Rozdział 17

4.8K 255 34
                                    

  Wróciłem do szkoły w poniedziałek całkowicie zamulony. Od momentu, w którym prawdą okazało się, iż porwał mnie ktoś, kto wie kim naprawdę jestem, a później wypuścił, co było strasznie głupie z jego strony, nie mogłem przestać zaprzątać sobie tym myśli.

  Do tego słowa tego mężczyzny o moich rodzicach. Skąd mógł ich znać? Ja sam wiedziałem tyle co nic, a raczej tyle, na ile pozwalała mi ciotka. Mówiła mi, że zginęli w wypadku samochodowym, najprawdopodobniej walnęła w nich ciężarówka. Nigdy ich tak naprawdę nie znałem, więc nie miałem za czym tęsknić, nie ubolewałem po stracie rodziny. Miałem Laurę, która wychowywała mnie od małego, nie było taty albo mamy, którzy uczyliby mnie podstaw w watasze.

  Wiedziałem jeszcze, że byli tacy jak ja. Byli białymi wilkami, których rzekomo nie powinno być. Wciąż nie rozumiałem całego tego tematu, apropo ataku na inne stada.

  Westchnąłem przenosząc wzrok na budynek szkoły, która nie szczególnie mnie ucieszyła. Pierwszy raz wolałem zostać w domu i czuć się tam najbezpieczniej.

  Wiedziałem, że Zayn wrócił z jego zaprzyjaźnionej watahy i czułem się źle, z myślą, co zrobił Liam. Nie było to tak naprawdę moją winą, ale miałem wyrzuty sumienia.

  Ruszyłem w kierunku wejścia do szkoły i omal nie przewróciłem się, gdy ktoś praktycznie wskoczył mi na plecy.

  – Styles! – krzyknąłem przestraszony i zacząłem ciężej oddychać.

  – Też bardzo tęskniłem – zaśmiał się i spojrzał na mnie. – Marnie wyglądasz, wszystko w porządku?

  – Oprócz tego, że męczą mnie koszmary? – skłamałem. – Całkiem spoko.

  Harry pokręcił rozbawiony głową na boki i poklepał mnie po ramieniu. Spojrzałem na jego dłoń i uniosłem wzrok na jego szarawe tęczówki. Brunet był dzisiaj ubrany inaczej niż zwykle. Opięte rurki znajdowały się na jego chudych nogach, koszula w kwiaty z rozpiętymi trzema guzikami od góry. Jego włosy były bardziej ułożone, oczy wyraźnie się mieniły.

  – Wiesz, cieszę się, że w końcu mówisz normalniej. Wcześniej wydawałeś się tak bardzo sztywny – powiedział z lekkim uśmiechem i zadziwiałem się, że nie było mu zimno, podczas gdy ja miałem na sobie grubą bluzę, którą znalazłem w swojej szafie i wciąż czułem delikatny wiatr.

  – A niby jak twoim zdaniem jest nienormalnie? –  Uniosłem brew i kąciki moich ust wystrzeliły do góry.

  – Zresztą to nie jest ważne, opowiadaj co robiłeś jak mnie nie było?

  – Bez ciebie było tu strasznie nudno – westchnąłem. Tak naprawdę nie było dużo do opowiadania, a sytuacji z Liamem i całego tego porwania na pewno bym mu nie powiedział. Nawet jeśli chciałem, nie mogłem opowiadać wszystkiego o moim życiu. Poza tym, wyczuwałem, że w szkole atmosfera się poprawiła i nikt nie przejmował się tajemniczym gościem. Musiałem coś zmienić. – Nic się nie działo.

  – Nic a nic? – dopytał zaskoczony.

  – Kompletnie nic.

  Zadzwonił dzwonek na lekcje i wszyscy ruszyli się z dziedzińca. Na zewnątrz było co prawda coraz mniej osób, ale to tylko przez pogodę. Co mieliśmy się jednak dziwić, Anglia nigdy nie była zbyt słonecznym miejscem i przejaśnienia czy cieplejsze dni były stosunkowo rzadkim zjawiskiem.

  Kilka lekcji wraz z lunch'em minęło spokojnie. Nauczyciele prowadzili normalnie zajęcia, nikt nie podpadał, wszystko wydawało się zbyt idealne.

  Podczas przerwy obiadowej też nie stało się nic ciekawego, nie żebym narzekał, ale było to dziwne uczucie. Coś mi nie pasowało. Do tego miałem wrażenie, że ktoś cały czas mnie obserwuje.

  – Dobra, myślałem, że sam mi powiesz, ale milczysz, a ja jestem zbyt ciekawski. – Harry oblizał wargę i zaczesał dłonią swoje kręcone włosy do tyłu. Zmarszczyłem brwi. – Co robiłeś u Javada? Wiem, że Zayn'a wtedy nie było, więc bardziej rozumiem, że zgodziłeś się tam pójść, ale wciąż..?

  – Poszliśmy do niego i tyle. Nie było cię, a nie chciałem siedzieć ciągle w domu – wyjaśniłem na co lekko zawiedziony pokiwał głową. – Hej, czego ty się właściwie spodziewałeś, co Styles?

  – Nie wiem... Czegoś pikantnego?

  Wywróciłem oczami i trzepnąłem go w ramię.

  – Mam dopiero szesnaście lat.

  – Co z tego, przecież... – zaciął się i podniósł na mnie swój wzrok. Jego oczy były szeroko otwarte, gdy wpatrywał się we mnie, analizując coś. – Przed moją gorączka miałeś piętnaście lat... Czy ja, do cholery, przegapiłem twoje urodziny? – jęknął i opadł czołem na blat stołu, przez co kilka osób spojrzało w naszą stronę.

  – Co wy macie z tymi urodzinami? Przecież ja nie umieram czy coś. Będę miał je jeszcze za rok, dwa, trzy i tak dopóki nie umrę. – Z małym problemem, zważywszy, że wrócę do watahy i więcej mnie nie zobaczysz, ale tego nie musisz wiedzieć.

  Harry jedynie ponowił mój poprzedni gest i wywrócił oczami. Zjedliśmy w spokoju i wróciliśmy na lekcje. Wszystko było dzisiaj i przez kilka następnych dni naprawdę monotonne. Odczuwałem tęsknotę do moich patroli, różnych zadań w stadzie. Teraz byłem tylko człowiekiem, który nie mógł pokazać za dużo.

  Październik nie zaczął się zbyt dobrze i już spisywałem go na straty. Niestety (bądź stety) pierwszego dnia w szkole wybuchła bójka między wilkami różnych watah. Nie przekazano nam przyczyny tego zachowania, ale czułem, że nie było to nic dobrego. Zwłaszcza, że kilka godzin później, gdy wychodziliśmy już z Harrym ze szkoły, dwie dorosłe Alfy z kilkoma Betami po swoich stronach niemal skakały sobie do gardeł.

  Mimowolnie wstrzymałem oddech, gdyż to wcale nie była zabawa, oni mogli pozabijać się na śmierć. Złapałem się ramienia Harry'ego i wpatrywałem jak Liam wraz z Zayn'em podchodzą do swoich wilków. Byłem zbyt ciekawy, aby nie wyostrzyć słuchu.

  – Zrób jeszcze jeden krok, a inaczej porozmawiamy – warknął groźnie Liam, na co Bety odsunęły się z opuszczonymi głowami. Jego głos był naprawdę silny i do teraz mnie to zadziwiało.

  Alfa jedynie się skrzywił, próba nie okazania poddania się musiała być naprawdę ciężka.

  Zayn warknął i stanął przed drugim wilkiem. Nic nie słyszałem, co musiało oznaczać, że porozumiewają się niemo. Nigdy nie udało mi się tego zrobić, ale było to tylko dlatego, że mogły robić to Alfy.

  – To, że jesteście naszymi Alfami, nie sprawi, iż załagodzicie sytuację – rzucił ostro, na co Liam warknął. Mężczyzna pokręcił głową i cofnął się. – Nie będziemy czekać długo i tak wszystko przedłużacie.

  – Co wam da głupi bachor? – parsknął bez żartu Zayn. – Będzie utrapieniem dla obu watah.

  – Da nam więcej niż myślisz – odpowiedział mu wilk z jego stada. – Od zawsze był to pakt pokoju. Jeśli nie doczekamy się dziecka w ciągu najbliższego roku, wybuchnie wojna, której nawet wy nie będziecie zdolni powstrzymać.

  Wstrzymałem oddech. Czy nawet teraz przekładaliby dobro swoje nad dobrem stada?

▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️

Rozdział to dupa, a moja waga to kłamca

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz