ROZDZIAŁ 54

83 5 0
                                    


ROZDZIAŁ

LIV



Brama cmentarza byłaz zimnej, nieprzyjemnie przeszytej podmuchami lodowatego wiatrustali, pomalowanego czarną, lśniącą farbą, odrapaną ze starościw niektórych miejscach. Na całej długości płotu znajdowały się,rzeźbione, mosiężne krzyżyki wielkości przedramienia Alex. Wniektórych miejscach były one odłamany lub wygięte, a kratki wpłocie u szczerbione. Stała tak przez chwilę, a mocny, targającyjej włosy i smagający jej twarz wiatr, zasypał jej butyintensywnie czerwonym piaskiem. Cmentarz nie był bardzo duży,jednak w tych ciemnościach zdawał się nie mieś końca. Długieświatło, żółtej latarki, nikło w mroku, a cienie nadawały temumiejscu jeszcze większego charakteru. Brama, oświetlona tymświatłem, pozostawiała na ziemi ślad swych przerażającychzębisk, jak potwór, który zjawiła się z ni kąt, a wydłużone,prostokątne cienia nagrobków, wydawały się być czarnymi dziuramiw ziemi, czekającymi jedynie na kolejne utracone życie głupca,zwanego śmiertelnikiem. Po jej plecach ponownie przebiegły ciarki.Była sam, bez samochodu i nadziei na ratunek. W krainie wiecznejśmierci, piekle, hadesie... po prostu krainie zmarłych. Wzięłagłęboki, orzeźwiający wdech zimnego powietrza, które ją niecootrzeźwiło. Podeszła bliżej i szarpnęła za bramę, jednak taani drgnęła. Pchnęła ją więc z całych sił, ale ta nadalniewzruszona stała na miejscu nabijając się z niej jękiemszarpanego metalu, uderzanego o siebie. Dziewczyna położyłalatarkę na ziemi, a cienie nabrały jeszcze większej tajemniczościi grozy. Z całych sił, naprzemiennie, pchała i szarpała bramę,jednak ta tylko szczękała stalowymi zębami. Alex podniosłalatarkę i plecak i ruszyła wzdłuż ogrodzenia, które niepokojącoodbijało promienie księżyca, w miejscach gdzie farba odpadła.Powykrzywiane krzyże zdawały się poruszać, a cienie od światłalampki trzymanej przez Alex w ręce stawały się coraz gorsze. Wiatrstawał się coraz silniejszy i owiewał ją swym lodowym oddechem.Kurtka przestawała jej wystarczać. Było coraz zimniej. Ręka którątrzymała latarkę, była czysto czerwona i dygotała, a drugautkwiona w kieszeni, nieprzyjemnie kontrastowała z tą pierwszą.Musiała się jakoś rozgrzać. Do samochodu było za daleko, a wpobliżu nie dało się spotkać żywej duszy, za to martwych byłosporo, pomyślała. Musiała rozpalić ognisko. Na chwilę. Chciałaczuć ciepło tańczących, czerwonych, języków płomieni. Wplecaku powinna gdzieś mieć zapałkę. Podeszła do jakiegośsamotnie rosnącego, smutnego drzewa i odłamała kilka gałązek,mając wrażenie, że ono teraz krzyczy wewnętrznie obdzierane zczęści siebie. Tu wszystko miało duszę. . Usiadła i zaczęłagrzebać w plecaku po ułożeniu gałązek w piękny, stabilnystosik. Miała wrażenie, że teraz i drzewo się na nią wrogopatrzy, swymi korowymi oczyma. Czeka na egzekucję i w milczeniubędzie patrzyć jak jego część płonie. Chciała wymazać zpamięci tę wizję. Być może to zimno tak na nią działało. Inoc której w głębi każdy nieco się boi, nawet jeśli go onafascynuje. Stary cmentarz i świadomość, że otaczają ją zmarli.Nie znalazła zapałek. Wyciągnęła z plecaka całą jegozawartość, ale zapałek nie miała. Westchnęła zawiedziona.Czuła, że teraz to nie zwykła zimno. Teraz było tak silne, iżchciało i miało możliwość ją zabić. Pochłonąć wiecznymsnem. Księga ciągnęła ją do siebie blaskiem mocy, który tegodnia był jedynie iluzją. Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie ciepły,przyjemny ogień i nagle poczuła że robi jej się cieplej. Czyżbyumierała. Znikała w otchłani wieczności. Otworzyła oczy, a blaskczerwonych płomieni przed nią, oślepił ją odbijając się w jejczarnych oczach szkarłatnym blaskiem i oświetlając jej twarzjaskrawą łuną. Była czarownicą. Chciała ognia, więc godostała. Nie odmawia się czarownicy! Wzrokiem obrysowała wokółsiebie krąg, który rozbłysł czerwoną poświatą ogna,otulającego i grzejącego jej ciało z czterech stron świata. Alexprzypomniała sobie jak ze złości przewróciła stołek piętroniżej w domu Azry. Kiedy zrobiło się jej już wystarczającociepło, wstała, a ogień od razu zgasł, pozostawiając po sobiejedynie znikome resztki popiołu. Chwyciła plecak i zapaliłalatarkę. Podeszła do bramy i wbiła w nią wzrok, jak podczaspojedynku, kto dłużej nie mrugnie. Wygrała. Brama otworzyła sięz hukiem uderzając swymi skrzydłami w płot, który zadudniłprzerażająco. Jej zawiasy przeraźliwie skrzypiały. Alex posłaław nicość usatysfakcjonowany uśmiech i przekroczyła próg mrocznejkrainy cieni.

PIĄTY ŻYWIOŁ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz