67

4.3K 252 85
                                    

— Jestem taki podekscytowany! — pisnął Harry, na co Louis wywrócił oczami, jednocześnie wzdychając. — To będzie pierwsze zdjęcie Darcy!

Zaśmiałem się cicho pod nosem. Szliśmy w kierunku szpitala, gdzie mojemu przyjacielowi miały zostać zrobione pierwsze zdjęcia USG, na które wcześniej nie miał ochoty albo kategorycznie się nie zgadzał.

Czas leciał tak szybko, jakby był piaskiem przesypującym się przez palce.  Wciąż trudno było mi uwierzyć w szczęście jakie mnie spotkało, wciąż nie docierało do mnie, że miałem u swojego boku dwie oddane Alfy, dwoje moich kochanków, którzy mogliby oddać za mnie życie bądź zrezygnować z wszystkiego co posiadali. Otaczali mnie niewyobrażalną miłością, której nawet Lilia nie byłaby mi w stanie dać.

Kiedyś zaprzeczałbym, że znajdę swoje szczęśliwe zakończenie, a co dopiero mate. Chciałem przede wszystkim zająć się swoją watahą i robić najwięcej, aby wszystkim członkom stada żyło się dobrze.

Może nie zwracałem trochę na swoje potrzeby, takie jak spędzanie czasu z rówieśnikami i zapewnianie sobie rozrywki, którą teraz miałem właśnie z Harry'm. Brunet był chodząca pozytywną energią, którą się zarażałem. Nie mogłem trafić na lepszą Lunę, choć czy nie było śmiesznym, iż sam nią byłem?

Dźwięk telefonu rozbudził mnie z zamyślenia i w tym samym momencie uderzyłem w słup. Jęknąłem upadając na chodnik, czemu towarzyszył śmiech Harry'ego i drobne, rozbawione prychnięcie Louisa.

— To nie było śmieszne — burknąłem.

— Wcale, a teraz wstawaj, zaraz spóźnię się na wizytę — parsknął mój przyjaciel i po wyswobodzeniu się z uścisku swojej bratniej duszy pomógł mi się podnieść. Otrzepałem się i podniosłem wzrok na szare tęczówki. — Sam mógłbyś zrobić to USG. Twoich Alf i tak nie ma, więc byłby to idealny moment.

Wzruszyłem ramionami i wznowiliśmy marsz.

— Mam wizytę dzień przed urodzinami Liama, stwierdziłem, że to powinno być... Świeże? Nie mam pojęcia, tak jakoś się złożyło.

Harry skinął głową i przekroczyliśmy próg szpitala. Czułem od niego ekscytację i niewyobrażalny stres. Był on uzasadniony, gdyż nigdy wcześniej tego nie robił. W pewnym sensie sam odczuwałem niepokój, do tego byłem bardziej spięty niż zazwyczaj. Nic jednak dziwnego, gdy wszyscy patrzyli na mnie tym morderczym wzrokiem. Ratował mnie fakt, iż byłem razem z Louisem, który mógłby mnie uratować, gdyby komuś przyszło do głowy, aby mnie zaatakować.

Nie spędziliśmy tu zbyt dużo czasu, z czego się cieszyłem. Nie podobało mi się towarzystwo tylu wilków, do tego czujących do mnie czystą nienawiść przesiąkniętą strachem. Harry przerażony wszedł do odpowiedniego pomieszczenia i rozpromieniony z niego wyszedł.

— Spójrzcie! — zawołał szczęśliwy i wręczył Louisowi zdjęcie, na którym znajdowała się ich, jak to przewidział Styles, córeczka. — To takie nierealne, Freddie byłby chyba bardziej szczęśliwy niż ty. — Dźgnął szatyna w klatkę piersiową, gdy jego reakcją było tylko uniesienie kącików ust.

Szatyn wpatrywał się w zdjęcie jak oczarowany, jakby pierwszy raz widząc takie coś. Chyba był dumny, zresztą, który przyszły ojciec nie byłby?

— Louis?

To jedno słowo wystarczyło, aby mężczyzna podszedł szybko do Harry'ego i unosząc go lekko okręcić się wokół własnej osi kilka razy. Ludzie siedzący w poczekalni zamiast wyrażać obrzydzenie, z jakim witali mnie na początku, spoglądali na nich z dziwną fascynacją, ale czy dziwiło mnie to, gdy Harry tak bardzo zarażał wszystkich wokół? Jego radość była tak silna, że sama miałem ochotę uśmiechać się jak głupi.

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz