Rozdział 23

4.8K 261 73
                                    

  Ramię w ramię ruszyłem z Javadem do głównego domu. Zaraz po tym, jak od Harry'ego dowiedziałem się, że będą się tam znajdować dwie Alfy, postanowiłem trochę się o nich dowiedzieć. Raczej od tej strony, której nikomu nie ukazują, chciałem wiedzieć coś o ich sprawach osobistych, musiałem dowiedzieć się niektórych rzeczy.

  – A więc problem z matematyką? – spytał Javad.

  – Niestety – westchnąłem, a była to chyba jedna z nielicznych prawd, jakimi dzieliłem się z innymi. Byłem na profilu, gdzie oczekiwali moich umiejętności do tego przedmiotu i o ile wcześniej był dla mnie całkiem jasny, teraz tracił sens.

  – Wiesz, może lepiej poproszę Zayn'a, aby ci pomógł? Może i mam dobre oceny, ale jestem słaby w tłumaczeniu. – Uśmiechnął się niewinnie i podrapał po karku.

  Przez moje ciało przeszły dreszcze, które spowodował nagły, ostry wiatr. Brunet objął mnie ramieniem i przyspieszyliśmy kroku, aby schronić się w budynku.

  Zanim się zorientowaliśmy zaczęło padać, coraz mocniej i mocniej, wyczuwałem okropną burzę, nie podobało mi się to.

  Wszyscy, którzy z niewiadomych przyczyn znajdowali się jeszcze na zewnątrz najszybciej jak mogli uciekali, aby schronić się. Wbiegliśmy z Javadem do jego domu i zamknęliśmy drzwi, następnie pochylając się równocześnie i opierając dłonie o kolana. Nabieraliśmy głębokie wdechy, aby się uspokoić i unormować oddechy. Spojrzałem w kierunku bruneta i posłałem mu uśmiech.

  – Nie patrz tak na mnie! – zaśmiał się i zaczął roztrzepywać swoje włosy, aby je w ten sposób wysuszyć. – Wcale nie wyglądasz lepiej ode mnie.

  Rozejrzałem się w poszukiwaniu lustra i zerknąłem na swoje odbicie. Miałem zaczerwienione policzki, oklapłe włosy przyklejone do czoła i przemoczone ubrania. Nie reprezentowałem się najlepiej.

  – Nie obchodzi mnie to. – Machnąłem dłonią i skierowaliśmy się na wyższe piętro, które Malik okupował ze swoją rodziną. Pierwsze co rzuciło nam się w uszy, to skomlenie z jednego pokoju. – Co to?

  – Cholera, Diana. – Javad podbiegł w stronę głosu. – Strasznie boi się burzy – wyjaśnił ze zmartwionym wyrazem twarzy.

  Sam za dziecka nie przepadałem za burzą, dlatego rozumiałem jego siostrę. Najbardziej w tym wszystkim przerażały mnie huki. Były nieprzewidywalne, pojawiały się w najróżniejszych miejscach, czasem głośniejsze, czasem cichsze. Jednak trzaski piorunów towarzyszące im sprawiały, że nie potrafiłem usnąć. W mojej głowie zawsze paliła się mała, czerwona lampka, że pewnego dnia ładunek elektryczny uderzy w akurat mój dom i roztrzaska go.

  Już chciałem ruszyć za Javadem, jednak do moich uszu doszedł dźwięk kłótni. Dość ważnej kłótni, zważywszy, że dwa głosy należały do Alf. Spojrzałem na drzwi, za którymi zniknął brunet i biłem się z myślami, czy nie podsłuchać rozmowy. Przymknąłem oczy i już chciałem zrobić krok w przeciwnym kierunku, jednak zatrzymał mnie Javad.

  – Radziłbym nie! – Usłyszałem z pokoju dziewczynki.

  Westchnąłem i wszedłem do pomieszczenia. W oczy rzucały się ściany w żółtym kolorze i drewniane meble, pokój był bardzo przestronny, panował w nim porządek i mimo iż mieszkało w nim jeszcze małe dziecko, nigdzie nie walały się zabawki.

  Javad siedział na łóżku, które swoje miejsce zajmowało przy jednej ze ścian. Trzymał niską brunetkę ciasno w swoich ramionach i delikatnie ją kołysał.

  – To byłoby głupie, gdybyś podsłuchiwał – powiedział w moim kierunku chłopak. Oblizałem spierzchnięte usta i zbliżyłem się do niego o kilka kroków. – Poza tym niekulturalne.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz