Rozdział 25

4.8K 256 18
                                    

  – Ale jak to? Nie zgadzam się. – Zmarszczyłem brwi i podążałem za ciotką prosto do kuchni. Wydawała się kompletnie nie przejmować moimi słowami czy choćby wzrastającym gniewem.

  – Nie chcę się z tobą kłócić, Niall. Szkolna wycieczka to normalna rzecz, więc nie widzę przeszkód, abyś w niej nie uczestniczył.

  – Nie chcę nigdzie jechać – jęknąłem, podchodząc do niej bliżej. – Nie lubię dużych grup ludzi, przecież wiesz.

  – Uznajmy to za rodzaj integracji i lekcji funkcjonowania w społeczeństwie. – Otworzyła swoje ulubione herbatniki, które miała pochowane dosłownie wszędzie i zaczęła je chrupać. – Poza tym nawet nie próbuj rywalizować ze mną na argumenty, wygrałam wszystkie rozprawy w swoim długim życiu i wątpię, abyś cokolwiek zdziałał w tym kierunku.

  Westchnąłem wiedząc, że miała rację. Mimo wszystko miałem jej za złe, że nawet mnie nie poinformowała o dwudniowej wycieczce pod jakimiś starymi ruinami, podczas gdy za oknem panowała jesień. Cholerna jesień, a prawie zima.

  – A, i zaprosiłam Harry'ego na noc, skoro jutro jedziecie, to stwierdziłam, że może u nas przenocować, mamy też bliżej do szkoły z rana, nie trudno było mi namówić jego matkę. Jest naprawdę miłą i kochaną kobietą. – Uśmiechnęła się i zjadła kolejnego herbatnika.

  W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, ale tego spodziewałem się, ze względu, iż słyszałem dość charakterystyczny chód Harry'ego.

  Otworzyłem brunetowi, który był prawie cały przemoczony, a szedł w deszczu zaledwie kilkanaście metrów z przystanku, co wywnioskowałem po odjeżdżającym z niego autobusie.

  – Siemka... Niall – powiedział z przerwą na wdech. On się zmęczył? A to niby ja tu jestem człowiekiem.

  – Jak tam twój maraton?

  – A dobrze, pokonałem cztery w dwadzieścia – rzucił z uśmiechem i zaczął ściągać swoje przemoczone do suchej niski buty, a następnie kurtkę. Uniosłem brwi rozbawiony jego zdaniem.

  – Zresztą nie ważne, pomóż mi się spakować na to coś na jutro.

  – Wycieczkę klasową! – zawołała Lilia w przypomnieniu i obaj zaśmialiśmy się. Pokręciłem głową nie wierząc w tę kobietę. Mimo iż była wspaniała i byłem jej wdzięczny za wiele, to czasem potrafiła działać na nerwy. Ale to w niej lubiłem. Wyróżniała się z tłumu dorosłych i bywały takie dni, kiedy zachowywała się jak nastolatka. Była inna i za to ją uwielbiałem.

  Razem z Harry'm poszliśmy do mojego pokoju i zaczęliśmy mnie pakować. Chwila, to raczej on pakował mnie, gdyż stwierdził, że dobieram ubrania dość sztywno, a sam chciał zobaczyć całą moją szafę. Nie rozumiałem jego głupich myśli, a naprawdę potrafił takie mieć.

  Przecież nie byłem już sztywny, prawda?

  – Czy w twojej szafie jest jakiś inny kolor niż niebieski, czarny czy biały? – spytał oskarżycielsko brunet i spojrzał na mnie wymownie.

  – Tak, granatowy, grafitowy, błękitny, chyba nawet mam coś fioletowego i żółtego – wymieniałem, a Harry wywrócił jedynie oczami.

  Zaczął bardziej grzebać w mojej szafie i po chwili na podłodze walały się prawie wszystkie moje jeansy, bardziej kolorowe koszulki, a było ich mało. Kiedy chciał wyciągać moje bluzy powstrzymałem go.

  Szybko złapałem za jego dłoń, ale najwyraźniej za późno. Westchnąłem, gdy otworzył szerzej oczy, a jego źrenice powiększyły się tak, że prawie zasłaniały szarawą tęczówkę.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz