.
– Jest słodka – powiedział Perry do Jacka. – Masz prawdziwe szczęście, dziadku!
– Twoja Hermiona się nie spieszy do uczynienia cię najszczęśliwszym dziadkiem na ziemi? – Jack dolał sobie piwa i popatrzył na kufel przyjaciela. – A nie, pamiętam! Ona dopiero zaczęła chodzić z jakimś... jak on się nazywa?
– Ronald.
– No i jak, w porządku? Udało ci się podsłuchać tego gałgana?
– Udało, dzięki ci wielkie! Kamień z serca mi spadł, poważnie mówię! Wyszło na to, że chyba mam manię prześladowczą i wszędzie widzę bandytów niegodnych mojej córki – Perry zaczął się leciutko denerwować. W tej chwili stąpał po bardzo kruchym lodzie.
CZYTASZ
HGSS Dwa słowa - Zakończone
AventuraRok po Bitwie o Hogwart Hermiona wpada na trop spisku kilku wysoko postawionych pracowników Ministerstwa Magii. Ich głównymi celami jest Hermiona i... Snape. Czy Hermionie i Snape'owi uda się ich powstrzymać, nawet mając do pomocy francuskie Ministe...