32

4.6K 241 43
                                    

Buzowały we mnie chyba wszystkie emocje, kiedy obok znajdowała się Laura, wbijając swój błękitny wzrok w moją osobę. Myślałem, że wygląda identycznie jak jej bliźniaczka.

Myliłem się.

Teraz byłem w stanie zobaczyć wszystkie sprzeczności, najmniejsze różnice. Laura była zimną, ostrą Betą, nie okazywała czułości, chyba że w grę wchodziły żółte róże, ale nawet to było dla mnie zagadką. Nigdy nie widziałem, aby uśmiechała się dłużej niż pięć minut, w jej towarzystwie sam starałem się być jak ona. Kiedyś była dla mnie autorytetem, chciałem ją naśladować, budziła olbrzymi respekt, mimo iż sama była Betą, a nie Alfą.

Lilia była jej ogromnym przeciwieństwem. Wiecznie uśmiechnięta kobieta, od której biła radość i chęć pomocy, zawsze gdy byłem przygnębiony próbowała wcisnąć mi kubełek lodów, co kończyło się zazwyczaj tym, że siadałem wraz z nią i oglądaliśmy jakiś durny serial, na którym wylewała hektolitry łez, mimo iż to nie było prawdziwe.

Czasami potrafiła być kłębkiem nerwów, czasami zachowywała się jak nastolatka, a jeszcze kiedy indziej była po prostu targana przez uczucia, co widziałem. Potrafiła wrócić do domu zamulona, zaraz jednak uśmiechała się, gdy stawiała nogę w salonie bądź w kuchni.

Okazywała to, co naprawdę czuła i w momentach, gdy nie pracowała, była naprawdę podatna na wszystko.

Nie to co Laura.

Krążyłem po salonie starając się przeanalizować powód jej wizyty. Nie odezwała się jeszcze ani razu, co powoli zaczynało mnie irytować, dlatego chodziłem w kółko coraz bardziej nerwowo.

Nie pytałem się jednak o nic, gdyż zostało mi to z dzieciństwa. Ciotka zawsze zaczynała pierwsza, ja nie miałem prawa głosu.

— Zmieniłeś się.

Stanąłem w miejscu i opanowałem serce. Przy niej nie mogłem pokazać, że sam zaczynałem się gubić. Gubić w swoich uczuciach.

— Straciłeś tak ważne dla nas cechy, Niall.

Wstała, a wraz z nią brunetka, która od początku towarzyszyła jej i nie opuszczała na krok. Nie była wilkiem, to było pewne, gdyż wyczułbym ją. Nie mogła być jednak człowiekiem, musiała się maskować.

— Spokojnie, Rozalio, usiądź — rzuciła do niej łagodnym głosem, na jaki prawie nigdy nie siliła się przy mnie. Poczułem naprawdę niepotrzebnie ukłucie zazdrości. — Niall, nie przyjechałabym tu, gdyby sytuacja tego nie wymagała. Zdaję sobie sprawę, że jesteś młody i wraz z twoim Alfą daliśmy ci na barki naprawdę duże wyzwanie. — Mój wilk warknął głośno na słowo 'Alfa'. Spróbowałem go uciszyć, jednak ten nastroszył się niezadowolony. Co ci odbija? — Pod twoją nieobecność jedna z Alf zaplanowała powiększony patrol. Przeczesywali tereny.

— Do czego zmierzasz? — spytałem słabszym głosem. To wszystko robiło się pogmatwane.

— Zaatakowali nas — powiedziała i uniosła na mnie swoje oczy, w których widniał ból, którego nigdy wcześniej nie zauważyłem. — To wszystko działo się tak nagle, wtargnęli niezauważalnie przez zakończone mury, dobrze wiesz, że wewnątrz bezpiecznej strefy nie musimy ukrywać zapachów i...

Jej głos załamał się. Otworzyłem oczy ze zdziwienia i podbiegłem do niej. Miałem wrażenie, że zaraz upadnie, jednak mój ruch spotkał się z nieprzyjacielskim syknięciem.

Spojrzałem w kierunku Rozalii, która ukazywała mi kły. Kły zbyt długie jak na wilka. Jej oczy stały się czerwone, tego nie robiły zmiennokształtne.

Ona była wampirem.

— Rozalio! — ostry ton Laury rozniósł się po salonie, wcale nie był mocny, zważywszy, że była Betą, jednak respekt, który od niej bił, wystarczająco straszył innych. Brunetka uspokoiła się, jej oczy znów były łagodno zielone.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz