Rozdział 6

5.2K 251 13
                                    

  Rozejrzałem się dookoła. Cała szkoła zebrała się w jednym miejscu przez apel. Nie miałem pojęcia czego konkretnie dotyczył, byłem jednak podekscytowany. Na środku hali, która znajdowała się za szkołą stała wielka scena. Zbieraliśmy się wokół niej, aby zapewne kogoś wysłuchać, ale nawet jeśli bardzo chciałem to zrobić, nie byłem w stanie. Ustawialiśmy się klasami. Najpierw były wszystkie pierwsze roczniki, potem drugie, trzecie i czwarte. Byłem trochę urażony, bo mój wzrost zostawiał sobie wiele do życzenia i po prostu nie widziałem, kto do nas przemawia.

  Westchnąłem rozdrażniony i spuściłem wzrok nie wiedząc, co innego mógłbym zrobić.

  Harry najwyraźniej to zauważył, gdyż złapał mnie za ramię bez wcześniejszego uprzedzenia i pociągnął do przodu. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Wzrok licealistów był na nowo zwrócony w moim kierunku, przez chłopaka, który przepraszając ich, pomagał mi się dostać do przodu. Przełknąłem ślinę, przy okazji czując rosnącą gulę w gardle.

  – Teraz stanowczo lepiej – rzucił brunet i wyprostował się dumnie. Był wysoki, nie powiem, więc nie dziwiły mnie pomruki niezadowolenia mniejszych omeg.

  Odwróciłem wzrok w kierunku podestu, gdzie stała trójka mężczyzn. Jeden z nich starszy, ale najwyższy, ubrany elegancko, stał z założonymi z tyłu rękami. Miał poważny wyraz twarzy i bardzo przypominał szatyna, który stał obok niego.

  Młodsi byli ubrani jak licealiści i przez myśl przeszło mi, iż mogą być tymi Alfami, o których mówiła mi ciotka. Mimowolnie spiąłem się spoglądając na nich. Co jakiś czas posyłali sobie uśmiechy, wciąż jednak chcąc zachować się odpowiednio do sytuacji. Prychnąłem, nie chciałem zwracać na nich uwagi. Starszy mężczyzna zaczął nas witać, wywnioskowałem, iż był dyrektorem. Nie słuchałem go jednak.

  Harry był skupiony na słowach szatyna, więc wymknąłem się na chwilę. Nagle moja postura zaczęła mi się podobać, gdyż sprawnie mogłem przeciskać się między ludźmi, tak naprawdę nikomu nie wadząc.

  – Mówię to co roku, jednak wciąż będę to powtarzać – odezwał się inny głos. Rozbrzmiał wyraźnie w całej sali, ze specyficznym akcentem. Zatrzymałem się na chwilę, chcąc mimo wszystko dowiedzieć się, co takiego powie. – Wilki i ludzie żyją ze sobą w zgodzie, panują u nas zasady, których nikt nie może złamać. Szczególnie nowym chciałabym przypomnieć, że ludzie są nam również, nie są gorsi i mamy ich wspierać. Zajęliśmy ich tereny, dlatego należy im się szacunek.

  Usłyszałem pomruki niedaleko mnie i już wiedziałem, że były do ludzkie dziewczyny. Pokręciłem głową, tym samym zabraniając sobie podsłuchiwania ich. Nie mogłem tego zrobić, nawet jeśli kogoś obrażały.

  – Więc każde sprzeciwienie, obrażanie lub znęcanie się nad nimi będzie przyjmowane za zdradę Alfy, mniejszą bądź większą - dopowiedział podobny głos, co do pierwszego. Starszy mężczyzna musiał być ojcem szatyna.

  – Zanim rozejdziecie się z powrotem do klas, chciałem przestrzec wszystkie wilki. – Jeśli mieliśmy wyjść z hali, musiałem zdjąć medalion teraz. Zerknąłem dyskretnie dookoła, ale wszyscy byli skupieni na słowach swoich Alf. Szybko odłączyłem namagnesowane części magicznego wisiorka i przemieściłem się bliżej Harry'ego, po czym znów zapiąłem medalion. Czułem swój intensywny zapach gdzieś na tyłach. – Dzisiaj rano podczas jednego z patroli doniesiono mi informacje o...

  Gdy tylko stanąłem obok bruneta, jedna z Alf przerwała drugiej, szturchając ją w ramię. Szatyn pochylił się do niższego z zamiarem wyszeptania mu czegoś. Biłem się z myślami, aby to podsłuchać, jednak zastanawiałem się zbyt długo, gdyż szybko odsunęli się od siebie. Brunet miał poważniejszy wyraz twarzy.

  – Nie mam zamiaru tłumaczyć tego szczegółowo, przestrzegam, że wśród nas jest wilk, o którego pochodzeniu nie wiemy całkowicie nic. Jego zapach jest specyficzny, bardzo silny - tłumaczył, a mi słuchało się tego nawet dobrze. – Nie mamy pojęcia, czy jest zagrożeniem, dlatego proszę abyście byli ostrożni i zawsze zwracali uwagę na zapach. Tylko on może nas doprowadzić do tego wilka.

  Po tych słowach rozeszliśmy się do swoich klas. Widziałem lekko zdezorientowane miny innych i byłem z siebie dumny. Doprowadziłem do zamieszania, jeszcze nie na tak dużą skalę jak chciałem, ale nie potrzebowałem zbyt dużo czasu, aby tego dokonać.

  Zrównałem kroku z Harry'm i w tym momencie zadzwonił dzwonek.

  – Zabierzcie swoje rzeczy z sali i na przerwę! - krzyknęła do nas nauczycielka i posłaliśmy sobie z Harry'm spojrzenia. Przed rozpoczęciem lekcji chłopak powiedział abyśmy zostawili plecaki w szatni. Teraz już wiem czemu to zaproponował.

  Zanim inni wszystko zabrali, my wychodziliśmy już ze szkoły. Na początku myślałem, że nie będę tu za nic pasować, a wszyscy zobaczą we mnie jedynie wroga. Nie miałem w planach zaprzyjaźniać się z kimkolwiek, do teraz męczyła mnie myśl, że nie powinienem zadawać się z Harry'm, ale sprawiał wrażenie, jakby naprawdę mnie polubił. Czułem dziwną pustkę w klatce piersiowej i coś mówiło mi, że to przez samotność. Ale wcześniej byłem sam i nic takiego nie odczuwałem, dlaczego więc zmieniłem zdanie?

  – I jak ci się podobał pierwszy dzień? – spytał brunet idąc radosnym krokiem wzdłuż chodnika. – Oczywiście pomijając tę niefortunną historię.

  Mimowolnie sam się uśmiechnąłem. Patrząc czasem, wydawało mi się to bezsensowne, ten cały strach i niepewność skierowana do kogoś, kto nie mógł mi nic zrobić.

  – Całkiem fajnie, to wszystko jest dla mnie nowe, ale powinienem szybko się dostosować.

  – Nie musisz się dostosowywać – powiedział nagle i przekrzywiłem głowę, zerkając na niego. – Bądź sobą.

  – To trochę tak, jakbyś kazał rybie oddychać na powierzchni – zacząłem się kłócić. Jestem w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie byłem. Musiałem przywyknąć, jakoś zrozumieć to wszystko, nie mogłem robić sobie pod górkę.

  – Niektóre ryby potrafią przebywać na powierzchni.

  – Prędzej czy później musiałyby znaleźć się w wodzie.

  – Ale mogą znów wrócić, mówię ci, nie udawaj.

  Nie odpowiedziałem. Harry mimo takiej wymiany zdań pozostał uśmiechnięty i opowiadał mi dużo o jego mieście, watahach, tak naprawdę o wszystkim. Ale nie mogłem zrozumieć co miał na myśli mówiąc mi takie rzeczy. Powinienem być sobą i co dalej? Z moim charakterem nie zaszedłbym zbyt daleko w towarzystwie. Coś w środku podpowiadało mi jednak, że on miał rację.

  – Co ty na to, aby gdzieś dzisiaj wyjść, no wiesz, tak dla zapoznania terenu? – zaproponował i zacząłem szybko brać wszystkie za i przeciw. Powinienem opracować plan, jak odwrócić uwagę Alf na mnie, powinienem zająć się lekcjami, jeśli chciałem wszystko zdać i na pewno znalazłoby się jeszcze kilkanaście rzeczy, które mógłbym zrobić...

  – Pewnie.

▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️


Dzisiaj jest ta faza, kiedy będę przechodzić stopniowo do nieopanowanej radości, chyba powinnam się w końcu przewietrzyć.

Tak btw, czy jest ktoś, kto ma tu kręcone włosy i chciałby podzielić się ich pielęgnacją? :c

Normalnie mam ochotę je ściąć, bo jak na nie patrzeć, to od razu płaczę... I jeszcze coś mi do oka wpadło i nie chce wypaść ;;;;;

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz