Rozdział 10

4.8K 252 27
                                    

  Otrzepałem futro z nadmiaru wody i podreptałem w kierunku kamienia. Słońce grzało niemiłosiernie, a że nie słyszałem w pobliżu żadnych dźwięków i nie wyczuwałem zagrożenia, mogłem w końcu zmienić się w wilka.

  Od kilku dni brakowało mi tego szczególnie, zwłaszcza iż cały swój czas spędzałem w towarzystwie Harry'ego, który poznał mój ludzki zapach. Nie powinienem go posiadać, ale nie miałem zamiaru się kłócić.

  Brunet szczególnie mnie do siebie zachęcił. Widziałem w nim przyjaciela, którego wcześniej nie miałem z dość wiadomych przyczyn. Chciałem podporządkować się ciotce i Alfie, wiedziałem wtedy, że w grę nie wchodził mój wiek, a pomoc, którą mogłem podarować swojej watasze.

  Ułożyłem się na kamieniu i oparłem pysk o przednie łapy.

  Od początku czułem, że niezbyt szybko przyzwyczaję się do tylu nowych rzeczy i miałem rację. Lekcje wciąż wywierały na mnie ogromne zainteresowanie, doszukiwałem się wielu dodatkowych informacji, miałem nawet zgodę na dodatkowe zajęcia z historii wilków, na którą tak bardzo chciałem iść. Mogłem się jednak liczyć z faktem, że nie dostanę tak dużej dawki wiedzy, jak pozostałe wilki.

  Przymknąłem powieki rozkoszując się promieniami słonecznymi. Lilii pracowała w domu, Harry wyjechał na weekend do rodziny, a z nikim innym się nie trzymałem, nie szukałem więcej znajomych.

  Fakt faktem, czasem siedząc na stołówce przyłapałem Alfę na spoglądaniu w moim kierunku. Bał się pewnie o Harry'ego, zwłaszcza iż jego chłopak nie był do mnie zbyt pozytywnie nastawiony.

  – Jesteś pewien? Ja nic nie czuję.

  Gwałtownie poderwałem się. Moje uszy wystrzeliły do góry wysłuchując się w dwie postacie oddalone o kilkadziesiąt metrów. Ogarnął mnie strach, dlaczego wcześniej ich nie słyszałem?!

  – Myślisz, że bym cię okłamał? – spytał Liam i zerknąłem w ich kierunku. Alfy przechadzały się ledwie wydeptaną ścieżką, naprawdę blisko mnie. – Sam się temu dziwię, czuję ten zapach... Jest strasznie znajomy, ale tak słaby.

  – Może coś ci się ubzdurało, Li.

  – Ja nie zwariowałem, on gdzieś tu jest.

  – On? – spytał Zayn. Zatrzymali się nieopodal, podczas gdy ja wychylałem się zza kamienia. Miałem jedną możliwą drogę ucieczki, ale wiedziałem, że skończyłaby się porażką. Zauważyliby mnie. Może nie dopadli, wciąż byłem zwinniejszy, jednak nie chciałem ryzykować. – skąd pewność, że mamy doczynienia z nim?

  – Po prostu to czuję, ale nie potrafię określić, kim jest i to tak strasznie mnie denerwuje.

  – Hej. – Zayn potrzedł do Liama i zawiesił dłonie za jego karkiem. Położyłem po sobie białe uszy wycofując się trochę. – Nie musisz się tym aż tak przejmować, prędzej czy później go znajdziemy, to tylko kwestia czasu.

  – Nie czuję, jakby był kimś niebezpiecznym, ale wciąż...

  – Oh, zamknij się.

  Mulat złączył ich usta w pocałunku. Na początku wpatrywałem się w nich jak oczarowany, nie potrafiłem odwrócić wzroku. Przełknąłem ciężko ślinę wreszcie się ogarniając.

  Nie bądź głupi, Niall! Trzymaj się planu, a wszystko pójdzie po twojej myśli.

  Schowałem się z powrotem za kamieniem. Moje serce przyspieszało i, mimo iż potrafiłem się kontrolować i utrzymywać stabilny puls, teraz nie było nawet o tym mowy. Usłyszałem jak Alfy odsuwają się od siebie z głośnym mlaśnięciem. Krótkie warknięcie dotarło do moich uszu, a następnie szelest w kompletnie innym kierunku niż byłem.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz