Rozdział 3

6K 261 26
                                    

  Przeciągnąłem się na łóżku i ziewnąłem. Zamrugałem powiekami kilka razy i zerknąłem w kierunku okna, częściowo zasłoniętego zasłonami. Zrzuciłem z siebie pierzynę i nie zastanawiając się nad niczym wyszedłem na balkon. Wziąłem głęboki wdech porannego powietrza i zmierzwiłem dłonią swoje włosy.

  Słońce ledwo co wstawało, wszystko wyglądało pięknie, cieszyłem się, że mam dobry widok na lasy, leśne ścieżki i jezioro. Nie lubiłem zgiełku, raczej wolałem swoje towarzystwo. W samotności spędzałem dużo czasu w lesie na patrolach czy chociażby spacerach.

  Przejechałem wzrokiem po całej okolicy, którą miałem w zasięgu wzroku. W głowie kotłowało mi się mnóstwo myśli, za którymi przestawałem nadążać. Czułem żal do ciotki, że oddała mnie tak łatwo, nie próbując chociażby wymyślić innego planu na zyskanie dla nas czasu na wybudowanie murów. Wiedziałem jednak, że to dla dobra naszej watahy i nie mogłem nikogo zawieść. Musiałem jedynie odwracać uwagę Alf od poszerzania swoich terenów. A na pewno nie będę tego robić, wiedząc, że przy nich samych żyje nieznany zmienny, skupią się przede wszystkim na zmniejszaniu obszaru, aby łatwiej było mnie złapać. Wilki są bardzo terytorialne. Dopóki z ich terenu nie zniknie zagrożenie, nie zrobią nic innego.

  Z tymi myślami wróciłem do pokoju, zostawiając jednak uchylony balkon. Nie lubiłem przebywać w pomieszczeniach, ograniczały mnie.

  Wciągnąłem na siebie granatową koszulkę i jeansowe spodenki. Miałem zamiar namieszać już dzisiaj; pierwszego dnia szkoły.

  Chwyciłem plecak, który dostałem od Lilii i zbiegłem po schodach na dół. Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić na śniadanie, jednak w końcu stwierdziłem, że zrobię zwykłe kanapki. Nie byłem zbyt kreatywny, tym bardziej utalentowany kulinarnie.

  Usiadłem w salonie i jedząc rozglądałem się po przytulnym wnętrzu. Jego wystrój to nie była moja bajka. Wszystko było zbyt eleganckie, wysprzątane. Nie czułem się dobrze w takich miejscach, dlatego cieszyłem się, że blisko znajdował się las, w którym mógłbym spędzać czas.

  Przeglądałem swój telefon, dopóki nie usłyszałem schodzenia po schodach. Zwróciłem wzrok w tamtym kierunku i zobaczyłem prawie nieprzytomną ciotkę w szlafroku. Miała rozwiane włosy, oczy same jej się zamykały, szła nawet trochę koślawo. Jej wzrok skierował się na mnie i zatrzymała się na ostatnim schodku.

  – Czemu już nie śpisz..? – spytała sennie i przetarła oczy dłońmi. – Nawet szóstej nie ma.

  – Wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Nie przeszkadza mi to, zawsze tak wstaję. Mam wtedy ranną warte.

  Lilia nie odpowiedziała, jedynie pokręciła głową na boki i zniknęła zapewne w łazience. Nawet nie spodziewałem się, że minie ponad pół godziny zanim ona stamtąt wyjdzie. Byłem trochę zszokowany jak dużo czasu zajęło jej to wszystko.

  Drzwi otworzyły się po naprawdę długim czasie i wyszła z nich brunetka w dopasowanym garniturze i eleganckich spodniach. Czarne szpilki zdobiły jej stopy, włosy idealnie spięte w koka i perfekcyjny makijaż godny wieloletnich wizażystek. Zamrugałem kilkukrotnie, nie mogąc zrozumieć jak ta kobieta drastycznie się zmieniła.

  – Mam rozumieć, że zjadłeś już śniadanie?

  – Tak, tak.

  – Super, ja zaraz muszę wychodzić, ale najpierw. – Podeszła do mnie z telefonem w dłoni i pokazała mi mapę, którą miała uruchomioną. – Tutaj jest twoja nowa szkoła – powiedziała wskazując duży budynek znajdujący się niecały kilometr stąd. – Nie jest to coś naprawdę skomplikowanego, raczej się nie zgubisz?

  – Nie, ale... Czy ta szkoła nie stoi przypadkiem na środku granic watah? – Byłem lekko zaskoczony, jak można być tak bezmyślnym? Przecież te stada mogłyby pozabijać się, gdyby tylko przebywały w tym samym pomieszczeniu.

  – Stoi, dobrze widzisz, ale przyszłe Alfy zakazały burzenia jej. Uważają, że potrafią załagodzić sytuację, są jednak w błędzie. Są zbyt młode, aby decydować na tak dużą skalę wilków – prychnęła lekko oburzona i ruszyła w kierunku kuchni. – Nie rozumiem, kto pozwolił im w ogóle na prawo głosu.

  – A mogę wiedzieć, co to za Alfy? – zagadnąłem. Niezbyt podobała mi się wizja wysłuchiwania monologu ciotki o tutejszej społeczności. Tak naprawdę nie obchodziły mnie problemy wilków spoza mojego domu.

  – Młode szczeniaki nie myślące o swoich stadach; rozumiem, że miłość zaślepia, jednak postaw się w ich sytuacji. Powinni zająć się polepszaniem warunków naszego życia, złagodzenia sporu między watahami, a przede wszystkim znalezienia omeg równoległych stad.

  – Masz na myśli, że powinni znaleźć omegi, które dadzą im potomstwo? – zaciekawiłem się.

  – Dokładnie – przytaknęła mi. Zaczęła zalewać miskę wrzątkiem, zapewne miała tam jakąś owsiankę. – I tu nawet nie chodzi o orientację, wszyscy wiedzą, że zarówno dziewczyna jak i chłopak mogą dać im dzieci. Alfy nie mogą zajść w ciążę, oni tego nie rozumieją. Wciąż stoją przy swoim.

  O mało co nie zakrztusiłem się powietrzem pojmując, co chciała przez to powiedzieć.

  – Chwila moment. – Wstałem z kanapy i podążyłem w stronę ciotki. Stanąłem obok niej i oparłem się o blat kuchenny. – To znaczy, że tutejsze Alfy stad są- są ze sobą?

  – Tworzą związek, który niestety nie daje nam dobrej przyszłości.

  – To... To nie logiczne. – Pokręciłem głową. – Narażają swoje stada.

  _ Ale spróbuj im to powiedzieć, a wygnają cię jedynie ze względu uczucia, którymi siebie darzą. Poza tym nie mam zbyt dobrych wieści, gdyż będziesz uczęszczać z nimi do szkoły.

  Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Trudno mi było to sobie wyobrazić. Dwie Alfy w związku. Alfy najpotężniejszych watah, które kłócą się ze sobą od pokoleń, a w zamian za pokój oczekują potomka. Jak bardzo samolubni muszą być, aby nie chcieć dobra dla swoich wilków?

  – Nie mają nade mną kontroli, jestem tylko człowiekiem. – Nawet jeśli było to kłamstwo, to wciąż miałem rację; nie mogli mną kierować, bo nie należałem do ich watahy.

  – Pamiętaj, że są jeszcze kary, a nie szczególnie chciałabym odbierać cię z samego głównego domu – mruknęła do mnie i zaczęła zajadać swoje jedzenie.

  – Nie będzie takiej potrzeby.

  Ciotka po kilkunastu minutach pożegnała się ze mną, wcześniej wyjaśniając jeszcze parę rzeczy, które tak naprawdę wiedziałem, jednak nie chciałem jej przerywać. Czuła się za mnie odpowiedzialna, nawet jeśli sam doskonale potrafiłem o siebie zadbać.

  Zerknąłem w kierunku zegara i stwierdziłem, iż jest odpowiednia pora, do szybkiej przebieżki po lesie. Przemieniłem się w wilka i poruszyłem łbem. Na mojej szyi brzęknął medalion, wydając przy okazji dźwięki ocieranego metalu. Otworzyłem pyskiem drzwi tarasowe i wybiegłem w stronę lasu. Przecisnąłem się przez drewniany płot i od razu znalazłem przy pierwszych skupiskach drzew.

  Czułem delikatny wiatr przepływający przez moje futro, słońce ogrzewało mnie swoim ciepłem, a ptaki ćwierkające dookoła nadawały charakterystyczne dla poranka cechy. Uwielbiałem takie momenty wyciszenia i wysłuchania własnych myśli.

▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️▪️

Na wattpadzie jest tyle zajebistych autorek Zialla, na przykład Marixprincess czy Loccin, a wy jesteście akurat tutaj
🌸🌸🌸

Dziękuję, że czytacie moje wypociny
🌸🌸

Honey, soon | ZiallamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz