•Rozdział 63•

205 20 20
                                    

W kącie pokoju, za drzwiami, stanął Marcel. Ola siedziała na pryczy. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł Patryk. Marcel wyskoczył zza drzwi i walnął go w tył głowy, na co on upadł na podłogę. Ola zerwała się z łóżka i obydwoje zaczęli biec w stronę drzwi. Drogę zagrodził im jakiś mężczyzna ubrany na czarno. Wszedł do pomieszczenia i złapał Marcela. Cisnął nim na pryczę. Podszedł do Patryka i pomógł mu wstać. Bez słowa wyszli z pokoju, zostawiając otwarte drzwi.

- Jak myślisz? To pułapka? Uciekamy? – Ola, cały czas patrząc na drzwi, nachyliła się do Marcela i naszeptała mu do ucha, tych kilka magicznych słów.

Nie musiała czekać na odpowiedź, bo po chwili obydwoje już biegli korytarzem. W ogóle nie potrafili się poruszać po tym domu, ale i tak biegli, byleby uciec. Dobiegli do jakichś schodów. Zbiegli szybko na dół. Marcel potknął się na przed ostatnim stopniu, ale ignorując rozdarcie na kolanie biegł za dziewczyną. Skręcili w kolejny korytarz, a ich oczom ukazały się drzwi, które wyglądały na wyjściowe. Dobiegało już do drzwi, ale drogę zagrodziły im dwa goryle, które stanęły przed drzwiami, wychodząc z dwóch sąsiednich pokoi. Odwrócili się żeby uciec, ale w korytarzu stanął Florian, odgradzając im kierunek ich ucieczki. Wskazał dłonią na uciekinierów, a ochroniarze ich złapali w pasie.

- Wiecie gdzie. – Florian zszedł po schodach na jeszcze niższe piętro, zapewne do piwnicy.

Rodzeństwo cały czas się wyrywało, ale do Oli dotarło że to nie ma sensu. Weszli do jakiegoś pokoju, który wyglądał okropnie.

Ściany były szare, ale przyzdobione były ciemnoczerwonymi plamami – krwią.

Ochroniarze puścili rodzeństwo, tak że upadło na podłogę, by po chwili chwycić ich ręce, tak żeby nie mogli wykonać żadnego ruchu. Klęczeli przed ochroniarzami, a przed nimi stał, z perfidnym uśmiechem, Florian. Podszedł do Marcela. Zza paska wyjął pistolet. Przyłożył go do skroni chłopaka. Ola zaniemówiła. Jej serce na chwilę stanęło, po to by zaraz zacząć szybciej bić.

- Ostanie słowa? – Florian wypluł te słowa z wyraźną pogardą, na co Ola zaczęła się bardziej wyrywać. Marcel zwrócił się do Oli.

- Śmierć następuje dopiero gdy człowiek zapomina o innym człowieku.
To tak jakby zasnąć, i się już nigdy nie obudzić. Ale nadal czuć. Słyszeć. Myśleć. I dopiero wtedy gdy inni zapomnął o śpiącym człowieku, następuje śmierć. Zapadasz się do jednej wielkiej czarnej dziury. Nie chcę umierać. Chcę żyć. Żyć w waszych głowach. W waszych sercach. Więc proszę przysięgnij że mnie nikt nigdy nie zapomni. Ja nie chcę zapominać o was. Zajmij się nimi, i powiedz Zchaeiaszowi że przepraszam i że go kocham. Zajmij się Malory i powiedz jej o mnie. Chcę żeby o mnie wiedziała. Nie zapomniała. Kocham cię. Przeproś tatę w moim imieniu. Gdy umrę chce mieć czyste konto. Żegnaj. – Z jego oczu poleciało kilka samotnych łez. Dziewczyna coraz bardziej zaczęła się rzucać, żeby uratować brata.

- Już? Możemy kończyć to twoje nędzne życie? Tak? Powiedz papa siostrzyczce.

Nacisnął spust.

Strzał.

Huk.

Pocisk przeleciał przez głowę Marcela na wylot. Ochroniarz puścił jego ręce, przez co bezwładne ciało upadło na betonowe podłoże. Serce Oli się zatrzymało. Udało jej się wybrać i szybko doczołgała się do już nieżywego brata. Przytuliła jego martwe ciało do swojej klatki piersiowej. Jego serce się zatrzymało. Florian śmiał się jak szaleniec. A Aleksandra? Wykorzystała nieuwagę chłopaków i uciekła z tego przeklętego domu. Bez trudu wybiegła przez drzwi i biegła przez ciebie.

Przez około trzydzieści minut biegła bez przerwy, aż dobiegła do domu Tośki. Ona czuła że jej rodzina tam jest. Podbiegła do drzwi, a one po chwili się uchyliły. W nich stanął Zachariasz. Zdziwił się widząc zapłakaną dziewczynę. Ta wydyszała w jego stronę tylko kilka słów.

- Zastrzelił go. Zastrzeli braciszka.

Zaha zamarł. Zobaczył jak dziewczyna upada i szybko ją złapał. Obydwoje osunęło się na ziemię. Co z tego że byli na dworze, w nocy? Dla nich to nie miało znaczenia. Po prostu płakali. Po chwili podszedł Miguel. Gdy zobaczył swoją żonę, która płacze podbiegł do niej i ja wziął na ręce. Pomógł Zachariaszowi wstać. Dziewczyna wtuliła się w tors męża i zaczęła jeszcze głośniej płakać. Weszli do domu i zobaczyli zdziwione twarze dzieci i Tosi.

- Ciociu, co się stało? Gdzie tatuś? – Dziewczyna musiała stanąć na własnych nogach. Chwiejnym krokiem podeszła do dziewczynki i uklękła przy niej. Przytuliła ją do siebie. Malory nic nie rozumiała. Zrozumiała dopiero gdy Ola szepnęła jej do ucha te trzy słowa.

- Tatuś nie żyje. – Malory znieruchomiała. Zachariasz podszedł do dziewczynki i wziął ją na ręce. Przytulił ją. Sam już miał czerwone od płaczu oczy. To było zbyt ciężkie do przeżycia. Nie mogli w to uwierzyć. Ola patrzyła w podłogę i płakała. – To... To moja wina... Mogłam temu zapobiec... On prosił... On prosił żeby o nim nie zapomnieć... Ja o nim nie zapomnę. Idę zadzwonić do ojca... I do Sylwii...

Dziewczyna chwiejnie wstała i podeszła do telefonu. Wieki nie wykręcała tego numeru. Ale teraz musiała. Musiała do NIEGO zadzwonić.

- Dzień Dobry. Z tej

- Wiem kim jesteś, tato. Dzwonię na prośbę Marcela.

- Chce się spotkać!? To świetnie!

- On się już z tobą nie spotka. On nie żyje... – Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło. Dławiła się łzami. Po drugiej stronie nastała cisza. – Chciał, żebym w jego imieniu cię przeprosiła. On chciał się pogodzić, tylko wtedy był zbyt wkurzony. Chciał żebyś mu wybaczył.

- Wybaczam. Gdzie jesteście? Przyjadę... Pomogę wam...

- Jesteśmy u mojej przyjaciółki, wiesz gdzie...

- Już jadę...

Nastała cisza. Jedyne co przebijało się przez ciszę, to ciche popłakiwania i smutek w powietrzu.

Aleksandrę czekał kolejny ciężki telefon.

***

•W imię czego?• || Nigdy nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz