Rozdział 12

4.6K 265 58
                                    

  Bez Harry'ego lekcje były nudne. Dopiero teraz, gdy zabrakło bruneta zdałem sobie sprawę jak umilał mi czas swoją osobą. Mimo jego gadatliwości i tendencji do podpadania nauczycielom był przyjacielem, bez którego czułem się dziwnie i trochę niezręcznie. Tak naprawdę znałem tylko jego.

  Spakowałem książki od geografii do plecaka, w momencie gdy zadzwonił dzwonek na przerwę.

  – Nie zapomnijcie o pracach w parach na następny poniedziałek! – przypomniała nauczycielka. W klasie była mniej niż połowa uczniów, przez co kobieta westchnęła.

  Mieliśmy zrobić porównania gospodarcze dwóch wybranych krajów. Nie znałem nikogo w klasie oprócz Harry'ego, więc oczywistym było, iż będę pracować właśnie z nim.

  Wyszedłem z klasy i udałem się na stołówkę. Byłem strasznie głodny.

  Idąc spokojnie obszernym korytarzem nie spodziewałem się, że zostanę popchnięty z impetem na ścianę. Moje ciało odbiło się od zimnej powierzchni i upadłem na ziemię. Jęknąłem łapiąc się za ramię, a mój wzrok powędrował w górę, na wysokiego blondyna, od którego było czuć Alfę.

  Chłopak pochylił się do mnie ze złośliwym uśmiechem. Zacisnąłem zęby, aby utrzymać nad sobą kontrolę.

  – Myślisz, że skoro zadajesz się z Harry'm, to masz jakąś taryfę ulgową? – zakpił. Zmarszczyłem brwi wpatrując się w jego ociekające nienawiścią tęczówki. Uczniowie na korytarzu zainteresowani tą sytuacją zaczęli zbierać się dookoła, zamiast udzielić pomocy. – W naszym stadzie pozbywamy się słabych osobników.

  Mój wilk wył. Wył tak głośno, że uczucie to rozrywało mi klatkę piersiową. Miałem wrażenie, że wszyscy w szkole mogli go usłyszeć. Złość buzowała we mnie jak nigdy i mimo ludzi; chciałem się przemienić i sprawić mu ból.

  – Ty... – warknąłem i już chciałem wstać, aby pokazać blondynowi, że wcale nie jestem tak niepozorny na jakiego wyglądam, jednak chłopak został odepchnięty w tył.

  – Już Josh? – rzucił nieprzyjemnym tonem Liam. Nie chciałem, aby się wpieprzał, sam mogłem to załatwić. – Masz coś jeszcze do dodania? – spytał tonem Alfy, przez co wszyscy będący w zasięgu jego głosu skulili się. Był tak potężny, że nawet ja spuściłem głowę w akcie oddania.

  – J-ja... – zająkał się blondyn. Teraz ani trochę nie przypominał groźnego Alfy.

  – Myślałem, że apel wystarczająco do was dotarł, ale widzę, iż niektórym trzeba to tłumaczyć dokładniej – warknął. – To, że jesteśmy silniejsi, nie upoważnia nas do znęcania się nad słabszymi, a wręcz przeciwnie. Myślę, że wasz Alfa wymierzy wam solidną karę.

  – Ale... – znów zabrał głos Josh, jednak wzrok Liama mówił sam za siebie. Blondyn zamilkł i wraz z kilkorgiem przyjaciół oddalił się w stronę stołówki.

  Usłyszałem jak szatyn odetchnął, po czym odwrócił się w moją stronę z zatroskaną miną. Nie podzielałem żadnych pozytywnych uczuć do niego, byłem jeszcze wścieklejszy.

  – Pomogę ci – powiedział wyciągając do mnie dłoń. Spojrzałem na nią i odepchnąłem ją. Cały korytarz zamarł. Uczniowie wstrzymali oddechy, ich serca przyspieszyły bicie, ale ja? Nie czułem niczego innego niż złość i zawód.

  – Nie potrzebuję pieprzonej pomocy – rzuciłem oschłym tonem i wstając chwyciłem plecak. Nie obchodziło mnie, jak właśnie potraktowałem bratnią duszę mojego Alfy, nie obchodziło mnie co sobie o mnie pomyślał. Odszedłem kilkanaście kroków, po czym zatrzymałem się, nawet nie odwracając w kierunku wciąż stojącego w tym samym miejscu szatyna. – Sam potrafię o siebie zadbać.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz