57

4.8K 266 60
                                    

Naburmuszony rzuciłem się na jedno z łóżek, które znajdowało się w naszym chwilowym pokoju. Byłem zły na tego całego króla, zważywszy, że nawet nie raczył wysłuchać mnie do końca i od razu stwierdził swoje. Gdybym pozbył się zapachu, życie byłoby prostsze, czy było to tak trudno zrozumieć?

— On ma racje i ty dobrze o tym wiesz.

Uniosłem głowę i spojrzałem na Louisa. Siedział na fotelu, paląc papierosa i przeglądając coś na telefonie.

— To jest nie fair — sapnąłem. — Tobie odebrali zapach, a mnie skreślił od razu.

— Cóż, mam pewne przywileje, pewnie dlatego się zgodził, choć było naprawdę ciężko.

— Ale niby po co maskowałeś swój zapach? Skoro był dla ciebie ważny, skoro jest ważny dla wszystkich nas? — spytałem już bardziej spokojny. Chciałem poznać ten powód, dla którego zrezygnował ze swojego gatunku. W jakiś sposób nas przez to opuścił, bo nigdy nikt nie rozpoznałby w nim Śnieżycy, gdyby nie zobaczył go pod postacią wilka.

— Dużo na to wpłynęło w bardzo krótkim czasie i nie chcę o tym rozmawiać — mruknął dopalając papierosa.

— Rozumiem, nie musisz mi mówić.

— Chodzi tu przede wszystkim o to, że to bardzo poważna decyzja i nie patrz na mnie w tym momencie — zagroził mi, gdy mój wzrok stawał się bardziej znaczący. Znów przyłożyłem głowę do miękkiej pierzyny nie chcąc tego w żadnej sposób komentować. — Nie jestem idealnym przykładem, na którym można się wzorować, ale nie masz patrzeć na moje głupie, młodzieńcze decyzje. Zastanów się nad swoim życiem. Jakby to było stracić coś tak ważnego.

— Nie rozumiem, co w tym złego, przecież nikt od tego nie umarł.

— Jesteś takim bezczelnym, ignoranckim księciem, nie zdajesz sobie sprawy, jak ważny jest zapach w twoim przypadku — westchnął zirytowany. Czasem nazywał mnie księciem, jakbym był niewiadomo jak rozpieszczonym dzieckiem. A przecież nie byłem. Chciałem jedynie postawić na swoim, a zawsze to robiłem, kiedyś ignorowałem uwagi innych, nie przyjmowałem się ich opinią. Robiłem to co uważałem za słuszne i w żaden sposób nie groźne dla Alfy stada, mogącego mnie ukarać za lekkomyślność. Trudno było mi uwierzyć, że przez ten czas stałem się cichszy, czeskiej się zawstydzałem, bardziej reagowałem na strach.

Nie podobało mi się to, ale nie miałem na to wpływu, to przychodziło z otaczających mnie osób i miejsca, w którym mieszkałem. Moje ciało i wilk, chcieli się dostosować do nowego życia i stałem się bardziej płochliwą Omegą, niżeli kiedyś, gdyby nie zapach, przypominałem dumnego Betę.

— Długo będziemy tu czekać? — jęknąłem obracając się na plecy.

— Arcadius przyjął nas w gości, od początku mówiłem ci, że to potrwa góra trzy dni. Ostrzegałem cię, że trochę tu posiedzimy, zresztą to pretekst, aby pozwiedzać. Masz przepustkę na zwiedzanie całego dworu i okolicy, więc jestem pewien, iż nie będziesz zawiedziony, tylko radziłbym, abyś unikał straganów.

— Dlaczego? — zaciekawiłem się i spojrzałem na Louisa błyszczącymi tęczówkami.

— Nawet nie używaj takiego wzroku, wampiry potrafią wcisnąć najmniejszy kit.

— Czyli mam uważać ogólnie gdy coś kupuję.

— Tak.

Przez następne dziesięć minut siedziałem na balkonie i spoglądałem na piękne ogrody za pałacem. Z przodu wygląda to jak zwykła, piękna bogata posiadłość, wciąż do mnie nie docierało, że mieszka tu sam król.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz