Rozdział 5

5.3K 271 70
                                    

  – Pewnie nie miałeś pomysłu na przyszłość, prawda? – spytał, gdy ruszyliśmy w kierunku klasy, gdzie mieliśmy razem zajęcia. Brunet zdziwił się, dowiedziawszy się, iż jestem na drugim roku. To wszystko również mi się nie podobało, bo przedtem miałem swoje liceum, do którego naprawdę lubiłem wracać.

  – Akurat interesują mnie sprawy gospodarcze, polityczne i społeczne, więc uważam, że to dobry kierunek, jeśli chodzi o moje upodobania.

  – Wow, nawet mówisz trochę sztywno jak oni – zauważył i wywróciłem oczami.

  – Jestem tego nauczony, to wszystko.

  – Ta, wmawiaj sobie.

  Harry wydawał się dość pewny jak na Omegę. Nie był strachliwy, nieśmiały, wręcz przyjaźnie nastawiony do wszystkiego i wszystkich. Nigdy nie spotkałem tak pozytywnej osoby jak on. Trzymał się swojego zdania, nie chciał spojrzeć na moje słowa z innej perspektywy niż swojej. Mimo tego, iż znałem go zaledwie dwadzieścia minut, wydawało mi się, że moglibyśmy się dogadać. Może mógłbym mieć kogoś, komu mogę powiedzieć wszystko? To był... Przyjaciel?

  – Dobra, nasza pierwsza lekcja to... – Spojrzał na plan i zaczął wodzić palcem w poszukiwaniu środy. Westchnąłem i sam spojrzałem na kartę.

  – Wychowawcza – wyprzedziłem go.

  – To na piętrze, za mną.

  Tak jak powiedział ruszyłem za nim w stronę schodów. Wciąż nie mogłem się napatrzeć na całe wnętrze tej szkoły. Podążałem za brunetem, co chwila rozglądając się dookoła i widząc jak inni licealiści przypatrują mi się dość nachalnie. Wziąłem głęboki wdech starając się odwrócić myśli od ciągłego obserwowania mnie i wróciłem wzrokiem na Harry'ego w momencie, gdy znaleźliśmy się w odpowiedniej sali. Wszedłem pierwszy i od razu rzuciły mi się w oczy jasne ściany, podwójne ławki, nowoczesne tablice interaktywne. W mojej dawnej szkole nawet nie mogliśmy o tym pomarzyć. Mieliśmy zaledwie kilkanaście dzieciaków, sam miałem jedynie trójkę rówieśników, z którymi wcale nie trzymałem się tak dobrze, jak sądziła ciotka.

  – Tutaj będziemy mieć każdą wychowawczą – zaczął Harry odwracają się do mnie przodem. – Nasza nauczycielka jest całkiem miła, o ile się jej nie zdenerwuje, ale zobaczysz. Nasza klasa jest spoko, na pewno wszyscy cię polubią.

  Uśmiechnął się szeroko i na nowo zobaczyłem dołeczki w jego policzkach. Sam, nawet nie wiedzieć czemu - uśmiechnąłem się. Nikt wcześniej nie był dla mnie tak uprzejmy. Każdy z reguły zajmował się sobą, gdyż żyliśmy tak naprawdę bez wiedzy Alf. Należeliśmy do wygnańców, którzy nie byli zbyt dobrze odbierani. Nikt nas szczególnie nie lubił. Przywódca zakładający watahę tak zwanych wyklętych wilków był narażony na poważne niebezpieczeństwo, dlatego były u nas żelazne zasady. Tutaj wszystko było inne. Nie musiałem się raczej bać, że ktoś nagle mnie zaatakuje i najchętniej zabije.

  – Zobaczymy.

  Zajęliśmy razem miejsca w trzeciej ławce przy oknie. Została minuta do dzwonka i przez okno widziałem jak z dziedzińca zaczęli zbierać się uczniowie.

  Ze zdenerwowania zacząłem tupać nogą o ziemię. Nie miałem pojęcia jak będzie wyglądać tu nauczanie. Czasami jedynie słyszałem, że o wiele różni się niż w małych wioskach. Licealistów było tu dużo, nie jak u mnie. Na całą szkołę mieliśmy dwudziestu jeden uczniów. Tutaj było ich może z sześciuset jak nie więcej.

  Drzwi do klasy zamknęły się dopiero, gdy wszedł przez nie mężczyzna. Wszyscy w pomieszczeniu ucichli i przyglądali się szatynowi dość zdezorientowanym wzrokiem. Zmarszczyłem brwi niezbyt rozumiejąc.

  – Witajcie uczniowie – powiedział łagodnym głosem. Był ubrany w czarną koszulę z odpiętymi trzema guzikami od szyi i tego samego koloru eleganckie spodnie. Kompletnie nie wyglądał jak nauczyciel, miał strasznie młode rysy twarzy, wciąż jednak wydawał się dla mnie około dwudziestolatkiem. Widziałem na jego dłoniach i na klatce piersiowej tatuaże. – Pani Brooks zaszła w ciążę i jest na zwolnieniu, więc przez najbliższe lata, to ja będę waszym wychowawcą.

  Uśmiechnął się w stronę moją i Harry'ego. Jego zęby błysnęły, tęczówki wzmocniły barwę. Odsunąłem się lekko w bok i tak jak przypuszczałem, mężczyzna wpatrywał się w mojego sąsiada z ławki.

  Harry zmrużył delikatnie oczy i z jego rozchylonych ust wystawały ostrzejsze niż normalnie kły. Miałem wrażenie, że zaraz zacznie warczeć na naszego nauczyciela.

  – Jak już zatem wiecie z poprzedniego roku, uczę historii i rozszerzonej historii dla wilków. Przypominam też, że jest ona obowiązkowa.

  Przez salę przeszły jęki niezadowolenia i lekko zawiodłem się. Nie miałem wcześniej takiej lekcji, a mogła wydawać się całkiem fajna.

  – Mam nadzieję, że wszyscy mnie pamiętają, czy może jest ktoś nowy?

  Szatyn oparł się o biurko biodrem i założył dłonie na klatce piersiowej. Gdyby nie to, że uwielbiałem się wszystkiemu przyglądać, nie zauważyłbym, że szatyn nie odrywa wzroku od Harry'ego. Coś jakby mówiło mi, że stara się go zdenerwować przybierając takie pozy.

  – Mamy – odezwał się wspomniany kręconowłosy. Otworzyłem szerzej oczy odwracając do niego wzrok. Uśmiechnął się do mnie krótko i kiwnął ledwo zauważalnie głową.

  – Oh, faktycznie, więc jestem Louis Tomlinson, a jak ci na imię?

  – Niall. Niall Horan.

  Mężczyzna nagle spiął się i jego niebieskie oczy zamgliły się momentalnie. Przeszły mnie dreszcze wzdłuż kręgosłupa, gdy zdawałem sobie sprawę, że wręcz mordercze spojrzenie jest kierowane akurat w moim kierunku.

  Widziałem zaciskające się pięści i wyczuwałem w powietrzu chęć przemiany potężnego wilka. Sam ledwo powstrzymywałem się przed zerwaniem medalionu. Z mojego gardła chciały uciec warknięcia. Mój nowy nauczyciel wyglądał, jakby właśnie chciał rzucić mi pojedynek. Co mogłem zrobić?

  – Wspaniale – wycedził bardzo wymuszonym głosem i sztuczność jego uśmiechu wręcz bolała. –Mam nadzieję, że odnajdziesz się w naszej klasie jak najszybciej.

  Przez resztę lekcji próbowałem pozbyć się parszywego wzroku szatyna. Mimo iż na początku nie mógł oderwać oczu od Harry'ego, to teraz chciał mnie zabić spojrzeniem. Za nic mi się to nie podobało i miałem ochotę po prostu uciec z sali, przemienić się i nigdy więcej tu nie wracać.

  Nie wiedziałem, czy miałem szczęście, iż obok siedział Harry i zapewniał mnie, że on taki jest. Mój nowy nauczyciel był dość młody, bo tak jak myślałem, miał dwadzieścia cztery lata. Do tego był Alfą, ale to było akurat czuć.

  Może tu chodziło o własność? Nie byłem ślepy, widziałem, że brunet był jego mate i być może poczuł przepływającą zazdrość, że widzi obok swojego wybranka inną osobę.

  Lekcja naprawdę się dłużyła, jednak gdy zadzwonił dzwonek jak najszybciej zabrałem plecak i razem z nowym znajomym opuściliśmy salę. Nie chciałem do niej wracać, jeszcze bardziej dobijała mnie więc myśl, że następną lekcją jest historia.

  – Nie przejmuj się.

  Harry poklepał mnie po ramieniu. Spojrzałem na niego nieprzekonany i spuściłem znów wzrok na swoje palce.

  – On serio taki jest, nigdy nie był ufny do ludzi, uważa ich za gorszych, ale tak nie jest. Jesteście tak samo wartościowi jak my; wilki – zapewniał mnie i nawet jeśli nie było prawdą, iż byłem zwykłym człowiekiem, to poczułem się lepiej. Zagryzłem wargę uśmiechając się delikatnie.

  – Dzięki.

  Musiałem wymyśleć plan, jak w najmniej podejrzany sposób ściągać medalion. A przy Tomlinsonie nie będzie to najłatwiejsze zadanie.

  Może... udałoby mi się jakoś wykorzystać w tym Harry'ego?

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz