Chwyciłem rączkę walizki i z westchnięciem ruszyłem do budynku, sprzed którego kilka minut temu odjechała moja ciotka. Żegnała się ze mną naprawdę długo, mimo iż sama zainicjowała pomysł przeniesienia mnie tutaj. Nie byłem z tego zadowolony, wręcz wściekły, ale nie miałem prawa podważać zdania alfy, do którego stada należałem.
Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem aż mój nowy opiekun otworzy. Znajdowałem się na bardzo zadbanym osiedlu z mnóstwem pięknych, dużych domów. U nas nie było czegoś takiego, ze względu, iż dopiero się rozwijaliśmy, więc robiło to na mnie nie małe wrażenie. Nie byłem jednak przyzwyczajony do tego stylu życia. Wiedziałem, że będzie mi ciężko.
Poprawiłem medalik - który wcześniej dostałem od Laury - wsadzając go bardziej pod koszulkę, aby go ukryć. Zakrywał mój zapach, a musiałem mieć pewność, że nikt nie dowie się, skąd przybyłem.
Drzwi uchyliły się nagle i zobaczyłem w nich uśmiechniętą brunetkę. Wyglądała identycznie jak ciotka Laura, choć nic dziwnego, skoro były bliźniaczkami.
– Niall! Już nie mogłam się doczekać, wchodź, nie będziesz mi na dworzu stał! – zaprosiła mnie z entuzjazmem do środka, otwierając na oścież drzwi.
Lekko zdziwiony uniosłem brwi, jednak spełniłem jej życzenie. Na dworzu było ponad szesnaście stopni, ale nie chciałem się z nią kłócić.
– Jak ci minęła podróż? – zagadnęła.
Przyglądałem się białym ścianom wnętrza domu. Nic nie wyglądało jak u ciotki. Tutaj mieszkała porządna osoba, jednak po niektórych dodatkach i ręcznych rzeczach można było stwierdzić, że mimo wszystko miła i życzliwa.
– Właściwie całkiem dobrze, nawet nie poczułem dzielącej nas odległości.
– Ech, zupełnie jak Laura – westchnęła i spojrzała na mnie zatroskaną miną. Przekręciłem głowę w bok, gdy przybliżyła się do mnie i dotknęła dłonią mój policzek. – Dorosłeś tak szybko, stałeś się odpowiedzialny w tak młodym wieku. Jak dla mnie dali ci na barki zbyt duży ciężar.
– Za czternaście dni będę pełnoletni w świecie wilków, poza tym dobrze wiesz, że w tych czasach, gdy pomiędzy watahami powstają spory, nie ma czasu na zabawę.
– W porządku. – Uniosła ręce w geście obronnym i uśmiechnęła się delikatnie. – Nie rozmawiajmy już o tym, pewnie jesteś głodny.
Jak na zawołanie mój żołądek dał o sobie znać. Zagryzłem wargę lekko zażenowany.
– Trochę.
Ruszyłem za Lilią do kuchni, która była bardzo przestronna, w beżowych i żółtawych odcieniach. Blaty były z takiego samego drewna jak panele, dookoła było czysto, nigdzie nie walały się niepotrzebne rzeczy i obawiałem się, że ta czystość może mnie przytłoczyć.
Brunetka otworzyła lodówkę i zaczęła robić mi kanapki opowiadając o mieście, w którym przyszło mi zamieszkać, aby uczęszczać na cały drugi rok liceum.
Tak naprawdę nie dowiedziałem się szczególnie dużo. O sporze watah 'White' i 'Night' wiedziałem od dziecka i nie robiło to na mnie większego wrażenia. Nie rozumiałem jednak, o co tak naprawdę poszło przed laty, chociaż nie moim zadaniem było się mieszać, więc nie wściubiałem nosa w nie swoje sprawy.
– Nie czuję twojego zapachu – zagadnęła w pewnym momencie Lilia. Zerknąłem na nią, nie przestając zajadać się swoim jedzeniem. – Raczej nie przypominam sobie, abyś był człowiekiem.
– Może to po prostu zapach innych na mnie osiadł? Pewnie dlatego myślałaś, że jestem wilkiem. – Uśmiechnąłem się delikatnie, zachowując się jak najobojętniej i normalniej. Z jednej strony cieszyłem się, że siostrę mojej ciotki spotkałem tylko raz, gdy byłem jeszcze zbyt młody, aby przemieniać się w wilka i nie posiadałem aż tak mocnego zapachu. Z drugiej było to uzasadnione. Miałem odwrócić uwagę innych, więc jeśli jakikolwiek Alfa z tej sfory mógł wyczuć mój zapach w tym domu, nie byłoby zbyt kolorowo, bo pod jego głosem ciotka wyśpiewałaby, że jestem wygnańcem. Właśnie dlatego - w razie gdyby padło takie pytanie - Laura przygotowała się na to i poleciła mi grać, grać, jakbym nigdy nie był wilkiem.
– Nawet jeśli, nie przejmuj się – zaczęła mnie pocieszać. Niepotrzebnie. – Jest tu naprawdę dużo ludzi, którzy normalnie żyją wśród nas. To nie będzie problem z twoją szkołą.
Kiwnąłem głową i dokończyłem jedzenie kanapek. Zniknęło ich naprawdę sporo, ale mimo to wciąż odczuwałem lekki głód. To było moim największym problemem. Ciotka musiała chodzić na zakupy i uzupełniać lodówkę kilka razy w ciągu tygodnia.
Chwyciłem w dłoń medalik i zacząłem przekładać go sobie między palcami. Miał odległą historię, jak każdy inny magiczny przedmiot, a naprawdę interesowały mnie takie rzeczy. Oprócz nas, wilków, żyły jeszcze wampiry i zaledwie garstka wyroczni, które nie rodziły się, a za życia stawały się z nimi.
– A powiedz mi... Jak z waszą watahą? Wszystko się ustabilizowało?
– Tak, bardzo szybko się rozwijamy – powiedziałem z uśmiechem. Gdy tylko przychodziło mi mówić o moim domu, czułem rozchodzącą się dumę w klatce piersiowej. Przede wszystkim był też to skutek tego, że miałem w tym swój wkład i mogłem pomagać jak każdy inny. – Ostatnio przeszliśmy generalny remont wszystkich budynków, zakupiliśmy też materiały na mury, ale nie był to tani wydatek, więc musieliśmy zaciągnąć dług.
– Boże, nie wyobrażam sobie ciebie mieszającego się w takich sprawach – powiedziała wpatrując się w białą ścianę w salonie. Jej wzrok był lekko zaskoczony, zamglony. – Przecież ty masz całe życie przed sobą, powinieneś się teraz bawić, korzystać, spotykać z przyjaciółmi, ewentualnie szukać miłości, a nie przejmować się takimi rzeczami.
Zagryzłem wargę, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Byłem wychowany w środowisku, gdzie trzeba sobie wzajemnie pomagać i dbać o dobro sfory. Nigdy mi to nie przeszkadzało, gdyż uwielbiałem widzieć uśmiechnięte wilki, gdy zrobiłem coś, co ten uśmiech wywołało, nawet, jeśli za dzieciaka byłem rozrabiaką. Nie zważałem na to, iż musiałem tak szybko dorosnąć.
– Nie potrzebuję tego – stwierdziłem łagodnie, na co dostałem politowane spojrzenie ciotki. – Wystarczy mi moja rodzina.
– Wiesz czemu wyniosłam się ze sfory? – zmieniła temat i usiadła w innej pozycji. Założyła nogę na nogę, jednocześnie opierając się wygodniej o oparcie kanapy. Pokiwałem przecząco głową. – Bo brakowało mi nutki szleństwa. Wszystko było tam takie monotonne i bez życia. Nawet jeśli kochałam i wciąż kocham to miejsce, to tak naprawdę nie chciałabym tam wrócić.
Ciotka wstała i powiedziała, że zaprowadzi mnie do mojego pokoju. Chwyciłem walizkę i weszliśmy po kręconych schodach na piętro. Wszystko było w jasnych odcieniach, zasłony były beżowe. Nie widziałem żadnych wybijających się kolorów, raczej wszystko było schludne.
Brunetka otworzyła drugie drzwi po lewej i przepuściła mnie pierwszego do środka. Rozejrzałem się po pokoju, gdzie wszystko budziło się jakby do życia. Granatowe ściany, grafitowe łóżko, drewniane meble. Mnóstwo roślin znalazło tu swoje miejsce. Na wprost drzwi było przejście na balkon i bardzo się z tego powodu ucieszyłem. W poprzednim domu również go miałem i spędzałem tam najwięcej czasu, gdy tylko nie byłem niczym zajęty.
Ciężkie, ciemnozielone zasłony były aktualnie odsłonięte, obszerny parapet był pusty i tylko czekał na to, abym ozdobił go swoimi pamiątkami i różnymi bzdetami.
Może nie będzie tu tak źle, jak mi się wydaje?
▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️
Jestem wkurwiona, dlatego daję przed czasem
Jeśli wam się spodoba, i jeśli chcecie, zostawcie ślad 🌸🌸
CZYTASZ
Honey, soon | Ziallam
FanfictionKOREKTA ROZDZIAŁÓW 28 - 68 •Ziallam | abo• Jedna z najgorętszych par licealnych niedługo całkowicie zagłębi się w świat dorosłych. Pełen kłamstw, różnorodności, braku tolerancji, brutalności. Dwie przyszłe alfy, dwa różne stada. ...