ROZDZIAŁ 81

73 3 2
                                    


ROZDZIAŁ

LXXXI



Wiadomość, żeskrzydło się pali była dla Jack'a jak policzek. Tak miało sięskończyć ich życie?

-Obiecałaś! - krzykną, przez szloch.

-Co mam do cholery zrobić! - odpowiedziała w końcu.

-Cokolwiek!!!

-Nie mogę nic zrobić! Jestem bezradna. - wyszeptała i puściła w końcu powstrzymywane nieświadomie łzy.

-Przepraszam. - przytulił ją. - Masz rację. To nie twoja wina. Nie możesz nic zrobić. - Jego uścisk był ciepły i krzepiący, ale również trzeźwiący. Nagle do głowy Alex przyszedł pomysł.

-Jestem czarownicą. - wyszeptała sama do siebie.

-Chyba brakuje ci tleny. Załóż maską, bo bredzisz. - Powiedział zaniepokojony Jack, podając Alex maskę tlenową, jednak ta ją odtrąciła.

-Może jednak mogę coś zrobić. Nie możesz nikomu powiedzieć. Zgoda? - spytała

-Dobrze, ale czego?

-Ze jestem czarownicą. - nie było czasu tłumaczyć, Alex zaczęła powtarzać nieznane sobie słowa po łacinie. Poczuła jak jej kręgosłup lekko się wygina w bolesny łuk, a z nosa leci stróżka krwi. Jednak ona nie przestawała. Jack wydawał się przerażony. Nagle samolot złapał poziom, i zaczął równo lecieć po linii prostej. Skrzydło przestało płonąć, a silnik zaczął się kręcić. Lecieli. Alex odczuwała coraz większy ból, a kret nie przestawała lecieć. Miało wrażenie, jakby zaraz miało rozsadzić jej czaszkę. Jack widząc jej ból, chwycił dłoń Alex, która mocno ją ścisnęła. Wiedziała, ze nie może przestać. Minęło parę godzin, dłużących się bardziej niż lekcje w szkole. W końcu wylądowali, Ludzie cisnęli się do wyjścia, ale uwagę Alex przykuła jedna osoba. Jedna twarz. Potem zemdlała.


Kiedy Alex otworzyłaoczy zobaczyła przed sobą twarz Jack'a.

-W końcu się obudziłaś. - zaśmiał się.

-Gdzie ja jestem? - spytała niepewnie.

-W New Jersey. - Uśmiechną się. - W szpitalu. Byłaś nieprzytomna przez jakiś czas.

-Nic mi nie jest. - podniosła się.

-Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, ze jesteś czarownicą. - spytał rozbawiony, ale w jego oczach widać było nutkę lęku.

-Szczerze. Nie miała.

-A więc tak? To ja się obrażam. - odwrócił wzrok.

-Ej, właśnie uratowałam cały samolot ludzi, a ty się obrażasz.

-Ok. Wybaczam ci. - zaśmiał się. - Lekarz miał przygotować wypis. Pójdę po niego, a potem... Potem jedziemy do Nowego Jorku. - uśmiechną się i wyszedł z sali.

PIĄTY ŻYWIOŁ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz