65

4.8K 257 36
                                    

Moje życie naprawdę zaczęło się zmieniać. Widziałem to z dnia na dzień i stawałem się coraz bardziej szczęśliwy, nawet jeśli bywały momenty, gdy hormony buzowały w moim ciele i sprawiały, że stawałem się nie do zniesienia. Ale to przestało mnie denerwować, gdy moje Alfy zapewniły mnie, iż kochają kręcić się wokół mnie i przyprawiać mnie o nawet najmniejszy uśmiech. Czasami czułem się winny, gdy o trzeciej w nocy nabierała mnie ochota na najdziwniejsze połączenia jedzenia i wtedy Zayn bądź Liam musieli iść do sklepu, abym nie zaczął przypadkiem zrzędzić.

Moje wilczki kopały każdej nocy i wciąż było mi trudno w to uwierzyć. Dopiero zaczął się piąty miesiąc i wydawało mi się to wręcz nierealne, jednak Harry zapewniał, że wilki rozwijają się szybciej. Liam z Zayn'em uwielbiali wieczorami kłaść się ze mną i wysłuchiwać maluchów. Coraz więcej czasu spędzaliśmy właśnie w domu szatyna, którego rodziców niemal nigdy nie było w domu, a jak wracali, to wcześnie rano i znów ślad po nich ginął.

Czułem się tu jak w domu, nie zniósłbym myśli powrotu do poprzedniej watahy. Nie teraz, gdy nie trzymało mnie tam już nic. Nawet Laura.

— O czym tak myślisz, księżniczko? — spytał Zayn, bawiąc się moimi farbowanymi pasmami.

— O życiu — przyznałem.

— A o czymś konkretnym?

— O nas.

Zayn pocałował moje czoło z szerokim uśmiechem.

— Gdyby nie my i wilczki, kim byś został? Miałeś jakieś marzenia? — zagadnął, aby podtrzymać rozmowę. Liam aktualnie rozmawiał ze swoim ojcem, który wyjątkowo zawitał do swojego domu.

— Wy jesteście moim marzeniem. Nie zamieniłbym tego nigdy w życiu, nie mam pojęcia, co bym robił, ale pewnie ze względu na Laurę robiłbym coś w kierunku watahy, u nas w stadzie byłem Betą dla naszego Alfy.

— Naprawdę? Ty? — zaczął się droczyć.

— Tak — burknąłem. — Byłem jednym z najlepszych strategów i wilków wartowych.

— Nie spodziewałem się tego po tobie, księżniczko. Opowiesz mi coś więcej o waszej watasze?

Zamyśliłem się na chwilę, jednak tak naprawdę nie było po co, zważywszy, że ufałem Zayn'owi, a nie użyłby tych informacji przeciwko mnie i mimo wszystko mojej rodzinie.

— Jesteśmy bardzo małą wioską, ale współpracujemy z wampirami, aby chronić nasze wilki i inne zmiennokształtne. Nikt u nas nie jest faworyzowany, wszyscy żyjemy na równi i robimy tak samo dużo dla stada jak każdy. Nie ukrywamy się przed sobą, akceptujemy siebie i wzajemnie chronimy. Tego mi tu w pewnym sensie brakuje. Tej tolerancji, widać, że wasze wilki spoglądają na niektórych z wyższością, co nie jest dobre. Mieszkamy za specjalnymi barierami, stworzonymi przez wampiry. W ich granicach nasze zapachy są silne, takie jakie powinny być. Natomiast za nie czuć nic, więc raczej nikt się tam nie plącze, ale... — Mój głos załamał się, gdy dotarł do mnie bardzo zły fakt.

Julia.

— O-ostanio mieliśmy atak na wioskę i ucierpiała pewna Omega.

— Ktoś jej coś zrobił? — Brunet zmarszczył brwi i przyciągnął mnie bliżej i mocniej owijając mnie swoim ramieniem, jakby chcąc mnie chronić.

— Nie bezpośrednio jej, ale... Zabito jej dziecko. Wszyscy powinnyśmy teraz uważać.

— Dlaczego?

— Chyba jesteś jednym z tych, którzy doskonale zdają sobie sprawę z siły Śnieżyc.

Chłopak spiął się wyraźnie i jego serce zabiło szybciej. Wciąż było coś, czego nie wiedziałem na jego temat i to mnie dziwnie przytłaczało.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz