•Rozdział 36•

267 26 5
                                    

Wszyscy stali w ciszy. Ola widząc brata, stojącego tyłem do Zachariasza, podeszła do Marcela od przodu. Spojrzała w jego przeszklone oczy. Na jego skroni dziewczyna zauważyła krople potu. Jego stan przypominał, taki jakby miał zaraz upaść na ziemię nieprzytomny. Zachariasz wykorzystując chwilę nieuwagi narzeczonego, przekręcił go w swoją stronę, tak aby ten patrzył w jego stronę. Marcel cały czas patrzył w przestrzeń. Starszy zarzucił ręce na jego kark. Złapał go za tył głowy, zmuszając tym by schylił głowę i spojrzał w niego. Ich usta zatopiły się w namiętnym pocałunku. Młodszy po chwili otrząsnął się z transu i złapał niższego za policzki. Ich pocałunek był tak namiętny, że gdyby nie byli na ulicy, zaczęli by robić sobie dobrze. *ekhem* Ola złapała Marcela za rękaw bluzy i pociągnęła go za sobą. Była już tak wkurzona, że gdyby mogła urwała by mu głowę. Zatrzymała się przy samochodzie Tośki. Otworzyła bagażnik i chwyciła Patryka za kołnierzyk. Ten zasnął i jak poczuł czyjąś dłoń na kołnierzyku wzdrygnął się. Marcel patrzył na całą sytuację z lekkim rozbawieniem.

- Co on robi w bagażniku? – Spytał roześmiany. Nie czuł ani nutki żalu co do chłopaka w bagażniku.

Ola się uśmiechnęła. Pociągnęła pijanego za kołnierzyk, zmuszając go by wyszedł i wstał. Gdy chłopaka posłusznie wykonał zadanie. Poklepała go po policzku i skierowała jego głowę w stronę braciszka.

- A teraz go grzecznie przeprosisz i wrócisz do bagażnika, dobrze? – Spytała spokojnie, ale z furią w głosie. – Dobrze!? – Nałożyła wyraźny nacisk na wypowiedziane słowo.

- Przepraszam... – Mówił ulany, ale nawet nie wiedział co mówi.

Ola kazała mu wrócić do bagażnika, ale ten nie wykonywał poleceń. Wkurzona posadziła go na tylnym siedzeniu pojazdu. Ten zaczął bawić się swoją krzywo zapiętą śnieżną koszulą. Ola westchnęła zrezygnowana. Zachariasz podszedł do Marcela. Złapał go za ramię.

- Zawiozę go do domu i wrócę po was. Czekajcie przed szpitalem. Będę max za dwadzieścia minut. – Powiedziała zdenerwowana. Odjechała.

- Przepraszam. Przepraszam że uciekłem ze szpitala... – Mówił że skruchą. Stali i patrzyli sobie w oczy. Ich czynność przerwał klakson samochodu. Niemożliwe ze tak szybko wróciła... Pomyślał Zachariasz. Po chwili znajdowali się już w drodze do domu...

============================

•W imię czego?• || Nigdy nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz